Artykuły

O takcie w trzecim akcie

Stanisław Ignacy Witkiewicz - niegdysiejszy awangardzista, to dziś autor znany, niestety, najczęściej tylko ze słyszenia. Czasem z prac malarskich, rzadziej z sugestywnych autoportretów fotograficznych, nielicznym - z wybitnych inscenizacji Jerzego Jarockiego. Całemu życiu artysty towarzyszyła plotka o niekonwencjonalnych zachowaniach i poglądach. Nic więc dziwnego, że postać Witkacego wywołuje dziś wiele fałszywych często - określeń: ekscentryk, narkoman, dewiant. Artysta miał zresztą skłonność do autokreacji i szokowania ludzi. Lecz pomimo wspomnień, licznych rozpraw krytycznych o jego twórczości, nie wiemy, jakim był naprawdę.

Gdy więc sięgnął po "Szewców" Teatr Powszechny im. J. Kochanowskiego w 49 lat po samobójczej śmierci artysty zadanej w chwili, gdy wojna i własne totalitarne przepowiednie nie były już fikcją, nie ma powodu podejrzewać inscenizatorów o okazjonalny, rocznicowy gest. Zwłaszcza że Zygmunt Wojdan podjął się realizacji jednego z mniej efektownych scenicznie, a za to najbardziej spójnych i dojrzałych dzieł S.I. Witkiewicza - "Szewcy" powstali w 1934 r.

Tekst to trudny, niejednoznaczny. Widzom wychowanym na estetyce teatru studenckiego lat 70. nie wyda się on zbyt wyrafinowany. Uważny czytelnik łatwiej znajdzie w nim pomłodopolskie mielizny stylistyczne niż awangardowe propozycje formalne. Ostatnie dziesięciolecia zrobiły swoje: czytelnikowi i widzowi teatralnemu w Polsce wpierw przyswojone zostały przecież później powstałe dramaty Ionesco i Becketta. Ten sam fakt, opóźnił promocję zagraniczną dramatów Witkacego i zmniejszył jego szansę na pozostanie klasykiem awangardy.

Obruszyłby się zresztą sam artysta na pomieszczenie go w gronie klasyków, a zwłaszcza wieszczów. Pomimo niewątpliwego podziwu dla nich, zżymał się na natchnione wieszczenia i połajanki czynione przez odpowiedzialnych - we własnym mniemaniu - za cały świat artystów. Może dlatego osobiste, także katastrofistyczne przemyślenia zawierał w pojemnej, niedomkniętej formule pisarskiej. Czasem przed powagą i patosem prawd i apokaliptycznych wizji asekurował się młodopolskim rozwichrzonym stylem, innym razem blagą bądź słowotwórczym przerywnikiem. Te same prawa rządzą "Szewcami" Zygmunta Wojdana. Można byłoby znaleźć do tej inscenizacji jakiś klucz, czy wytrych interpretacyjny. Sam reżyser poczynił zresztą w programie teatralnym wyznanie ułatwiające umieszczenie tej inscenizacji w szufladce z napisem: ostrzegam cię współczesny człowieku, że możesz zniszczyć świat.

Nie są jednak radomscy "Szewcy" tylko dramatem władzy, choć ich chwytliwe sentencje mogłyby wskazywać na polityczne proweniencje utworu. W latach ostatnich polskich burz dziejowych byli zresztą "Szewcy" i "Jan Maciej Karol Wścieklica" tak właśnie interpretowani. Inscenizacja Z. Wojdana broni się przed nachalnością łatwych puent (może oprócz łańcuchów - symboli w finale), niepodważalnych prawd, choć efekt tej obrony - co zrozumiałe - zaciemnia obraz przekazu. I mamy do czynienia raczej z akupunkturą - nakłuwaniem czułych punktów niż z wytyczaniem jedynej słusznej drogi sanacji. To wydaje się być zresztą zgodne z intencją dramaturga.

Przedstawienie zdaje się więc mówić o względności sukcesu, o wietrze historii, który nie bez przyczyn dokonuje zmian - reflektor punktowy oświetlał kolejne portrety wodzów ludu, aby w finale pokazać zniszczony - zapewne przez zagniewany lud - konterfekt Sajetana. Opowiada również o metodach manipulowania ludźmi - przykłady Dziarskich Chłopców. Prowokuje widzów do zastanowienia, czym jest niewola jednostki. Umieszczenia akcji "Szewców" w więzieniu, które jest (było) świątynią wywołuje skojarzenia nie tylko z Okopami Świętej Trójcy. Nagradzanie, bądź karanie pracą mówi zaś o względności ludzkich potrzeb.

W "Szewcach" pobrzmiewają aluzje, złośliwości wobec dziedzictwa Polaków. Na scenie przybrały one postać cytatu z "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego. Rozbudowanie tego fragmentu w akcie trzecim przez dopisanie Witkacemu kilku postaci z "Wesela" przez wstawki na poły folklorystyczne zrodziło rodzajowość. Nie dość silnie zabrzmiały wówczas prawdy chłopo-pańsko-robociarskie - "Cepelia" odwróciła od nich uwagę.

"Szewcy" Zygmunta Wojdana, Ryszarda Strzębały (scenografia) i Ewy Korneckiej (muzyka) są inscenizacją dyskusyjną. Uwikłaną w problemy ważne dla robiących buty w "Radoskórze" i szykujących je dla kraju. Przedstawieniem czasem niekonsekwentnym i - niestety - nużącym. Niekonsekwencje ujawniło głównie aktorstwo niektórych wykonawców. W zasadzie jedynie Sajetan (Włodzimierz Mancewicz) udanie, z Witkacowskim dystansem, połączył intelektualizm i witalność szewca. W scenie rozpierania się na fotelu przykrytym białym i czerwonym płótnem, niezwykle sugestywnie przedstawia dojrzewanie Sajetana do władzy. Czeladnik II (Wojciech Ługowski) podpiera się psychologią postaci - można dyskutować, jak się ma ten zabieg do kanonu Witkacowskiego, ale jest to jakaś propozycja rysunku postaci. Czeladnik I (Andrzej Redosz) ucieka w komediowe tony. Aktor zdecydowanie nie czuje dialogu Witkiewicza - stąd miny i pozy farsowe. Wiesława Niemaszek (księżna Irina) odgrywa bardzo pospolitą zbereźnicę. Legendę Iriny-samicy buduje w zasadzie tylko tekstem i negliżem. A pewnie aktorka powinna tę rolę poczuć, zagrać wszystkimi nerwami - od czubków palców począwszy. Może wtedy postać uwiarygodniłaby owo sceniczne - męskie pożądanie. Prokuratora Scurvy określił autor didaskaliami najpełniej: "twarz szeroka, zrobiona jakby z czerwonego salcesonu, w którym tkwią inkrustowane, błękitne jak guziki od majtek oczy. Szczęki szerokie - pogryzłby na proszek (zdawałoby się) kawałek granitu..." Nie pogryzłby. Andrzej Bieniasz był raczej salonowcem, co konsekwentnie odgrywał.

O, przecherny Witkacy. Znaleźć u ciebie sensy i pozbierać je w komunikat - to jedno. Zagrać cię - to drugie i pewnie nawet trudniejsze. Jeśli się więc coś nie powiodło w

"Szewcach" 1988 roku, to przecież na pocieszenie można się podeprzeć prawdą Sajetana - nietaktem z trzeciego aktu: "...jedna jest dobra rzecz na świecie, to indywidualne istnienie w dostatecznych warunkach materialnych. Zjeść, poczytać, pogwajdlić, pokierdasić i pójść spać. Poza tym nie ma nic..."

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji