Artykuły

Lublin. "Biała lokomotywa" u Dominikanów

Był żywą legendą. Młodzież chciała wyglądać jak on i cytowała jego wiersze z pamięci. Podkochiwały się w nim kobiety, nawet te, które osobiście go nie znały. Sobotni wieczór należy do Edwarda Stachury.

Brat Łata, James Dean, albo św. Franciszek w dżinsach. Tak mówiono o Edwardzie Stachurze. Muzyczny spektakl przywołujący jego barwne życie "Biała lokomotywa" w reż. Jerzego Satanowskiego w sobotę w Lubelskim Salonie Artystycznym.

Był prawdziwą legendą. Inspirował pisarzy, młodzież mówiła cytatami z jego wierszy. Panowała też moda "na Stachurę" - rozciągnięty sweter, dżinsowa kurtka, harcerski plecak i gotowe.

Odebrał sobie życie w 1979 roku po wcześniejszych próbach samobójczych. O tym, jaki wstrząs ten fakt wywołał wśród jego wielbicieli, pisała Małgorzata Kowalska-Masłowska w reportażu w "Nadodrzu" (nr 13/1987 r.). W niewielkiej miejscowości Gubin przy granicy z Niemcami pewna piękna kobieta, żona i matka, niespodziewanie dla bliskich targnęła się na własne życie. Zostawiła list pożegnalny, w którym napisała "Źle się czuję! Robię dobrze i źle. Nie mogę sobie poradzić. Wybrałam słuszną drogę - może nie?! (...) Tyle wystarczy. Nie chcę nikogo obwiniać. Umieram na... Stachurę."

Wiele podróżował, najchętniej stopem, z czego złożyło się jego "życiopisanie" (jak nazywają jego twórczość krytycy). Zjeździł Meksyk, USA, Kanadę, Europę i Bliski Wschód. Swoją najsłynniejszą powieść "Siekierezadę" stworzył jednak w Kotli, podczas pracy przy wyrębie lasu.

Stachura był na krótko związany z Lublinem, w 1957 roku zaczął studiować romanistykę na KUL. Najbliższe dwa lata były trudnym czasem. W liście do Mieczysława Czychowskiego pisał: "Nie mam złamanego grosza przy duszy i nie mam gdzie spać. Mieszkam gdzie się da, raz tu, raz tam, trafiając najczęściej na dworzec. Wyciąganie forsy od kobiet napawa mnie już wstrętem. Czynię to jednak nadal, gdyż inaczej umarłbym z głodu".

Tutaj jednak organizował pierwsze wieczory autorskie, publikował w "Kulturze i życiu" i w "Kamenie". Wiecznie widywano go, jak wygrzewał się w słońcu, na ławeczce na dziedzińcu KUL. W gorsze dni ratował się spaniem w domu wycieczkowym PTTK przy placu Litewskim. Rano pił gorącą herbatę w "Lubliniance", przesiadywał w restauracji "Regionalnej", gdzie tolerowano studentów. Lublin pojawił się w jego wierszu "Bójka w L.": "W samo południe na nieparyskim bruku,/Co wydarzyło się?/Oto spotkali się oko w oko/ Na rogu dwu toczących wojnę ulic;/Z Nadbrzeźnej jedni wąskiej magistrali,/Zaś drudzy z ulicy Jezuickie Rury".

Sobota, "Biała lokomotywa" (Festiwal Smaku), Wirydarz klasztoru oo. Dominikanów, godz. 19.00, bilety 25 zł

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji