Artykuły

W teatrze ocalenie

Kolejna premiera w Teatrze Współczesnym już w najbliższy piątek. Na scenie Malarni zobaczymy adaptację słynnej XVIII-wiecznej powiastki filozoficznej Denisa Diderota "Kubuś Fatalista i jego pan". Ten pełen przygód dialog bohaterów przemierzających świat wyreżyserował Romuald Zioło, znakomity reżyser, który na co dzień współpracuje z warszawskim Teatrem Powszechnym.

ANETA DOLEGA: Co sprawiło, że podjął się pan reżyserii w Szczecinie, na deskach Teatru Współczesnego?

ROMUALD ZIOŁO: Sympatia dla Ani Augustynowicz, z którą znamy się ponad dwadzieścia lat, oraz uznanie dla zespołu. Odpowiada mi jego energia, światopogląd, a także to, iż oddalony od telewizyjnych pokus zatraca się w pracy nad spektaklem.

AD: W Szczecinie zrealizuje pan "Kubusia Fatalistę..." Denisa Diderota. To klasyczny tekst, który był adaptowany wielokrotnie, nie tylko na potrzeby teatru. Co jeszcze można nowego zauważyć w tej XVIII-wiecznej opowieści?

RZ: W samym tekście może nie ma nic nowego, bo jest to historia o rzeczach uniwersalnych, najprostszych, o rozterce "jak żyć?". Jednak to nasze odwieczne "tułactwo", poszukiwanie sensu, zachwyty i rozczarowania wynikające z ludzkich spotkań są na tyle interesujące, że warto je raz jeszcze przeanalizować. W wyniku zetknięcia dzisiejszego inteligenta z bohaterami XVIII-wiecznej opowieści okazuje się, że niewiele się zmieniło, że nie różnimy się od siebie tak bardzo. Człowiek, niestety, nie podlega tak wielkim przemianom, żebyśmy nie zauważali zbyt głębokiego upadku dzisiejszego człowieka albo nie przerażali się upadkiem człowieka dawnego.

AD: Czy w takim razie bohaterowie Diderota w pana interpretacji przywdzieją współczesny kostium?

RZ: W pewnym sensie tak. Ci bohaterowie - to współczesny inteligent, który tuła się z kolesiem sługo-kloszardem, który "nie załapał się" na dzisiejsze przemiany. Obaj zderzają się z XVIII-wiecznymi fabułami.

AD: Przyglądając się pańskiej twórczości nietrudno zauważyć, że częściej pan sięga po klasyczną dramaturgię niż najnowszą. To świadomy wybór?

RZ: Faktycznie, proporcje są takie, że więcej w tym klasyki niż współczesnej literatury. Ale czy to świadomy wybór? Raczej splot różnych okoliczności. Najbardziej fascynuje mnie współczesne odczytanie starego tekstu. Poza tym lękam się, żeby teatr nie tracił swej tożsamości w tych zachowaniach, które zbliżają go do reportażu, ulicy czy reality show. Teatr nie może zbyt nisko schylać się do chodnika, ważne jest zachowanie proporcji.

AD: Jednak teatr lepiej komentuje i odzwierciedla naszą rzeczywistość, niż na przykład polskie kino.

RZ: I chwała mu za to. W tym jego ocalenie. Teatr nie zabiega za wszelką cenę o publiczność, nie "kupczy". Teatr jest bardziej bezinteresowny i w tej bezinteresowności jest jego szansa. Kiedyś teatr polski był wzorem dla teatru światowego, dbał o własną odrębność. Teraz nastąpił punkt krytyczny. Trzeba uważać, żebyśmy się za bardzo nie "zniemczyli". Należy pielęgnować własną oryginalność, a nie zbyt pochopnie używać licencji innych szkół teatralnych. Sukces teatru litewskiego na świecie, rosyjskiego czy niemieckiego polega na oryginalności własnego języka, na autoświadomości. Chwaląc te języki teatralne, jednocześnie przestrzegałbym siebie i studentów przed ich naśladownictwem.

AD: Wspomniał pan o swoich uczniach. Czego pan ich uczy?

RZ: Autentyczności wypowiedzi, gotowości do ryzyka i odpowiedzialności za czas. My mamy niezwykłe narzędzie, które pozwala szantażem konwencji, dobrego tonu utrzymać widownię przynajmniej do antraktu. To jest czas ważny. Wielka siła zajmowania uwagi, wypełnienia tego czasu czymś istotnym - to są rzeczy w teatrze interesujące. Namawiałem kolegę pisarza, by napisał dramat. Dzięki temu zdobędzie większą liczbę widzów niż czytelników własnego tomiku poezji. Oto siła teatru.

AD: Współpracował pan z wieloma ważnymi postaciami ze świata teatru, m.in. z Erwinem Axerem.

RZ: Asystowałem mu krótko, bo tylko kilka tygodni. To była moja pierwsza pozaszkolna przygoda z teatrem. Dzięki niemu mogłem obejrzeć na scenie naprawdę wspaniałych aktorów. Idąc dalej, miałem wielkie szczęście móc pracować i spotykać się z takimi ludźmi, jak Jan Peszek, Jerzy Trela, Ludwik Benoit, Anna Radwan czy Jan Frycz. Siła teatru jest w aktorze.

AD: Siła jest w aktorze. A jaka jest jego przyszłość?

RZ: Na pewno nie ma możliwości powrotu do tradycyjnego teatru, bo zmienił się on trwale przez coraz częstsze wykorzystywanie technik medialnych. Nie sądzę jednak, żeby technologie na stałe wyparty żywe słowo i spotkanie widza z aktorem. Poprzez wymieszanie różnych gatunków, jak ma to miejsce w muzyce, teatr będzie nadal swój język odświeżał i konfigurował. Bądźmy spokojni o przyszłość teatru.

AD: Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji