Artykuły

Lubię Mozarta

- Typowo poznańska plotka. Z agencji towarzyskich nie ma nikogo. To są ludzie, którzy lubią tańczyć. Pochodzą z różnych grup środowiskowych. Są ludzie z wyższym wykształceniem m.in. architekci - mówi GRZEGORZ JARZYNA o statystach, których obsadził w swoim poznańskim spektaklu "Cosi fan tutte".

Rozmowa z Grzegorzem Jarzyną [na zdjęciu], reżyserem:

Grzegorz Jarzyna bulwersuje Poznań?

- Nie było to moim zamierzeniem. "Cosi fan tutte" to komedia, zabawa, spektakl bardzo lekki i tak się powinno do niego podejść. Oczywiście, może być ktoś, kto nie akceptuje mojej reżyserskiej wizji tej opery. Mogę tylko zapewnić, że nie widziałem jeszcze takiego spektaklu w operze. Nie widziałem takiej lekkiej formy, takiej spontaniczności.

Dlaczego wybrał pan na początek właśnie Mozarta?

- Bardzo lubię go słuchać. To spontaniczna muzyka, dająca wiele możliwości, ma dużo podtekstów, które można wykorzystać. To muzyka i libretto, które trafi do bardzo wielu ludzi.

Wielu, ale wyłącznie dorosłych?

- Nie wiem. Każdy powinien to osądzić sam. Sądzę jednak, że na ten spektakl nie powinno się przyprowadzać dzieci.

No właśnie, więcej pan w nim odkrywa - legendy krążą po Poznaniu o goliźnie na scenie - niż zakrywa.

- To jest tak - i libretto i muzykę trzeba na nowo odkryć, otworzyć - od czasów

romantyzmu wystawiano ją w zbyt poważny sposób. To kolejni reżyserzy skazali ją na marginalizację. Dopiero chyba w latach 60. wróciła do repertuaru teatrów.

Statystów obsadzał pan ludźmi wybranymi na castingach.

- Owszem, odbyło się kilka. Wybierałem ludzi, którzy przygotowani są na przygodę.

Podobno jako roznegliżowane statystki zatrudnił pan dziewczyny z agencji towarzyskich?

- Typowo poznańska plotka. To nie tak. Z agencji nie ma nikogo. To są ludzie, którzy lubią tańczyć. Pochodzą z różnych grup środowiskowych. Są ludzie z wyższym wykształceniem m.in. architekci.

Czy wybierał pan ich według jakiegoś klucza?

- Nie, poprosiłem fachową firmę o przeprowadzenie castingu. Były to wideopropozycje. Przedstawiono mi sporo osób i spośród nich wybrałem te, które najbardziej mi odpowiadały.

Dość mocno reinterpretuje pan operę Mozarta. Znany jest pan z tego, że takich zabiegów używa pan także w dramacie. Gdzie prościej tego dokonać?

- Dla mnie to jeden problem. W przypadku "Cosi fan tutte" była to kwestia rozmowy z dyrygentem - przedstawienia mu mojego pomysłu i uzyskania jego akceptacji. Moja interpretacja odbiega od klasycznej, ale nie zmienia sensu tekstu. "Cosi fan tutte" to bardzo współczesna opowieść, dotycząca kobiet, wyzwolonych kobiet. Teza przedstawienia jest taka, że wszystkie one mogą zdradzić. Choć, jak to w życiu bywa, los płata figle. U mnie jednak jest happy end.

Nie miał pan problemów z przełożeniem języka mówionego na śpiewany?

- Musiałem się trochę tego nauczyć, ponieważ proste przestawienie nie jest możliwe. Teatr i opera rządzą się różnymi prawami. W teatrze dominuje słowo, tutaj muzyka. Dramaty i konflikty są rozwiązywane w inny sposób. W operze dużo wyraża się jednak przez muzykę. Moim celem było podłączenie się ze słowem do dramaturgii muzyki. W nim już wszystko jest zawarte. Libretto było gotowe, a Mozart je zinterpretował. Ja z kolei zająłem się interpretacją mozartowską.

A śpiewaków musiał pan bardzo "przełamywać" i przekonywać, by zgodzili się na pana koncepcję?

- Nie. Nie miałem problemów z przekonaniem ich do mojej koncepcji. To bardzo dobry zespół. Właściwie zaufali mi na początku. Potem w trakcie realizacji orientowali się, że to wszystko, co mówiłem, to nie żart. To niesamowite, ale gdy o 10 zaczynała się próba, oni punktualnie o 10 byli gotowi - przygotowani i rozśpiewani. Były czasem takie momenty, że zaczynali dopytywać o różne rzeczy. Wtedy przerywaliśmy próbę i tłumaczyliśmy sobie.

Jak to się stało, że zdecydował się pan na realizację opery?

- To pomysł Sławka Pietrasa, on mi to zaproponował. Chciałem też spróbować czegoś innego, jakiegoś wyzwania, żeby się pobudzić i nabrać żądzy mordu.

* * *

Grzegorz Jarzyna

Jest najbardziej znanym twórcą młodego pokolenia debiutującego w latach 90. Jego pojawienie zrewolucjonizowało polski teatr. Jest absolwentem wydziału filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego i reżyserii krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, gdzie studiował pod kierunkiem Krystiana Lupy. Od 1989 roku jest dyrektorem artystycznym TR Warszawa (dawniej Teatr Rozmaitości). Reżyser jest laureatem m.in. paszportu Polityki (1999), nagrody im. Konrada Swinarskiego przyznawanej przez miesięcznik "Teatr".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji