Artykuły

Idę do pracy, miejsca spełnionych marzeń

W teatrze Łaźnia Nowa trwają przygotowania do premiery spektaklu "Zemsta jest kobietą" w reżyserii Pawła Kamzy. - Nie jest to historia zemsty w rozumieniu mafijnym, ale opowieść o tym, jak mamy się zachować w sytuacji, w której ginie człowiek, który daje nam pracę - mówi reżyser w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Gabriela Cagiel: "Zemsta jest kobietą" oparta jest na "Opowieści o 47 roninach".

Paweł Kamza: To historia, która wydarzyła się w Japonii na początku XVIII wieku, a już chwilę później przeniesiona została na scenę. Trafiła najpierw do teatru lalkowego, potem do teatru kabuki i od tego czasu powstało o niej w Japonii 120 sztuk teatralnych, około 90 powieści, zrobiono prawie 100 filmów pełnometrażowych, 30 seriali, ogromną liczbę komiksów, gier komputerowych...

Podbiła serca i rynek.

- Podbiła. To dla każdego Japończyka lektura obowiązkowa! Rozpoczyna się od losów Pana Asano, który przybywa do stolicy cesarstwa. Zgodnie z tradycją szogun wzywał do siebie władców poszczególnych prowincji, aby spędzali w stolicy pół roku. Po półrocznej nieobecności na dworze wiele się zmieniało, a w nowe ceremonie wprowadzał mistrz ceremonii. Do dobrego tonu należało, żeby w podzięce za taką lekcję dobrego wychowania, dobrego smaku i stylu coś ofiarować. Asano nie złożył zwyczajowego podarunku, co sprawiło, że mistrz zaczął go upokarzać. Pan Asano pod wpływem emocji wyjął miecz i zranił mistrza ceremonii. Już samo wyjęcie miecza w stolicy cesarstwa bez zgody szoguna groziło karą śmierci. W związku z tym pozwolono mu popełnić seppuku, czyli honorowe samobójstwo. W tym momencie rozpoczyna się historia 350 samurajów i ich rodzin, które zostają bez pracy. Spośród nich 47 roninów postanawia uczcić pamięć swojego pana, a jak - o tym opowiada przedstawienie. Nie jest to historia zemsty w rozumieniu mafijnym, ale opowieść o tym, jak mamy się zachować w sytuacji, w której ginie człowiek, który daje nam pracę. I trzeba pamiętać tutaj o japońskim etosie pracy, którą traktuje się jako możliwość samodoskonalenia. A pracodawcę można przyrównać do mistrza, z którym ucznia wiąże zobowiązanie i szacunek.

Ale chyba nie bez powodu pojawia się tytuł "Zemsta jest kobietą"?

- Kobiety, które opowiedzą na scenie tę historię, nawiązują do teatru kabuki z XVII wieku. Dzisiaj grają w nim - i role męskie, i kobiece - wyłącznie mężczyźni, natomiast teatr ten założyły kobiety, i to kurtyzany. W herbaciarniach, które były ówczesnymi domami uciech, najpierw tylko tańczyły, później zaczęły śpiewać, a w końcu odgrywać krótkie historyjki. Ówcześni widzowie tak żywo reagowali na występy pań, że na widowni bito się o to, kto z którą z tych pań spędzi resztę wieczoru. Przy okazji spalono dwa czy trzy teatry i szogun doszedł do wniosku, że tak dalej być nie może. Zakazał występów kobietom, a ich miejsce zajęli młodzi mężczyźni. Ale młodzi mężczyźni wzbudzali takie same emocje panów o innej orientacji seksualnej. Stanęło na tym, że będą występować dorośli mężczyźni i może wtedy widzowie nie będą się o nich bić. I tak się stało. Kobiety, które chodziły do teatru, nie biły się o tych facetów.

Jak doszło do tego, że wracamy do tradycji kabuki właśnie w Łaźni Nowej?

- To kontynuacja działań teatru, który od początku dąży do aktywizacji mieszkańców. Najpierw opowiadali swoje historie, na podstawie których tworzono spektakle, później sami występowali w przedstawieniach. Początkowo jako chór, w końcu w głównych rolach. Oglądając te przedstawienia, doszedłem do wniosku, że można zrobić jeszcze krok dalej i osobom, które nie są zawodowo związane z teatrem, zaproponować, aby zagrały nie siebie - jak było do tej pory - ale konkretną rolę.

Uczestniczki projektu różnią się wiekiem, zawodami. Czym kierował się pan przy wyborze obsady?

- Kobiecą intuicją. Chińczycy i Japończycy, u których ostatnio spędziłem dużo czasu, twierdzą, że każdy ma w sobie pierwiastek żeński i męski. Wyrzuciłem więc pierwiastek męski i uruchomiłem wyłącznie żeński.

Jakie były pierwsze wrażenia?

- Wszyscy pytali, dlaczego robię teatr z amatorkami. A ja, od kiedy pracuję w teatrze, pracuję z amatorami, ponieważ mnie interesują tylko i wyłącznie tacy aktorzy, którzy są amatorami, czyli kochają swój zawód. I wtedy to, czy ktoś ma wykształcenie, niekoniecznie ma znaczenie. Każdy, kto wchodzi na scenę, jest aktorem. Pracę nad każdym spektaklem rozpoczynam od improwizacji, poszukiwań, w związku z czym wykształcenie wcale tutaj nie pomaga.

Na czym polega główna różnica w pracy z osobami, które teatrem zajmują się profesjonalnie, a tymi, którzy traktują go hobbystycznie?

- Ta różnica to czas. Zwykle na zrobienie przedstawienia mam od sześciu do ośmiu tygodni, a tutaj pracujemy przez trzy miesiące. Dzięki temu możemy się znacznie lepiej poznać i pracować na bardziej podstawowym poziomie, co uważam za niezmiernie ważne w teatrze. Bardzo żałuję, że na co dzień nie zdarza mi się tak pracować. Tylko kilku wybitnych mistrzów ma pół roku na zrobienie przedstawienia, ale to są wyjątki. Jeżeli doliczyć rozmowy na temat spektaklu i mój prawie dwumiesięczny pobyt w Japonii, to praca trwa prawie dziewięć miesięcy, i to dla mnie bardzo interesujące doświadczenie.

Co pana najbardziej zaskoczyło w trakcie tego projektu?

- Podczas castingów 90 procent osób mówiło, że zawsze marzyło o graniu w teatrze, ale z różnych powodów, prywatnych czy zawodowych, to się nie udało. Nawet jeżeli założymy, że połowa z nich mówiła tak po to, żeby nas uwieść, stwierdziłem, że nie doceniamy miejsca, w którym pracujemy. Miejsca, które jest dla nich miejscem spełnionych marzeń. Powinniśmy sobie takie rozmowy powiesić nad łóżkiem i czasami, gdy mamy dosyć własnej roboty, czytać i wstawać z nastawieniem "Dzień dobry! Idę do pracy, miejsca spełnionych marzeń".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji