Artykuły

Tęsknota za Malambo

Paweł Łysak zdecydował się na wystawienie w Teatrze Polskim moralizatorskiej przypowieści Tadeusza Słobodzianka "Kowal Malambo". Historyjka o Kowalu (Robert Więckiewicz) i jego psie (Arnold Pujsza), którzy bardzo pragną znowu być młodzi, pić tinto, grać w truko i tańczyć z lolą Malambo. W miarę upływu lat okazuje się jednak, że tinto jest rozcieńczane, w truko się oszukuje, a lole są farbowane. Wszyscy też zapomnieli już, co to jest Malambo. O całe zło i istnienie diabłów Kowal oskarża Pana Jezusa (Wojciech Siedlecki), a ten na klęczkach przyznaje mu rację, obiecując jednocześnie, że zmieni mu duszę, by już nie pamiętał. Rzeczywiście zmienia, ale Kowal nie zapomina o Malambo.

Opowieść bardzo błaha, praktycznie bez treści, nie ma też dostatecznej pointy. Widać w przedstawieniu znaczny przerost formy nad treścią. Jednak jest to pierwsza sztuka od dawna, w której się coś dzieje na scenie. Aktorzy tańczą, śpiewają. Co prawda złośliwi po premierze stwierdzili, że te przytupy są po to, by widz nie zasnął. Ale, aż tak źle nie jest.

"Kowal Malambo" trwa 70 minut, ma tempo i swój klimat. Każdy widz zrozumie, o co chodzi, bowiem dialog i sytuacja powtarzane są trzy razy. Zaletą tego spektaklu będzie także to, że pewne powiedzonka znajdą się na stałe w naszym słowniku, jak choćby: "Honor to honor, a podpis to podpis" i "Pucha digo" (kurcze pieczone). Kowal powinien spodobać się młodzieży, zrobiony jest bowiem na zasadzie widoeclipu.

Bardzo dobra jest muzyka Marcina Błażewicza w wykonaniu zespołu muzycznego. Uwagę zwraca także choreografia Władysława Janickiego i scenografia Aleksandry Semenowicz. Trudno faworyzować kogokolwiek z zespołu aktorskiego, wszyscy bowiem grają na dobrym poziomie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji