Artykuły

Edynburg na żywo. Małpi gaj

Verbatim, czyli teatr oparty na relacjach uczestników prawdziwych wydarzeń, jest od lat brytyjską specjalnością. Co roku na festiwal Fringe przyjeżdża kilkanaście spektakli z całego kraj, zrobionych tą metodą. W tym roku wybieram dwa i oba okazują się strzałem w dziesiątkę - z Edynburga dla Gazety Wyborczej pisze Roman Pawłowski.

Pierwszy opowiada o eksplozji platformy wiertniczej BP w Zatoce Meksykańskiej, do której doszło dwa lata temu. Twórcy z grupy teatralnej Look Left, Look Right pojechali do Nowego Orleanu, aby przeprowadzić wywiady ze świadkami katastrofy i ludźmi, których dotknęły jej skutki. Z fragmentów rozmów powstał verbatim "NOLA" (skrót od: Nowy Orlean, Luizjana). To wielogłosowa opowieść o chciwości wielkiego koncernu naftowego, którego błędy i zaniedbania doprowadziły do największego w historii Stanów Zjednoczonych wycieku ropy naftowej. Dotychczasowy koszt usunięcia jego skutków sięga 40 mld dolarów.

Jak to jest zrobione? Prosto. Aktorzy wcielają się w kolejne postacie, zmieniając akcent, gesty i ubrania, na ekranie wyświetlane są autentyczne nazwiska i zawody cytowanych rozmówców. Czasem, aby wyjaśnić publiczności jakiś bardziej skomplikowany problem, na przykład zasięg skażenia czy metody czyszczenia ptaków z ropy, demonstrują zdjęcia i mapy. Wygląda to trochę jak odgrywany na żywo reportaż, tylko bez komentarza i bez narracji.

Po co robić przedstawienie o wycieku ropy naftowej, skoro wszystko powiedziano już w mediach, a resztę można sobie wyguglać? Choćby po to, aby dać głos pracownikom i mieszkańcom rejonu Zatoki Meksykańskiej, których dziś, dwa lata po eksplozji, nikt już nie słucha. Nie przepytują ich dziennikarze wielkich sieci telewizyjnych, ich domów nie odwiedzają politycy. Po katastrofie zostały im niespłacone kredyty, utracone wieloletnie dochody i zniszczone plaże. To rybacy, którzy nie mają czego łowić w zatrutym morzu, i handlarze ostrygami, których nikt nie chce kupować, bo są skażone. Wielu z nich do dziś nie dostało odszkodowań. "Wiele mówi się o tym, jak ucierpiało środowisko, mało, jak ucierpieli ludzie" - mówi jeden z przepytywanych mieszkańców.

Mimi Poskitt, dyrektorka artystyczna Look Left, Look Right, zderzyła relacje ofiar z opiniami ekspertów od środowiska naturalnego, skażeń chemicznych, energii, prawa, a nawet PR-u. Dowiadujemy się, że metoda neutralizacji ropy zastosowana przez BP zamiast oczyścić wody Zatoki Meksykańskiej, jeszcze bardziej je zatruła. Że konsekwencje katastrofy nieoczekiwanie uderzyły w oszczędności zgromadzone na funduszach emerytalnych, bo akcje koncernu BP gwałtownie spadły. Że ratownicy, którzy brali udział w oczyszczaniu wybrzeża, do dziś cierpią na choroby układu oddechowego wywołane przez chemikalia. I że żadne rekomendacje ekspertów, jak uniknąć w przyszłości podobnej katastrofy, nie zostały zrealizowane, w związku z czym może się ona w każdej chwili powtórzyć. To chyba wystarczająco dużo powodów, aby zrobić o tym teatr.

Drugi verbatim oparty został na wywiadach z dziećmi. Dokładnie mówiąc, z uczniami szkół podstawowych z Londynu w wieku od 6 do 11 lat, różnego pochodzenia i narodowości. Cóż, w wywiadach z dziećmi nie ma nic oryginalnego, w radiowej Trójce słyszymy je od lat w audycji "Dzieci wiedzą lepiej", gdzie we właściwy sobie, kreatywny sposób interpretują słowa z dorosłego świata, takie jak "ślub" czy "mężczyzna". Nikomu nie przyszło jednak do głowy, aby z wypowiedzi dzieci zbudować sztukę teatralną. I aby role w niej powierzyć nie dzieciom, ale dorosłym aktorom, którzy używając dziecięcych słów, pozostają cały czas dorosłymi.

Na pomysł, aby w usta dorosłych włożyć teksty dzieci, wpadł dramaturg Chris Goode. Wywiady z ponad 70 dzieciakami (w sumie 11 godzin nagrań) przeprowadził Karl James, angielski ekspert od dialogu i konwersacji, który na co dzień prowadzi treningi dla firm biznesowych i instytucji edukacyjnych. Wydestylowany z tego spektakl pod tytułem "Monkey Bars" ("Małpi gaj") jest rewelacyjny. Wyobraźcie sobie grupę dorosłych ubranych w biurowe uniformy, którzy podczas przerwy na lunch zaczynają dyskutować o tym, jacy by chcieli być, kiedy będą dorośli (wysocy i silni), co podoba im się w byciu dorosłym (broda), a co nie (palenie papierosów). Albo rozbawionych biesiadników, którzy w restauracji przy winie zastanawiają się, kogo kochają bardziej: mamę czy tatę.

Goode umieszcza wypowiedzi dzieciaków w sytuacjach z dorosłego życia: podczas rozmowy o pracę komisja zadaje kandydatowi podchwytliwe pytania o to, jakie słodycze lubi najbardziej i dlaczego, na seansie psychoterapii pacjent opowiada terapeucie o swoich nocnych koszmarach. Jest też scena w telewizyjnym studiu, gdzie podczas debaty wyborczej politycy dyskutują o tym, co zmieniliby w kraju, gdyby zostali premierem. Czasem ma się wrażenie, że bohaterowie tej sztuki mają nie sześć, ale 60 lat: dwóch mężczyzn narzeka na dziewczyny, które noszą za krótkie spódniczki, nieodpowiednie do ich wieku. "Nie to co w latach 60.!" - macha ręką jeden. "Oczywiście wtedy nie żyliśmy - dodaje drugi - ale dzisiejsze dziewczyny to jednak nie to samo".

Chociaż śmiechu w tym spektaklu jest wiele, nie jest to śmiech wyższości nad głupimi, nieświadomymi niczego dzieciakami. W tym projekcie - podobnie jak w innych przedstawieniach robionych metodą verbatimu - chodzi o to, aby oddać głos tym, których głos na co dzień nie jest słyszalny. Potraktować serio to, co dzieci mówią o swoich lękach, smutkach, marzeniach, oczekiwaniach. Posłuchać, co myślą o rozwodach, pieniądzach, religii.

I to, co dzieci mówią o świecie dorosłych, porusza najbardziej. Jest bowiem odbiciem tego, co sami dorośli mówią o sobie. Niezwykła jest rozmowa dwóch muzułmanów o wyznawcach innych religii, w której podkreślają swoją odrębność i wyższość kulturową. "Ci chrześcijanie są szaleni, piją piwo i palą papierosy. Dla nas to jest haram, nieczyste. Nie mówiąc już o tym, że się nie modlą!" - mówi jeden. Albo monolog innego muzułmanina na temat wojen w krajach arabskich: "Przeczytałem w Koranie, że Allah kocha wojnę. Teraz wiem, dlaczego w krajach islamskich ciągle walczą".

Dzieciństwo z tego spektaklu wcale nie jest krainą niewinności i naiwności. Obok smaku tortu z kremem i gumy do życia jest w nim smak goryczy i rozczarowania, bólu i złości, strachu i cierpienia. Tak jak w dorosłym życiu. Kiedy gaśnie czerwona lampa symbolizująca dyktafon i aktorzy schodzą ze sceny, ostatni z nich odwraca się do publiczności i zadaje ostatnie pytanie: "Jak to jest być dorosłym, tak ogólnie?". I mam graniczące z pewnością przekonanie, że odpowiedź już ze sceny padła.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji