Artykuły

Postscriptum

Lubię to przedstawienie. Z pięciu "wielkich" dramatów Czechowa: "Płatonowa", "Czajki", "Wujaszka Wani", "Trzech sióstr", "Wiśniowego sadu" - najrzadziej zdarzyło mi się dotąd przejąć sceniczną interpretacją "Wujaszka Wani".

Czy dlatego, że miałem osobistego pecha chodząc do teatru na Czechowa? Czy "Wujaszek Wania" najmniej mi przy­padł do gustu, w czytaniu i oglądaniu? Czy teatr był najczęściej bezradny wo­bec tego właśnie tekstu dramatycznego Czechowa? No, nie wiem. I nie to jest w tej chwili najważniejsze. Chciałem po prostu wyjaśnić, że z prawdziwą przyjemnością oglądałem przedstawienie Jerzego Grzegorzewskiego na sce­nie Teatru Studio. I że tekstu "Wujaszka Wani" najmniej byłoby mi żal, gdybym miał się upominać o prawa integralnej własności autora do swego utworu. Od "Trzech sióstr" dzieli go z pięć mil lite­rackiej doskonałości. Jeżeli zgodzić się, że są "Trzy siostry" arcydziełem. A chyba są.

Zresztą jest to najbardziej jałowa procedura śledcza wobec interpretacji klasyki dramatycznej na scenie: wierna czy niewierna wobec autora. Wierny wobec tekstu musi być tylko zecer - powiedział kiedyś Konstanty Puzyna, kiedy nie był jeszcze redaktorem naczelnym "Dialogu". Interpretacja może być co najwyżej mniej lub bardziej mą­dra. Albo może być w ogóle impresją, a nie interpretacją. W końcu cały antyk we współczesnym teatrze jest bardziej impresją na temat greckiej tragedii niże­li interpretacją Ajschylosa, Sofoklesa, Eurypidesa - tak, jak to kiedyś zostało napisane. Impresją jest prawie każdy Shakespeare. I proszę mnie zwolnić z konieczności usprawiedliwiania się z tego poglądu. Czy Czechowa, granego dziewięćdziesiąt siedem lat po napisa­niu "Wujaszka Wani", mamy wyłączyć z grona "impresjonowanych" klasyków tylko dlatego, że nazywany jest klasy­kiem współczesności? I dlatego, że jest napisany prozą? I że plącze się wokół teatru Czechowa pojęcie psychologizmu? Tu pole manewru teatralnego wca­le nie musi być bardziej ograniczone niż w komedii dell`arte, naprawdę.

Czechow to wcale nie "jednolity ciąg zdarzeń ponurych". Jest smutny i śmie­szny na przemian. Czechow to nie in­trygująca fabuła, ale stale powtarzające się elementy intrygi egzystencjalnej. To, czego doznają jego bohaterowie: miłość, rozpacz, ból, samoudręczenie, samotność, podeptana godność, gwał­towne wybuchy namiętności, bunt, po­godzenie się z porażką - trudno nazwać fascynującą przygodą życiową. Jedno­razowym wydarzeniem. To trwa stale, bez jakiegoś wyraźnego początku i zde­cydowanego końca. Jest szare i zwy­czajne. Ma oczywiście swoje kulmina­cje, kiedy ból staje się szczególnie dot­kliwy, a rozpacz sięga granic ludzkiej wytrzymałości. Wtedy właśnie podnosi się kurtyna. Uspokojenie przychodzi później: kiedy miną burze, kiedy ktoś wyjedzie, kiedy drzwi się zamkną. Wtedy jest jeszcze gorzej. Życie po prostu ustaje.

Jerzy Grzegorzewski w swoim "Wujaszku Wani" nie ilustruje dialogów Czechowowskich. Teatralizuje świat Czechowowskich zdarzeń. Jego trywial­ność i wzniosłość, piękno i brzydotę, banał i wzruszenie, tragiczność i śmieszność, które się nawet ze sobą nie przeplatają. Trwają równocześnie. Śmieszą i ściskają za gardło.

Ten "Wujaszek Wania" jest jeszcze jednym majstersztykiem teatru Czechowowskiego. Takim samym, jakim było zapewne przedstawienie "Czajki" Stani­sławskiego w Teatrze Artystycznym w 1898 roku, jakim były "Trzy siostry" Niemirowicza-Danczenki z 1940 roku, ja­kim były "Trzy siostry" Efrosa, "Trzy sios­try" Steina, etc: dziesiątki przedstawień, każde inne, każde z innej epoki, z in­nego teatru, każde nie do powtórzenia i nie do porównania. Nie ma sensu war­tościowanie tych przedstawień, spiera­nie się o to, które było lepsze, które gorsze, które całkiem bez sensu. Były po prostu konsekwentne. Były dialo­giem z literaturą Czechowa.

Rafał Węgrzyniak opisał przebieg zdarzeń przedstawienia Jerzego Grze­gorzewskiego. Zapis przedstawienia musi być zimny i bezosobowy, bez wartościowania i bez ocen. Ja też nie chcę oceniać, bo nie wiem, czy przed­stawienie Jerzego Grzegorzewskiego jest końcem jakiejś drogi, czy jej po­czątkiem. Czy bardziej się liczą ele­menty parodii, czy - przeciwnie - wpi­sanie w zdarzenia sceniczne nie ujaw­nianych dotąd niespodziewanych zna­czeń. Czy jest to "stare" czy "nowe". Chciałbym jedynie dodać, że Grzego­rzewski, jeden z niewielu naprawdę wiernych literaturze współczesnych re­żyserów, zbudował z dramatu "Wujaszek Wania" swój fascynujący świat Czechowowski. Przyglądam mu się szeroko otwartymi oczami. Grzegorzewski gra Czechowa i jednocześnie gra z Czecho­wem.

Mówi się, że nie jest to recepta na Czechowa. Oczywiście, że nie. Grozą wieje, kiedy pomyśleć, że ktoś miałby robić swoje przedstawienia "grzegorzewskim". Ale ubogi stałby się mój świat pamięci teatralnej, gdyby nie było w nim kilku naprawdę ważnych inter­pretacji teatralnych wielkiej literatury, pokazanej na scenie w realizacji właś­nie Grzegorzewskiego. Lista jest do­prawdy imponująca. Michaux, Witka­cy, Brecht, Genet, Joyce, Kafka, Kra­siński, Różewicz, Wyspiański, Gom­browicz. No i Czechow, od łódzkiej "Czajki" począwszy, a dziś "Wujaszkiem Wanią" kończąc.

Żaden z tych spektakli nie miał wa­lorów popularyzacji literatury. Każdy był tej literatury własnym, fascynują­cym czytaniem. Co dziwne, były to także przedstawienia aktorskie. Teatr Grzegorzewskiego: teatr literacki, sza­nujący sztukę aktorską? Zabrzmi to może dziwnie, ale tak to jest.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji