Artykuły

Jak Kaśka monodram zrobiła

- Po czytaniu tego tekstu z publicznością w PWST dziekan Jacek Orłowski powiedział, że musi zadzwonić do swojej mamy, bo poczuł się nieswojo. I o to mi chodziło, by ten spektakl uświadamiał widzom to, o czym w codziennym zabieganiu zapomnieli - o swoim monodramie "Po schodach" mówi AGNIESZKA MANDAT, aktorka Starego Teatru w Krakowie.

Przy okazji 30-lecia pracy artystycznej mówiła Pani, że jako aktorka nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Miałby nim być monodram?

- Mam nadzieję, że nie, że jeszcze dostanę kolejne role, także w Starym Teatrze, w którym jestem od 36 lat. To na planie serialu "Życie nad rozlewiskiem", w którym gram upośledzoną Kaśkę, uświadomiłam sobie lukę dotyczącą spraw interesujących osoby w moim wieku. Jedną z nich są załamania wskutek syndromu opuszczonego gniazda, kiedy pozostawiony człowiek nie wie, co z sobą zrobić. Stąd pomysł spektaklu mówiącego także o słabych relacjach z najbliższymi...

Wyjaśnimy, że bohaterka jest rozwiedzioną kobietą, mającą dwójkę dorosłych dzieci, spełnioną zawodowo lekarką, tyle że w życiu osobistym wszystko jej się rozsypało. To dziś nierzadkie przypadki...

- Cóż, pogoń za karierą, za statusem materialnym niszczy relacje z najbliższymi i nagle człowiek budzi się jak w tym przysłowiu... I na ogół jest za późno. Stać taką osobę na świetny samochód, na superwycieczkę, na wizytę w salonie Dolce & Gabbana...

Ale to bliskości drugiego człowieka nie zastąpi.

- I widzowie świetnie to odbierają. Mój syn bardzo przeżył ten monodram; nawet stał się dla mnie bardziej czuły... Pamiętam też, jak po czytaniu tego tekstu z publicznością w PWST dziekan Jacek Orłowski powiedział, że musi zadzwonić do swojej mamy, bo poczuł się nieswojo. I o to mi chodziło - by ten spektakl uświadamiał widzom to, o czym w codziennym zabieganiu zapomnieli.

Ujawnijmy, acz nie wszystko, bo w spektakl jest wpisany i element z thrillera rodem, że to stare zdjęcia rodzinne są powodem wiwisekcji, jakiej dokonuje bohaterka, jej bilansu życia. Acz nie jest to monolog cierpki i gorzki, a wręcz utkany z autoironii, humoru, dowcipu.

- Bo chodziło nam o pokazanie, że można spojrzeć na swoje życie z dystansem, z uśmiechem, by zobaczyć, co jeszcze można z życiem zrobić albo czego już nie można. To wydawało się nam ważnym przesłaniem, bo ciągle wierzę w teatr, który niesie przesłanie.

Zwierzała się też Pani przed paru laty mówiąc, że żałuje, iż tak rzadko grywała role charakterystyczne, komediowe; i oto Pani, jedna z czołowych aktorek Krystiana Lupy, gdzie na pierwiastek komediowy nie ma miejsca, w jakże innym wcieleniu.

- Każdy z nas, aktorów, stara się nie dać zapętlić w rolach jednego rodzaju. Zwłaszcza tych ponurych, traumatycznych, bo choćby nie wiem jak bardzo się tego nie chciało, one zawsze przekładają się jakoś na życie.

Monodram "Po schodach" pokaże Pani w Krakowie po raz pierwszy.

- Tak. Czas najwyższy, to już rok od warszawskiej premiery. Pokazuję go, gdzie mogę, ostatnio w Gorzowie Wielkopolskim grałam dla 600-osobowej widowni, z satysfakcją widząc, jak na końcu wstała...

A nie proponowała Pani tego monodramu swemu dyrektorowi w Starym Teatrze; mógłby być grany na którejś z małych scen?

- Proponowałam, ale dyrektor nie był zainteresowany, mimo że wcześniej deklarował, iż chce, by aktorzy sięgali właśnie po taką formę. Dlatego się zgłosiłam.

"Po schodach" to efekt Pani współpracy z dwiema studentkami krakowskiej PWST, gdzie jest Pani profesorem.

- Poznałam je podczas zajęć w szkole teatralnej. Magda Kupryjanowicz kształci się na dramaturga teatru, Lucyna Sosnowska studiuje reżyserię i zwróciła moją uwagę znakomitym poczuciem humoru. Zatem, gdy siedząc "nad rozlewiskiem", wpadłam na pomysł monodramu, pomyślałam o nich. Ja opowiadałam, one pisały, wymyślały sceny. Połączyłyśmy doświadczenia moje i ich, w tym ich - inne niż moje, bo wypływające z młodości - myślenie o teatrze. Chętnie przystałam na to. Myślę, że i dla nich, i dla mnie było to ciekawe wyzwanie.

To pierwszy monodram w Pani karierze.

- Co sprawia, że muszę uczyć się innej, bezpośredniej, relacji z widzem. Tu już nie mogę stać po drugiej stronie rampy. Wcześniej doświadczyłam tak bliskiego kontaktu tylko raz, występując w kabarecie Jama Michalika. Na początku byłam przerażona; bałam się spojrzeć na ludzi siedzących przy najbliższych stolikach.

Wtedy również Pani śpiewała...

- Później także w spektaklu "Marlena", nawet teraz jedną z piosenek Dietrich włączyłam do tego monodramu. Wiem jedno: monodram to bardzo trudna forma. Nie mówię o samej grze, ale o tym, by móc grać, by mieć gdzie.

Pani, mając serialowe nazwisko, nie powinna narzekać. A propos: będzie ciąg dalszy "Życia nad rozlewiskiem"?

- W Poznaniu nawet usłyszałam od widzów, że przyszli, by zobaczyć, jak pomylona Kaśka monodram zrobiła. Tak, w grudniu pojawię się w czwartej transzy serialu...

A inne plany?

- Gram też nadal Grażynę w serialu "Julia"... Ostatnio przeczytałam fantastyczną książkę Ludmiły Ulickiej; odkryłam ją grając w Teatrze TVP u Krystyny Jandy w spektaklu "Rosyjskie konfitury", który przyniósł mi teatralną nagrodę. To powieść "Daniel Stein, tłumacz" - o Żydzie, który pracował jako tłumacz dla gestapo, dzięki czemu mógł chronić getto na Białorusi, a następnie przeszedł na katolicyzm i został franciszkaninem. Chętnie bym zrobiła adaptację tej opowieści ze studentami, ale nie wiem, czy zdążę, bo oczekuję na trzeciego wnuka, pochłonie mnie więc etat babci. To również droga "po schodach", ale jakże radosna, rodzinna.

Spektakl "Po schodach" pokazany zostanie w CK Rotunda we wtorek, 28 bm. o godz. 18.30. Bilety normalne - 10 zł, bilety dla osób 50+ - 5 zł.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji