Artykuły

"Zemsta" J. Krasowskiego w Moskwie

W ostatnim miesiącu ubiegłego roku donosiła prasa moskiewska o wielkim powodzeniu, jakim cieszą się wystawiane w ramach Dni Kultury Polskiej nasze spektakle teatralne. Że podobały się naszym wschodnim sąsiadom sztuki współczesne - to łatwo można wytłumaczyć. Zadziwia jednak sukces odniesiony przez "Zemstę" - A. Fredry. Jest to przecież sztuka specyficznie polska, zakorzeniona mocno w naszej społeczno-kulturalnej tradycji. Okazuje się jednak, że utwór ten, który dzięki szkołom dawno "zawędrował pod strzechy", poddany odpowiednim obróbkom scenograficznym i reżyserskim, może wyrażać treści uniwersalne, ogólnoludzkie. Zastanawia przy tym to, iż radzieckim odbiorcom nie przeszkadzał wcale kostium historyczny, tradycja stanowiąca istotny składnik przedstawienia.

"Reżyser i aktorzy - powiada sprawozdawca teatralny Moskowskowo Komsomolca - prowadzą spektakl na ostrej osi groteski - jeszcze moment a teatr przemieni się w błazenadę. Jednakże prowadzą tak precyzyjnie, że teatr zostaje teatrem, swawolnym i olśniewającym, jak cyrk, nie stając się wcale prymitywnym, nie starając się rozśmieszyć za wszelką cenę. Zresztą - dodaje recenzent - nic w tym dziwnego: w spektaklu biorą udział świetni aktorzy - Jakut, Lekarew, Kalagin..."

Ostatnie słowa sprawozdawcy dziwić mogą jeszcze bardziej: okazuje się bowiem, że radzieccy aktorzy grali "Zemstę" w reżyserii dyrektora wrocławskiego Teatru Polskiego - Jerzego Krasowskiego... Był tedy utwór Fredry, utwór eolski, reżyserowany przez Polaka!

Zwróciłem się niedawno do Krasowskiego, który powrócił z Moskwy ze wspaniałym dyplomem radzieckim (podpisanym przez K. Furcewą - ministra kultury ZSRR), z szeregiem pytań dotyczących zabiegów, Jakich dokonał na utworze, by okazał się on dziełem współczesnym.

JERZY KRASOWSKI: Tekst można traktować albo jako obowiązującą wykładnię widowiska, albo jako zakodowaną literacko rzeczywistość. Przy pierwszym ujęciu, czyli przy dosłownym potraktowaniu utworu, rezultat nie musi oddziaływać. Tekst zostaje tekstem, Przy drugim natomiast - następuje, jak gdyby przekodowanie rzeczywistości, wydobycie "miąższu" tekstu, jego "ducha". Wówczas nie przeszkadzają nawet te konwencje, w jakich utwór został stworzony. Więcej - stają się one funkcjonalne przy ukazywaniu tego, co interesuje nas dzisiaj.

JAN KUROWICKI: Czy może w trakcie realizacji był Pan zmuszony przestawiać jakieś partie tekstu, skreślić coś, albo dodać z innych utworów Fredry?

JKR: Nic z "Zemsty" nie skreśliłem, niczego nie przestawiałem. Dzieło to uważam za skończone i za zrobione doskonale. Fredro zawarł w nim pewną wiedzę o świecie. Ja - postanowiłem ją wydobyć. Oczywiście, gdybym był patrzył tylko na styl dzieła, a nie na świat w nim zawarty, stworzyłbym coś martwego. Starałem się spojrzeć na Fredrę poprzez dokumenty epoki, gdyż one są pomocne przy wydobywaniu tego, co istotne. Pozostawałem wierny samemu Fredrze.

JK: Jeżeli patrzy się na utwór przez dokumenty epoki, w jakiej on powstał, to odczytanie jego musi być umieszczone w jej kolorycie. Wiemy dobrze, w jakich czasach "Zemsta" powstała, wiemy, że dotyczyła spraw typowo polskich. Czy ze względu na radzieckich widzów nie był Pan zmuszony (przynajmniej częściowo) zrezygnować z oddawania owej polskości?

JKR: Była to jedna z największych moich trosk, żeby spektakl był polski. Nie jest to zadanie przy "Zemście" łatwe. Gdy się ma do czynienia, powiedzmy z utworami Kruczkowskiego, sprawa jest znacznie prostsza. "Pierwszy dzień wolności" czy "Niemcy" umiejscowione są w niedalekiej przeszłości, we wspólnej społeczno-kulturalnej tradycji, Tu - inaczej. Po pierwsze - trzeba było wygrać utwór od strony spektakularnej, co przy Kruczkowskim przecież nie musi być kłopotem największym. Po drugie - ważne było to, żeby Rosjanie-aktorzy zagrali Polaków. To się udało. Po trzecie - chodziło o to, by nie traktować dzieła Fredry tylko w sosie lokalnym, ale, by nie tracąc nic z kolorytu lokalnego, wywieść je na poziom ogólny, Trzeba było więc położyć nacisk na namiętności w "Zemście" zobrazowane. Zdaje mi się, że wspomniany recenzent mówiąc, że spektakl jest współczesny, uchwycił to właśnie.

JK: Co właściwie "chwyciło" widza moskiewskiego w Pańskim przedstawieniu?

JKR: Cóż, ludzie kochają się i nienawidzą podobnie pod każdą szerokością geograficzną i w każdym czasie. Miłość i nienawiść, dobro i zło, słabostki ludzkie - to chyba wzrusza najbardziej. Koloryt naszej tradycji dodał przedstawieniu krasy. Fakt, że "Zemsta" nie była przedstawieniem kostiumowym, był wielkim zaskoczeniem, Przed kilkoma laty grano "Zemstę" po ukraińsku. Nie chwyciła. Po rosyjsku wystawiono ją po raz pierwszy.

JK: Czy powodzenie "Zemsty" nie wynika stąd częściowo, że Polacy i Rosjanie posiadają zbliżoną tradycję: ich szlachta przeżywała przecież podobne konflikty?

JKR: Ja bym to powiedział inaczej: wszystkie kultury posiadają wiele cech wspólnych. Ale to nie tłumaczy zbyt wiele. Dostojewski na przykład dlatego jest uniwersalny, bo jest rosyjski. To co posiada istotne wartości ma charakter narodowy. Narodowość jest główną bramą do uniwersalności sztuki. Wydaje mi się, że nie tyle wspólnota tradycji, ile wydobycie przez widzów tego, co ważne po prostu dla człowieka, co jednak musi być uwikłane w zaplecze kultury określonego narodu, było przyczyną porozumienia. Zresztą, zrobiłem przedstawienie będące odbiciem wrocławskiego. Na podobnej zasadzie udało mi się zrealizować moskiewskie.

Prócz "Zemsty" robione były przedstawienia sztuk Szaniawskiego, Kruczkowskiego, Broszkiewicza i innych. Nie budziły one żadnych obaw. W ambasadzie naszej niepokojono się najbardziej o "Zemstę". Po premierze jednak wszelkie obawy zniknęły. Kierownik Teatru im. Jermołowej prorokował, że mój spektakl ma szanse utrzymać się przez kilka lat w repertuarze. Cieszy to tym bardziej, że nam, Polakom, czytanie i oglądanie "Zemsty" dyktuje serce. Oni natomiast nie mają tu żadnych zobowiązań,

JK: Jak wyglądała Pana praca konkretnie w teatrze?

JKR: No, najwięcej kłopotów sprawiało to, że miałem na zrobienie przedstawienia tylko dwa miesiące. Tempo więc było ogromne. Na dwa tygodnie przed premierą - zachorowalł aktor, który miał grać rolę Cześnika. To była trudność niespodziewana. Przy okazji robiłem przedstawienie inne dla telewizji rosyjskiej, które także udało się bardzo dobrze i postanowiono je puścić jeszcze raz na cały ZSRR. Z jednej więc strony musiałem zajmować się aktorami grającymi w "Zemście", z drugiej przygotowywać przedstawienie telewizyjne. Dochodziły do tego inne kłopoty związane z tym, że musiałem mieszkać w hotelu w obcym mieście, co nie ułatwiało pracy.

JK: Ale sukces wszystko wynagradza?

JKR: Tak. Cieszy on mnie bardzo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji