Artykuły

W poszukiwaniu absolutu

"Nie taki diabeł straszny jak go malują" - mówi Diabeł do bohatera "Kwiatów zła", najnow­szej inscenizacji Adama Sroki w opolskim teatrze. I choć trudno uwierzyć, by Baudelaire używał polskiego porzekadła, to może ono posłużyć za najkrótszą recenzję powstałego w oparciu o jego wiersze przedstawienia.

Trzeba to podkreślić na samym początku, bo przedpremierowe pu­blikacje na temat przedstawienia tak były pełne obaw samych twór­ców, czy uda się dotrzeć do publicz­ności z metaforycznym poetyckim tekstem, że mogło to odstraszyć po­tencjalnych widzów.

Z najcelniejszych wierszy z to­miku "Kwiaty zła" i "Paryskiego spleenu" skonstruował Sroka pełną dramaturgii opowieść o egzysten­cjalnych poszukiwaniach młodego poety i jego pokolenia. Baudelaire daleki był od optymizmu. W "Kwia­tach zła" zawarł skrajnie pesymi­styczną wizję człowieka, dążącego do absolutu poprzez grzech. Zdu­miewająco współcześnie brzmią jego wiersze i nie jest to tylko spra­wa kostiumu. Sroka zrezygnował z kostiumu historycznego, z połowy XIX wieku. Jego bohaterowie to pokolenie współczesne. Z jednej strony kostium wyraźnie nawiązu­je do lat 60., czasu kontestacji, dzieci-kwiatów, rewolucji seksual­nej, narkotyków, z drugiej ma wie­le cech mody obecnych subkultur. Lata sześćdziesiąte, ta epoka, w której po raz pierwszy tak wyra­źnie zachwiał się młodym porządek świata i kiedy po raz pierwszy w sposób tak spektakularny dali temu wyraz, zdaniem Sroki, w ja­kimś stopniu wyrosła właśnie z Baudelaire'a. W każdym razie do­skonale da się spuentować zda­niem ze wstępu do "Kwiatów zła", jako "historia duchowych wstrząsów współczesnej młodzieży". Tej całkiem współczesnej, dzisiejszej, z lat 90. też. Bo właśnie o niej jest to przedstawienie - znów zagubionej, błądzącej, szukającej własnej toż­samości, sensu wolności i miłości, uciekającej od szarości i nudy co­dzienności w świat narkotycznych wizji. Szukającej Boga i absolutu, ale po swojemu, wbrew narzuco­nym łatwym, propagandowym schematom.

Wizja człowieka w przedstawie­niu Sroki jest równie tragiczna i pesymistyczna, jak u Baudelaire'a. Unurzany w grzechu, oszołomiony narkotykami, pragnący miłości i piękna, zaprzedaje duszę Diabłu w mundurze współczesnego faszysty. Jego pragnienie uśmierzenia nudy i panowania nad pospolitymi bliźni­mi jednak nie spełnia się. Nie daje mu tego ani rodzina - "ty cholerny handlarzu obłoków", mówi do niego żona - ani społeczeństwo. Obietnica Diabła nie mogła się spełnić, ale bez szans jest też oferta trzech "naszych pań boleściwych". Do serca i umysłu wrażliwego, poszukującego człowie­ka, nie sposób przebić się z Bogiem w tak bezdusznym i monotonnym wydaniu. Nie pomoże też wciskanie guzika radia, jeśli jest ono tylko środkiem propagandy, a nie pełnej miłości i głębokiej prawdy Ewange­lii. Nie ma więc wyjścia. Statek sza­leńców powiezie bohaterów ku za­gładzie.

W atmosferę przedstawienia wchodzi się stopniowo. Przyzwyczajony do podążania za tekstem i fabułą widz początkowo może mieć trudności ze skupieniem uwagi. Potem i poezja Baudelaire`a, i przede wszystkim sceniczna wizja wciąga bez reszty. Warstwy: pla­styczna, muzyczna i aktorska są równie ważne jest literacka, a gra wyobraźni, w którą wciągają, nie­jednokrotnie rekompensuje, niedo­statki w rozumieniu tekstu.

Iza Toroniewicz zbudowała ory­ginalną konstrukcję, mającą w so­bie coś i z areny cyrkowej, i z we­sołego miasteczka, choć słowo "we­sołe" należy umieścić w cudzysło­wie, bo nie ma tu nic wesołego. Jest to raczej obraz destrukcji i opu­szczenia (goła konstrukcja paraso­la, metalowy stelaż krzesła). Cyrk wybrany został nieprzypadkowo. Z jednej strony jest to po prostu miej­sce jakiejś gry, w tym wypadku gry wyobraźni, co wyjaśnia uzupełnie­nie tytułu przedstawienia - "zaba­wa wyśniona". Cyrk jest też meta­forą świata sztucznego, pozbawio­nego autentycznych wartości, gdzie porządek wymusza się tresu­rą, co odpowiada pesymistycznej wizji autora. Cyrk to także symbol zniewolenia. W scenicznej kon­strukcji nieustannie powtarza się motyw kraty i zamknięcia - siatka, po której wspinają się bohaterowie, drabinki, klatka windy, nawet obrotowe drzwi kojarzą się z bloka­dą, uwięzieniem. Tym bardziej wstrząsające wrażenie robi ostat­nia scena, gdy to wszystko rusza nagle wraz z obrotówką, by po za­toczeniu symbolicznego koła uka­zać zagładę bohaterów.

Doskonale z tą plastyczną wizją współgra muzyka Krzysztofa Szwajgiera. Raz jest to tylko nie­spokojne, rytmiczne "plumkanie", kiedy indziej słychać burzliwe fra­zy fortepianowe przywodzące na myśl "Etiudę rewolucyjną" Chopi­na, z rzadka jest to muzyka prawie ilustracyjna, cyrkowo-wesołomiasteczkowa w nastroju, to znów po­jawiają się elementy akustyczne lub dzikie bębnienie.

"Kwiaty zła" to niezwykłe przedstawienie. Na pewno nie naj­łatwiejsze w odbiorze, ale tak od­działujące na wyobraźnię i porywa­jące, że warto zadać sobie tę odro­binę trudu. Najważniejszy w teatrze jest teatr, a w tym przedsta­wieniu teatr święci wielki triumf.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji