Artykuły

Dobry kowal nie jest zły

Sztuka "Kowal Malambo" Tadeusza Słobodzianka nie jest dramatem w klasycznym tego słowa znaczeniu. Zawiera w sobie elementy moralitetu, bajki, farsy, satyry i nawet musicalu. To pomieszanie różnych gatunków i stylów daje w rezultacie oryginalny efekt artystyczny. Przedstawienie w Teatrze Polskim może niekoniecznie trzeba, ale warto zobaczyć.

Tytułowy bohater spektaklu, grany przez Roberta Więckiewicza wbrew pozorom nie jest tylko żwawym, zabawnym, dobrodusznym i dosyć lekkomyślnym staruszkiem, który tęskni do lat swojej młodości, do hulanek, swawoli, swojej dziewczyny Loli i tańca malambo. Jest przede wszystkim filozofem, który decyduje się wcielić swoją filozofię w życie. Chce żyć radośnie, nie czyniąc nikomu krzywdy i "korzystać z dnia".

Jak Faust Goethego podpisuje cyrograf. Za przywrócenie młodości sobie i swemu wiernemu psu, Panu Biedzie (Arnold Pujsza) oraz pieniądze na rozrywki - sprzedaje diabłu duszę.

Faust podpisał cyrograf tylko raz. Kowal Malambo podpisuje go aż trzy razy. Jednak rzeczywistość, którą spotyka po przemianie rozczarowuje go. Do wina dolewa się wody. Oszukuje podczas gry w karty. Lola okazuje się farbowana. Świat, który go otacza stał się nieuczciwy i zły. Nawet psów już nie wpuszcza się do lokalu. A przecież "podpis - to podpis, honor - to honor". Szatan upomni się o duszę Kowala Malambo.

Pan Jezus (Wojciech Siedlecki) jest jednak miłosierny. Stwierdza, że nie spotkał jeszcze człowieka tak w istocie swojej dobrego, jak główny bohater spektaklu. Dlatego ofiarowuje Kowalowi nową duszę.

Młody zespół aktorski Teatru Polskiego dobrze sobie radzi z przeniesieniem na scenę nie poddającego się łatwo zabiegom inscenizacyjnym dramatu Słobodzianka. Rzecz pisana była przecież dla teatru lalek. Robert Więckiewicz jako Kowal Malambo wreszcie pokazał, co - jako aktor - potrafi. I bardzo nas to cieszy. Przypomnijmy, że właśnie Więckiewicza nagrodziliśmy w ubiegłym roku "Różą" za rolę prokuratora w "Edmondzie". Oglądając go jako von Kostryna w "Balladynie" zwątpiliśmy w trafność naszego wyboru. Świetny jest również Arnold Pujsza jako pies Bieda i Zina Kerste jako Lola. Na uwagę zasługuje także Grzegorz Mostowicz-Gerszt grający Lili.

Mocną stroną spektaklu jest również muzyka Marcina Błażewicza i choreografia Władysława Janickiego oraz scenografia Aleksandry Semenowicz.

Przedstawienie ocenić należy jako co najmniej poprawne. Paweł Łysak - reżyser spektaklu - pewną ręką poprowadził zespół Teatru Polskiego i zrobił przedstawienie przemyślane i wyważone. Nie epatował nadmiernie publiczności egzotyczną (rzecz dzieje sie w Argentynie) ludowością, ale skoncentrował się na przekazaniu wartości uniwersalnych, ponadczasowych. Po niewypałach ("Balladynie" wystawionej w tym sezonie, "Nocy Walpurgii", "Małym ilustrowanym karawanie" i "Jak wam się podoba" z sezonu poprzedniego) cieszy, że wreszcie w Teatrze Polskim doczekaliśmy się ciekawego przedstawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji