Artykuły

Śmiech w Kwadracie

Chodzenie do teatru dla człowieka, pisującego o teatrze to - jak wiadomo - nie tyle przyjemność, ile obowiązek. Ponadto wyznam, szczerze, że bardzo trudno śmiać się na szampańskich komediach pro­ponowanych przez nasze gwiazdy reżyserii i aktorstwa. Specyficzny rodzaj humoru, proponowany przez naszych specjalistów od satyry w rodzaju pp. Grońskich i Passentów raczej zasmuca, niż bawi.

Mam na myśli widza, bo dla autorów i tak lecą tantiemy, mogą się więc czuć należycie rozweseleni samym faktem dojścia do premiery.

I oto zdarzyło mi się obejrzeć przedstawienie "Księgi Hioba" w Tea­trze "Kwadrat". Jest to scena związana obecnie z Teatrem na Woli. Teatr ten stara się grać dla publiczności, a nie dla snobów jako to przed niewielu laty bywało. Sztuka bawienia tzw. przeciętnego widza, a nie tylko wycieczek z prowincji, przymusowo doprowadzanych do teatru jeszcze nie zanikła zupełnie w naszym, kraju, miejmy więc nadzieję, iż teatr ten, poza obowiązkowym Mrożkiem (danina koniecz­na, by się nie narazić tzw. środowisku) będzie także wreszcie sceną bawiącą i kształcącą wrażliwość estetyczną młodego widza, uczył za­stanawiania się nad losem ludzkim,. Można sobie jeszcze życzyć, by nie szkalował niedawnej przeszłości narodu oraz nie stwarzał okazji do obscenicznych wygłupów i to pod pretekstem wielkiej sztuki. Przy okazji zaś pokazywano w Warszawie osobistość znaną zarówno z fe­stiwali artystycznych, jak i kronik skandalicznych światowej prasy.

Dzieje Teatru "Kwadrat" - to takie przyczynek do polityki kulturalnej w naszym kraju w epoce dekady sukcesu. Utalentowany filmo­wiec zrobiłby na podstawie dziejów tej niewielkiej przecież scenki znakomity thriller albo też komedię pomyłek, co by tam komu wena twórcza dyktowała. Nie sadzę jednak, by bohaterom pierwszego, dru­giego a nawet piątego planu zależało na ujawnianiu wstydliwych dość szczegółów, kryjących się w dziejach dziwnego Teatru Telewizji Polskiej, który poczuł się tak dalece demokratycznie, iż z nadmiaru po­czucia swoistego owej demokracji - przestał chcieć świadczyć, usługi artystyczne na rzecz swej tak hojnej Alma Maier. No, ale to historia i teraz jest przyjemnie spotkać się z utalentowanymi aktorkami, jak panie Alicja Jachiewicz, Joanna Jędryka czy Barbara Rylska oraz z pa­nami Januszem, Bylczyńskim, Marianem Czyżewskim, Józefem Duriaszem, Andrzejem Fedorowiczem, Piotrem, Furmanem, Edmundem Karwańskim, Jerzym Kozłowskim, Kazimierzem Meresem, Pawłem Wawrzeckim.

Artyści ci bawią nas w starej komedii Brunona Winawera, której prapremiera odbyła się u progu niepodległości w warszawskim Teatrze Małym 3 maja 1921 roku. Sam autor określił czas akcji swego utworu: "Rzecz, dzieje się w Warszawie, w czasach mizerii powojennej i upadku literatury dramatycznej". Komedię sprawnie reżyserował Wiesław Rudzki, a scenografię odpracował Wojciech Zembrzuski.

Widzowie, obecni podczas spektaklu bawili się nieźle, świadczyły o tym wybuchy śmiechu. Komedia ta, napisana według wzorów fran­cuskich fars bulwarowych z pewnym swoistym wdziękiem pokazuje postacie, mające z całą pewnością swe pierwowzory w tzw. mondzie warszawskim.

Groźny policjant, który wstydzi się swych pierwocin poetyckich - to być może portret surowego żandarma z legionów i lirycznego poe­ty czyli samego Wacława Kostka-Biernackiego.

Zagubiony w zasadzkach współczesnego świata roztargniony uczony - to zapewne alter ego samego pisarza. Wielokrotnie wracał on do podobnych wątków w swej twórczości dramatycznej, dobrodusznie pokpiwając sobie z inteligenckich oferm życiowych. Zapewne udałoby się także odszukać, jeśli już nie prawdziwe portrety innych bohaterów tej komedii, to z całą pewnością były to tzw. typy charaktery­styczne aferzystów i szulerów karcianych z tamtych lat, o których pi­sywano w ówczesnej prasie w związku z ujawnianymi skandalami to­warzyskimi. \

Tytułowy Hiob Winawera jest utalentowanym uczonym, który - jak to zwykle się dzieje w naszej tradycji - zarabia mało, a w stosunku do swej żony - artystki podkasanej muzy tak źle, iż le­kceważy go we własnym domu służba i stali bywalcy. Ba, ambitny uczony usiłuje nawet prowadzić oddzielne gospodarstwo, co jednak nie przesądzi o jego przykrym losie. Zostanie mu odebrane wszystko - nawet dobre imię, Tyle tylko, iż jest to Hiob komediowy, stąd też nastąpi pożądana interwencja nie tyle sił nadprzyrodzonych, co naj­zupełniej materialnych. Nasz Mmb może uważać więc swą przykrą przygodę za przejściowy jedynie upadek.

Autor komedii - Bruno Winawer zasługuje na rocznicowe przypomnienie, zmarł bowiem przed 40 laty na gruźlicę, jako ofiara wojny. Ten urodzony w 1883 roku komediopisarz i jeden z pionierów popu­laryzacji techniki w naszym kraju był z wykształcenia fizykiem. Pracował pod kierunkiem najwybitniejszych uczonych w uczelniach nie­mieckich, holenderskich i na Politechnice Warszawskiej. Stąd też w swych utworach dramatycznych chętnie wracał do motywu, niedoce­nionego naukowca, ośmieszanego przez otoczenie, żyjące w znakomi­tych warunkach materialnych. W roku 1920 Winawer rzucił posadę asystenta na Politechnice, chociaż nadal publikował artykuły naukowe z zakresu fizyki - coraz częściej i chętniej pisywał felietony oraz groteskowe komedie, podobne w swych paradoksach do "irlandzkiego kpiarza" czyli G.B. Shawa. Mało jednak kto wie, że Winawer w latach swej młodości był mocno związany z ruchem rewolucyjnym. Współ­pracował z legalną i nielegalną prasą socjalistyczną. Na zamówienie SDKPiL napisali razem z Tadeuszem Radwańskim zbiór satyrycznych pieśni i wierszy pt. "Konstytucja z nahajką". Zbiorek ten stał się także w sensie dosłownym bestsellerem., niezależnie od swej funkcji politycznej. Opowiadał mi wiele lat temu Tadeusz Radwański, że przydały się im owe ruble, które otrzymali razem z Winawerem jako honorarium za dwa nielegalne wydania. Stary niewidomy pan uśmiechał się przy wspomnieniu owego znakomitego kawału, sprawionego carskiej wła­dzy...

Winawer był niezwykle aktywny twórczo aż do wybuchu II wojny światowej. Przeżył okropny okres lat 1941-1942 w warszawskim, getcie, z którego wyciągnęli go przyjaciele. Ukryto go na Lubelszczyźnie, zmarł w Opolu Lubelskim, w kwietniu 1944 roku. W roku 1960 została ufun­dowana nagroda jego imienia za prace popularyzujące nauki ścisłe i technikę, przyznawana przez redakcją "Kuriera Polskiego" i Polskie Radio. Gdyby żył - cieszyłby go zapewne ów chóralny śmiech widzów w Teatrze "Kwadrat" bardziej od wszelkich innych honorów. To przecież dowód, iż kolejne pokolenia zaakceptowały jego niepoważną twór­czość, dla której zrezygnował z katedry, sławy i międzynarodowych honorów. Spadły one za to na jego Hioba...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji