Artykuły

Malta. Podsumowanie

Propozycje tegorocznej Malty nie tworzyły jakiegoś jednoznacznego nurtu, ale w wielu z nich przewijał się motyw ulegania konsumpcji i coraz większa trudność w nawiązywaniu relacji międzyludzkich. Pojawiały się też echa terroryzmu i konfliktów światowych oraz motyw absurdu historii, która rządzi człowiekiem - festiwal Malta specjalnie dla e-teatru podsumowuje Paweł Sztarbowski

O całościowym podsumowaniu Malty mówić trudno, gdyż niemożliwe okazało się obejrzenie wszystkich spektakli, nawet tych z programu głównego. Wiele z nich się pokrywało. Bardzo ciekawy okazał się projekt European Dance Stage, ale jego przedstawienia grane były tylko jednokrotnie, i dostanie się na nie graniczyło z cudem. Mocno przereklamowany okazał się największy hit tegorocznej Malty, "The Qatsi Trilogy" w reżyserii Godfreya Reggio z graną na żywo muzyką Philipa Glassa. Całość odbywała się na parkingu ulokowanym na dachu Starego Browaru. Wysokie ceny biletów sprawiły, że koncerty stały się dobrą okazją do snobowania. Najśmieszniejsze jest to, że twórcy sami ulegają konsumpcjonizmowi, wobec którego buntują się w swoich filmach. Próbują bowiem sprzedawać swoje dzieło za wszelką cenę, nadając mu rangę europejskiej megapremiery. Podobną okazją do pokazania się w towarzystwie było "Cosi fan tutte czyli szkoła kochanków" zrealizowane przez Jarzynę. Reżyser chciał zakpić z "wprawionej" widowni operowej i zaproponował estetykę popkultury. Było też sporo niewybrednych żartów i erotyczna otoczka. Publiczność jednak zakpić z siebie nie dała. Już na początku dało się słyszeć szepty: - To takie awangardowe będzie. Przedstawienie zostało przyjęte jak kolejny sitcom.

Tym, co wyróżniało tegoroczny program była duża ilość cyrków lub grup stosujących cyrkowe środki. Większość z nich próbuje w ten sposób osiągnąć efekty artystyczne. Nie zawsze się to jednak udaje, co widać było np. w Zespole Artystycznym "Ocelot" czy Cirkus Cirkor ze Szwecji. Parę podniebnych akrobacji i efektownych układów nadaje widowiskom charakter bardziej sportowy niż artystyczny. O tym, że może być inaczej świadczy francuska Compagnie Les Passagers. W widowisku "Recif" rzeczywiście akrobacje nie są celem samym w sobie, ale jednym ze środków artystycznych, służących mówieniu o problemach dzisiejszego świata. W połączeniu z malarstwem i muzyką dają zadziwiający efekt, a wertykalna scena nadaje wydarzeniom nową perspektywę. W podobny sposób broni się widowisko "The Spheres" australijskiej grupy Strange Fruit, grane na wysokich tyczkach. Sprawiają one, że na naszych oczach odbywa się swoisty balet samotności i próby jej przezwyciężania. Podobny motyw pojawiał się w przedstawieniu "Time out" niemieckiego Antagon Theateraction, gdzie samotność postaci chodzących na szczudłach stawała się także ich zniewoleniem. Dopiero w grupie ujawniały się ich marzenia i próby zaznania szczęścia. W przedstawieniu Pawła Szkotaka "Kim jest ten człowiek we krwi" szczudlarze stawali się niecodziennymi zjawami z innego świata, metaforą niezbadanego Losu, gnającego do zguby, na który wysiłki człowieka nie mają żadnego wpływu.

Cyrk stawał się też przerysowaną metaforą konsumpcjonizmu dzisiejszego świata. Widać to było na przykładzie "III. Sympathy for the Devil" Teatru Usta Usta, gdzie widzowie mogli obejrzeć zhiperbolizowane widowisko cyrkowe, którego tematem mogą stać się najobrzydliwsze zbrodnie czy świętości. Całość została okraszona przez spacerujące po arenie wielbłądy. Poprzez agresywne środki artyści pytali o sens naszego świata, nie nadążającego już za falą mód i najnowszych trendów. W spektaklu Lecha Raczaka "Plac Wolności" zrealizowanym w legnickim teatrze cyrk staje się natomiast kwintesencją historii, gmatwającej ludzkie losy w tak przypadkowy sposób, że tylko błazenada jest dobrym odpowiednikiem dla opisania tej sytuacji. Ludzie zaś mogą jedynie miotać się niczym akrobaci zawieszeni na linach, ale nie są w stanie niczego zmienić.

Inną ciekawą propozycją z tego teatru okazało się "Made in Poland" (na zdjęciu) w reżyserii Przemysława Wojcieszka. Akcja została umieszczona w starej hali fabrycznej. Oglądamy historię nastoletniego Bogusia, który nie radzi sobie z dorastaniem i decyduje się na bunt. Razi w tym wszystkim lekko przesłodzony happy end, ale poza tym przedstawienie zaskakuje świeżością rozwiązań scenicznych i przewrotnym potraktowaniem tematu. Podobne zagadnienia podejmowała "Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną" w reżyserii Pawła Niczewskiego z Piwnicy przy Krypcie - Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie. Realizatorzy świetnie poradzili sobie z niełatwym tekstem Masłowskiej. Efektem jest rodzaj teatralnego koncertu, wzorowany na slam poetry. Poza tym w obu tych spektaklach stworzone zostały świetne role głównych bohaterów. Eryk Lubos jako Boguś i Wojciech Brzeziński jako Silny pokazali, że wielkie aktorstwo to nie tyle popis kunsztu, co naturalność i energetyczność, sprawiające, że ich bohaterowie stają się wiarygodni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji