Artykuły

We mnie też jest trochę diabła

- O mnie i o alkoholu faktycznie pisali, nie tylko w brukowcach. To było już bardzo dawno temu. Proszę pani, wszyscy, którzy uprawiają ten zawód, muszą mieć moment na odreagowanie - mówi aktor JERZY BOŃCZAK, odtwórca ponad 180 ról w kinie i telewizyjnych serialach. Młodsi widzowie mieli okazję zobaczyć go w tym roku w "Hansie Klossie", a starsi pamiętają go z roli sekretarza Nikodema Dyzmy w filmowym hicie z 1980 roku.

Żeby dokładnie przejrzeć wszystkie filmy, w których pan grał, musiałam sobie wydrukować ich spis. Trzy strony! Ile to już filmów, ponad 100? Policzył pan?

- Ja nie liczę. Ktoś mi kiedyś podliczał i wyszło ich około 180, ale oczywiście z różnym moim udziałem, większym, lub tylko epizodycznym. Czasami grałem jeden dzień w jakiejś produkcji, czasem kilka. Ale rzeczywiście, jeśli zbierzemy wszystkie tytuły, to będzie tego trochę.

Jak wygląda codzienność polskiej legendy filmu?

- Mieszkam w Warszawie, ale dzielę swój czas na Olsztyn i stolicę. Bardzo jest fajnie, kiedy mieszkając pod Olsztynem, mogę w tym mieście pracować. I tak się złożyło w tym roku. Już po raz trzeci od momentu, kiedy dyrektorem Teatru im. Stefana Jaracza jest Janusz Kijowski, mogę relaksować się w swoim domu i jednocześnie pracować. A od 12 lat, kiedy stałem się, jak my to nazywamy w naszym środowisku, wolnym strzelcem, sam sobie jestem okrętem i morzem. To ma wiele minusów, bo muszę być cały czas dyspozycyjny. Zajęć mam o wiele więcej niż wtedy, kiedy byłem aktorem na etacie. Większość obowiązków spadało wtedy na pracodawcę, a w momencie, kiedy sam jestem sobie pracodawcą, wszystko załatwiam na własną rękę. Moja codzienność wygląda tak, że wstaję rano, wypijam dwie kawy i wypalam 10 papierosów i idę do pracy. Gdzieś w południe zjadam śniadanie. Potem znowu jest 10 papierosów. Za dużo palę, to moja ogromna wada.

Ale cienkie!

- Cienkie i to te najsłabsze. Chyba trochę sam siebie w ten sposób oszukuję, ale jeszcze większym oszukiwaniem siebie jest ten ekologiczny papieros, chociaż taki też posiadam. Próbuję się nim ratować, ale nie zaspokaja on ilości nikotyny, do której mój organizm przyzwyczaił się od dziesiątek lat. Próbuję rzucić palenie, gdzieś tam w głowie zrodziła się u mnie taka myśl. Ona się cały czas w niej kołacze i myślę, że nastąpi jeszcze taki moment, że będę sobie musiał powiedzieć zdecydowanie: "Nie!". Teraz jeszcze nie chciałbym się wszystkiego pozbawiać. Nie mam jeszcze czasu iść na emeryturę! Od 12 lat reżyseruję, gram, a od niedawna dołożyłem sobie jeszcze trzecie zajęcie, mianowicie jestem producentem.

Człowiek orkiestra?

- Na orkiestrę to jeszcze trochę za mało! Mógłbym jeszcze przecież pisać, malować i tworzyć scenografię. Tworzę raczej taki mały zespolik. Może trio? (śmiech)

Spotykamy się po pańskiej próbie w... planetarium! Nad czym pan tutaj pracuje?

- Nad spektaklem, który będzie wystawiany w planetarium. To "Boski spór" austriackiego autora Felixa Mit-terera. Ja współreżyseruję ten spektakl z Januszem Kijowskim, ale jednocześnie, niestety, w nim gram. Niestety dlatego, że trochę mi się już nie chce grać (śmiech). Wolałbym siedzieć sobie wygodnie z boku już wyłącznie jako reżyser, wydawać dyspozycje i realizować to, co mi się kołacze w głowie. Gra aktorska to jest jednak coś, co robię już od ponad 40 lat i trochę się na rym znam. Chociaż stale są sytuacje, które potrafią mnie zaskoczyć. Ciągle poznaję coś nowego. To są sprawy zawodowe, w zasadzie nie do opowiedzenia i nie do zrozumienia dla osób, które nie siedzą całym sobą wewnątrz spektaklu.

Nie chce się panu grac, ale jeszcze niedawno zagrał pan w "Hansie Klossie".

- I myślę, że to dobrze, że się tam znalazłem. To jest reanimowany temat, ale może zainteresować nawet młodych ludzi. Starsi widzowie, do których również ja należę, pamiętają serial "Stawka większa niż życie". A ponieważ bohaterowie serialu pojawiają się również w filmie, to każde pokolenie znajdzie coś dla siebie

A w jaką rolę się pan wcieli w "Boskim sporze"?

- Przez lata grałem głównie postaci negatywne. I tym razem również tak będzie. Wcielę się w rolę szatana. W "Boskim sporze" łatwo jest być szatanem, wszystkie argumenty, którymi się posługuje szatan, są niezwykle prawdziwe. I trudne do podważenia. We mnie też jest trochę diabla. Nie miałem z tą rolą żadnych trudności i nie musiałem się do niej specjalnie zmieniać.

A do której trzeba się było zmienić?

- Tak naprawdę nie jestem aktorem, który dystansuje się od postaci. Bardzo lubię role komediowe i to zdecydowanie mój ulubiony gatunek teatralny Staram się jednak utożsamiać ze wszystkimi postaciami. W każdej postaci jest cząstka mnie. Przecież każdy aktor sprzedaje siebie. Bo nawet, gdyby się zdystansował, to zrobiłby to ze swojej pozycji i postrzegałby postać z wyłącznie swojego punktu widzenia. Ja nie gram na przykład szlachcica Czaplickiego z "Ogniem i mieczem'1, tylko gram siebie. Jestem przebrany za szlachcica i jestem wrzucony w pewną rzeczywistość. I muszę się w niej zachowywać tak, jak mi się ona subiektywnie pokazuje.

Do ról historycznych nie trzeba się teoretycznie przygotowywać?

- To zależy Akurat do wspomnianej roli szlachcica z "Ogniem i mieczem" nie przygotowywałem się zbyt długo, bo wszystko miałem opisane w scenariuszu i w książce. Mogę jednak opowiedzieć o pewnym projekcie, który nie został zrealizowany w związku z brakiem finansów, ale bardzo skrupulatnie się do niego przygotowywalem. Byl projekt, żeby zrobić film o Goebbelsie. Chciałem więc wiedzieć wszystko na temat tego faceta. Obejrzałem filmy, czytałem książki. Odnalazłem wszystko, co zostało na jego temat udokumentowane. . Film nie został zrealizowany z powodu braku finansów. To, czy trzeba się teoretycznie przygotowywać, zależy więc od tego, czy jest taka konieczność.

A brukowce ściśle łączą pana z alkoholem!

- Naprawdę brukowce? Nie pojawiam się tam zbyt często. Ale o mnie i o alkoholu faktycznie pisali, nie tylko w brukowcach. To było już bardzo dawno temu. Proszę pani, wszyscy, którzy uprawiają ten zawód, muszą mieć moment na odreagowanie. Alkohol to jest jedna z takich używek, która pomaga odreagować. To są też narkotyki, ale ja jestem z tego pokolenia, któremu narkotyki są zupełnie obce. Chociaż pojawiły się parę razy. Nie ukrywam, że trzy razy w życiu paliłem trawę i bardzo fajnie mi to robiło. Natomiast nie wciągnęło mnie. Alkohol był mi bardziej bliski i bardziej dostępny. Przychodzi jednak w życiu taki moment, że trzeba wybrać, co jest ważniejsze. Ja postawiłem na pracę, a że alkohol mi w niej przeszkadzał, musiałem go odstawić. To było już wiele, bardzo wiele lat temu.

To jak się pan teraz relaksuje?

- Ze mną zawsze są jakieś pomysły. Zawsze coś mi się kłębi w głowie i ciągle zastanawiam się, co jeszcze można by zagrać, co pokazać widzowi. Nawet, kiedy oglądam jakiś film dla przyjemności, patrzę na niego krytycznym, aktorskim okiem. Teraz, żeby się zrelaksować, najlepiej jest po prostu wyłączyć myślenie.

O SPEKTAKLU W OLSZTYŃSKIM PLANETARIUM

Przypadek sprawił, że budynek teatru jest teraz w remoncie. Aktorzy grają więc w różnych, zastępczych miejscach. Pomyśleliśmy więc, że ten spektakl bardzo by się dobrze wpasował w planetarium. Będą tam rozmowy o Bogu, ludziach i wierze. A dzięki możliwości projekcji wszechświata planetarium wydało nam się najlepszym miejscem na tego typu spektakl. Jak to będzie wyglądało? Trzeba przyjść i zobaczyć, tego nie da się opowiedzieć!

Na zdjęciu: Jerzy Bończak i Janusz Kijowski podczas próby przedstawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji