Artykuły

Ona i chłopiec, a nawet mężczyzna

Materia tekstu i temat zostały potraktowane bardzo indywidualnie. Takie, pozbawione dystansu, podejście może być jednak pułapką na drodze do artystycznej precyzji - czwarty dzień łódzkiego festiwalu RETRO/PER/SPEKTYWY 2012 podsumowuje Karolina Wycisk z Nowej Siły Krytycznej.

Czwarty dzień łódzkiego festiwalu RETRO/PER/SPEKTYWY 2012 był przeglądem solowych występów młodych twórców. Publiczność obejrzała monodram Janusza Adama Biedrzyckiego w reżyserii Magdaleny Paszkiewicz oraz występ Małgorzaty Lipczyńskiej, którego współreżyserem jest Tomasz Rodowicz. W obu spektaklach aktorom towarzyszyła muzyka na żywo: świetnego multiinstrumentalisty Sebastiana Klima w pierwszym z nich i ubranego w kostium misia (sic!) Kuby Pałysa w monodramie Lipczyńskiej.

W klimatycznym Teatrze Szwalnia Janusz Adam Biedrzycki pokazał "Upadek - Psycho Somatic Gaym", sceniczne zmagania się mężczyzny (czy może chłopca?) ze społecznymi oczekiwaniami, próbę zdarcia z siebie genderowego kostiumu, który krępuje prawdziwą naturę człowieka. W pierwszej scenie tancerz obrysowuje kredą kontury swojego ciała. Na ścianie powstaje niepełny wizerunek postaci, kilka krzywych linii, niedokończonych okręgów. Ten obraz może być metaforą rozbitej tożsamości, schizofrenii, ale też przestrzeni dopiero możliwych wyborów - ostateczny (i niepowtarzalny) kształt zależy od tego, jak połączy się wszystkie kreski. W kolejnych sekwencjach aktor dosłownie "wchodzi" w rolę mężczyzny, potem kobiety. "Wsuwa" swoje ciało w męskie spodnie i koszulę przyczepione do ściany, jest unieruchomiony w tym stroju, ograniczony. Zrywa z siebie ubranie, ale zaraz ponownie wciela się w rolę, tym razem kobiety, naciągając na siebie suknię ślubną. Te przebieranki służą refleksji na temat świadomości własnego ciała i umysłu, konieczności realizacji zadań przynależnych do jednej z dwóch płci. Sekwencje taneczno-ruchowe mają równoległą narrację w postaci niedługich monologów, fragmentów inspirowanych "Sennością" Wojciecha Kuczoka. Biedrzycki w swojej opowieści "o chłopcu w mężczyźnie, czy może mężczyźnie w..." pyta, co się stanie, gdy wyzwolimy się ze społecznych (cielesnych, indywidualnych) ograniczeń, poszukamy alternatywnych rozwiązań, damy sobie szansę "oswajania innej miłości". Bohater tej historii to Adam - być może jest to bardzo osobista wypowiedź twórcy. W opisie spektaklu znajdujemy grę w dopowiedzenia, którą musimy jednak wypełnić sami, bo Biedrzycki nie podaje jedynego słusznego rozwiązania tej zagadki:

1. Moją przestrzeń dopełnia...

2. Moją przestrzeń ogranicza...

3. Moją przestrzeń stwarza...

A. Kobieta

B. Mężczyzna

C. Samotność

Zarzuty, jakie można postawić twórcom "Upadku...", to niedopracowane sceny ogrywania rekwizytów (męskiego ubrania, sukni, wstęg materiału podwieszonych u sufitu), a także zbyt natchnione i wydłużone momenty wygłaszania monologu. Na szczególne wyróżnienie zasługuje natomiast niesamowity podkład muzyczny wykonywany na żywo przez Sebastiana Klima.

Monodram Małgorzaty Lipczyńskiej "napewnomoże" powstał z inspiracji życiem i twórczością Aglai Veteranyi, aktorki i pisarki pochodzenia rumuńskiego. Veteranyi wywodziła się z rodziny artystów cyrkowych, więc jej życie od początku naznaczone było podróżą. To dlatego scenę otocza obwód z usypanego piasku (droga), na którym stoi mnóstwo par damskich i męskich butów. W prawym rogu leżą olbrzymie skórzane poduchy - ułożone tak, żeby przypominały gigantycznego pluszowego misia. Naprzeciw stoi podświetlona w trakcie całego spektaklu metalowa miska z wodą, symboliczne nawiązanie do samobójczej śmierci Veteranyi, która 3 lutego 2002 roku skoczyła do Jeziora Genewskiego. Kolejnym znaczącym elementem jest stara maszyna do pisania - narzędzie pracy pisarki.

Lipczyńska jest na scenie całą sobą, w niezwykle ekspresyjny sposób obrazuje myśli, odczucia i obawy kobiet(y). Bohaterką opowieści jest zarówno postać opisana przez Veteranyi w jej bardzo autobiograficznej prozie, jak i kobieta współczesna, która chce żyć intensywnie, szuka ekstremalnych doznań, ale jest też pełna obsesji, niespełnionych marzeń i lęków. Podobnie jak w przypadku poprzedniego spektaklu, tak i w tym, to ciało aktora prowokuje do pytań o istotę (w tym przypadku) kobiecości. Atrakcyjność nie zawsze idzie w parze z emocjonalną stabilnością czy pewnością siebie; poza tym kobieta, jeśli chce, "może być krową" - obiektem męskiej lub kobiecej żądzy. Ona sama może prowokować sytuacje pełne seksualnych podtekstów, po to żeby znaleźć ujście dla depresji i znudzenia. Kobieta z "napewnomoże" snuje fantazje na temat seksu z własnym ojcem (wielkim penisem jest poduszka, z którą bawi się aktorka), zaspokaja masochistyczne pragnienia, chwilami jest kokietką i gwiazdą estrady, momentami - aktorką ze spalonego teatru. Tak jak w książce "Dlaczego dziecko gotuje się w mamałydze?", tak i tutaj narratorka opowiada o marzeniach, których nie da się ziścić. Przed publicznością staje nie gwiazda filmowa w czarnej mini, ale zdesperowana dziewczyna w rozmazanym makijażu, z rękami w bliznach i tatuażem na piersi. Jak o kreowanej przez siebie postaci mówi Małgorzata Lipczyńska: "Z pozornie niepowiązanych ze sobą tekstów wyłania się osobowość zbudowana na kontrastach, w której miłość do świata miesza się z głęboką depresją, a dziecięca naiwność z okrutną szczerością. Witalność przenika się z wszechobecnym poczuciem śmierci, wrażliwość i subtelność z sadomasochistyczną seksualnością, miłość macierzyńska z pedofilią, bezgraniczne oddanie z gwałtem". Na koniec wyznaje: "Z czasem najważniejsze stało dla mnie znalezienie sposobu na okiełznanie własnej choroby".

W monodramie Lipczyńskiej męczyła przede wszystkim forma - wykrzykiwane zdania i gra aktorska, utrzymywana stale na podobnym poziomie ekspresji, w końcu nagromadzenie rekwizytów, które nie do końca spełniały istotną funkcję.

Monodram jest niezwykle wymagającą formą teatralnego wyrazu. Jako połączenie różnych metod ekspresji - pantomimy, tańca, elementów teatru dramatycznego, sztuki opowiadania historii - może być naprawdę innowacyjnym eksperymentem. Niestety w niektórych przypadkach istnieje niemałe zagrożenie: przerost formy nad treścią. Zarówno w "Upadku...", jak i "napewnomoże" materia tekstu i temat zostały potraktowane bardzo indywidualnie, czego sami twórcy nie ukrywali przed festiwalową publicznością. Takie, pozbawione dystansu, podejście może być jednak pułapką na drodze do artystycznej precyzji i samokształcenia. Biedrzycki i Lipczyńska w pełni zaangażowali się w projekty, ale zabrakło w nich obiektywnego spojrzenia na swoją pracę. O poruszanych problemach mówili głośno i dobitnie, każdy na swój sposób. Forma, jaką wybrali, okazała się zbyt dominująca nad istotną przecież treścią, a niektóre środki scenicznego wyrazu - nachalne i niepotrzebne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji