Parada gwiazd na warszawskich scenach (fragm.)
No, ale teatr musi teraz dbać o kasę, a kasa - to przede wszystkim nazwiska. Z podobnego, co Szejd założenia wyszedł więc zapewne Jerzy Grzegorzewski, wystawiając w teatrze Studio "Wujaszka Wanię" Czechowa również w "gwiaździstej" obsadzie: Zbigniew Zamachowski, Joanna Trzepiecińska, Wojciech Malajkat. Dzięki tej trójce osiągnął doskonały, o ile wiem, rezultat frekwencyjny, czy jednak także i sukces artystyczny? Inscenizacja Grzegorzewskiego (reżyseria i scenografia) jest ogromnie interesująca, by nie powiedzieć - odkrywcza; wybitny, nowatorski reżyser znalazł bardzo trafny sposób na oddanie Czecbowowskiego klimatu tej ogarniającej wszystko wszechwładnej, melancholijnej nudy prowincjonalnego życia, pełnej podskórnych napięć, dramatów, nagle wybuchających gwałtownych konfliktów... Wiele z tego jednak przepadło w niewłaściwej obsadzie.
Zamachowski jest aktorem znakomitym, wielokrotnie o tym pisałem, lecz nawet najwybitniejszy nie może grywać wszystkiego: Zamachowski nie jest i najprawdopodobniej nigdy nie będzie Wanią, bo to rola pisana wbrew niemu; w tym spektaklu po prostu nie ma Wani, ta postać - tytułowa w końcu - w ogóle tutaj nie zaistniała. Oczywiście, bywają takie odczytania sztuki Czechowa, które świadomie odsuwają Wanię na plan drugi, eksponując przede wszystkim rolę Astrowa; niestety, także Malajkat nie jest i prawdopodobnie nigdy nie będzie dobrym Astrowem, bo to jaskrawo inny typ psychofizyczny... takie przynajmniej jest moje prywatne odczucie, a wiem, że nie jestem w nim odosobniony. Pozostaje Joanna Trzepiecińska. Jako Helena wygląda zjawiskowo pięknie. Wiem, że podobno bywają kapryśni widzowie, którym uroda w tej roli nie wystarcza. Mnie wystarczyła.
Tyle że jednak szkoda. Wyobrażam sobie, jak świetne mogłoby to być przedstawienie, gdyby Grzegorzewski przygotował je w teatrze dysponującym bardziej odpowiednim dla Czechowa zespołem.