Artykuły

Wóz i przewóz

Najnowszy spektakl Anny Augustynowicz może sprawić zawód tym wszystkim, którzy pamiętają jej dotychczasowe dokonania, jak i tym, którzy doskonale znają literacki tekst.

Po inspirowanych "Snem nocy letniej" przedstawieniach "Sekskomedia nocy letniej" Woody['ego] Allena oraz "Balladyna" Juliusza Słowackiego przyszedł w Teatrze Współczesnym czas na pierwowzór.

Osią spektaklu jest oczywiście historia miłości młodych ateńczyków. Swoją córkę Hermię (Krystyna Maksymowicz) zakochaną z wzajemnością w Lizandrze (Przemysław Walich) Egeusz (Zbigniew Witkowski) chce wydać za Demetriusza (Wojciech Brzeziński). Poza nim z kolei świata nie widzi Helena (Ewa Sobczakówna). Prawo ojca do stanowienia o przyszłości córki podtrzymuje Tezeusz (Marian Dworakowski - w podwójnej roli, także Oberona). Zakochani, nie widząc innego wyjścia, postanawiają uciec. Umawiają się w lesie za miastem. Tam już prawo Tezeusza nie obowiązuje. Rządzą nim skłóceni (niegdyś związani małżeństwem) Oberon i Tytania (Ewa Sobiech - także w podwójnej roli Hipolity i Tytanii) oraz podległe im elfy. Czary (sok z bratka, który wylany na powieki śpiącego człowieka, powoduje, że zakochuje się on w pierwszej ujrzanej po przebudzeniu istocie) sprawiają, że po wielu perypetiach do Aten wracają zakochani w sobie Hermia i Lizander oraz Demetrios i Helena. To, co przytrafiło im się w lesie, odbierają jak niezwykły sen. Gdy się skończy, znowu znajdują się w akceptowanym przez siebie świecie.

Nieustający sen

Ale w spektaklu Anny Augustynowicz sen tak naprawdę się nie kończy. Trwa cały czas. Na początku widzimy, jak na scenę wjeżdża wóz, wokół którego postacie dramatu zamykają krąg. Na wozie leży odziany w pasiastą piżamkę Chłopiec (Paweł Niczewski). W głębi na jasnym tle (niczym na tle księżyca) przesuwają się cienie dziwnych, upiornych sylwetek. Podobna scena zamyka cały spektakl.

Z Chłopca, będącego u Szekspira jedynie obiektem sporu między Oberonem a Tytanią, Anna Augustynowicz uczyniła centralną postać przedstawienia. Wszystko, co się wydarzy, możemy odebrać jako wytwór jego wyobraźni. Tkwiące w jego podświadomości pragnienia, emocje, popędy w marzeniu sennym nabierają realnych kształtów - kuszących i niepokojących. Dlatego na wszystko patrzy z ciekawością, zachwytem, nawet ufnością, ale i obawą. Choć ten świat zdaje się go pociągać, to nie do końca go rozumie i jeśli nie musi, woli obserwować go z boku.

Bo w śnie, podobnie jak w teatrze, rzeczywistość rządzi się swoimi prawami. Tutaj w jednej chwili osioł może być kochankiem królowej, a prostaczek Piramem. Tutaj spada zasłona skrywająca prawdziwe pragnienia. Racjonalny Tezeusz to tak naprawdę zakochany w Chłopcu Oberon, a Hipolita to nienasycona Tytania. Tutaj fantasmagorycznych wizji może doświadczyć zarówno prostak, jak i dobrze urodzony ateńczyk; współcześni Szekspirowi, jak i żyjący 400 lat po nim. Wszyscy bohaterowie zdają się mówić: oto jedziemy na jednym wozie. Usytuowany na środku sceny wóz ogrywany jest zresztą na wszelkie sposoby - z powodzeniem służy za łoże, scenę, kryjówkę itd.

Zagubiony duch Szekspira

Stąd też i takie na poły współczesne, na poły elżbietańskie kostiumy Ryszarda Kai - kryzy, gorsety, ale i adidasy, ochraniacze na kolanach. Stroje piękne, nieco wyuzdane (orszak elfów w ciasnych spodniach z wyciętymi miejscami na pośladki) oparte na czerni (postacie baśniowe, nierealne) i bieli (ateńczycy). Stąd i taka muzyka Jacka Ostaszewskiego - rytmiczna, transowa, rodem ze współczesnych dyskotek techno. Niewątpliwie dodaje to spektaklowi elementów efektownego widowiska, jednak poza ponadczasowym zawieszeniem nie znajduje uzasadnienia do aż tak mocnego wyeksponowania.

"Sen nocy letniej" przeżywał już przeróżne radykalne pomysły na scenie i nie zawsze wychodził z tego obronną ręką. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że i tym razem ta próba nie do końca się udała. Spektaklowi brakuje oddechu, nie ma w nim przede wszystkim świeżości, ale i konsekwencji poprzednich przedstawień, a więc tego, do czego zdążyła nas już przyzwyczaić Anna Augustynowicz. Gdzieś po drodze zagubił się duch Szekspira, którego nie uratowali także sami aktorzy. Nieciekawy Puk (Grzegorz Falkowski) to największy zawód. Także młodzi aktorzy w roli zakochanych ateńczyków poza zaangażowaniem niewiele wnieśli do przedstawienia. Prawda, nie mieli tak barwnych charakterów do odegrania jak odtwórca Puka, ale nawet nagłych zmian uczuć, a co za tym idzie skrajnych emocji, jakie przeżywają ich bohaterowie, i wynikającego stąd komizmu, nie udało się z należytym efektem przedstawić. Przyzwoicie wypadli Ewa Sobiech i Marian Dworakowski w podwójnych rolach, choć i im nie dane było wykorzystać wszystkich atutów swoich postaci - choćby oddać uroku dialogu, jaki Tezeusz prowadzi z Hipolitą podczas występów rzemieślników (ginie na tle innych wydarzeń). Jedynie ci ostatni (Jacek Polaczek, Grzegorz Młudzik, Katarzyna Bujakiewicz, Wiesław Orłowski, Robert Gondek, Konrad Pawicki) odziani w robocze fartuchy i berety stworzyli niezapomnianą grupę, bawiąc publiczność niemal do łez. Szczególnie Grzegorz Młudzik jako Mikołaj Podszewka, a także Jacek Polaczek jako Piotr Kloc (prolog w jego wykonaniu to prawdziwa perełka) zostawili rzeczywiście wspaniałe wrażenia.

Szkoda, by spektakl miał skończyć jako wyłącznie przedpołudniowa propozycja repertuarowa. Podejrzewam jednak, że właśnie przede wszystkim bardzo młoda publiczność będzie stanowić jego widownię.

I na koniec jeszcze jedno - w trwającym prawie dwie godziny przedstawieniu, bez szkody dla jego wymowy, naprawdę można było zrobić przerwę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji