Artykuły

Pożegnanie z kontrabasem?

- Trzeba już chyba pożegnać "Kon­trabasistę". To zadanie dla młodszego - powiedział Jerzy Stuhr po ostatnim z krótkiej serii przedstawień monodra­mu Patricka Suskinda w krakowskiej PWST. Publiczność, która chwilą wcześniej opuściła salę, była chyba innego zdania. Wyraziła je gorącymi reakcjami podczas występu i stojącą owacją na koniec.

Stuhr gra "Kontrabasistę" już dziewiąty rok. Wtedy, zaraz po powstaniu, sztuka miała duże wzięcie u aktorów całej Europy. Teraz z międzynarodówki kon­trabasistów pozostał już tylko on. Występ rozpoczyna od popi­su instrumentalnego: siłą woli ujarzmia instrument i gra z za­wodowymi muzykami jako solis­ta w kwintecie napisanym przez Mariusza Pędziałka. Publicz­ność przeżywa katusze przera­żonego wykonawcy w tym sa­mym co on napięciu, choć może w nieco większym rozbawieniu. Po koncercie już wiadomo, że nieszczęsny niewolnik wielkiego i niezwykle nieporęcznego in­strumentu zdobył serca publicz­ności. Będzie je miał już do koń­ca wieczoru, który wypełni wiel­kim monologiem swojego ży­cia.

Przejście mistrza aktorstwa i kontrabasu - Jerzego Stuhra w domowe pielesze i skórę tytuło­wego bohatera, dokonuje się podczas wykonania kwartetu Bogusława Schaeffera. Towa­rzyszący na doczepkę czwórce grających w dosyć nietypowy sposób muzyków aktor rozbiera się ściśle według wskazówek muzycznej partytury. Gdy już jest w galotach i szlafroku, zmu­sza muzyków do opuszczenia sa­li koncertowej, która przemie­nia się w jego mieszkanie. Stąd zwraca się do publiczności. Pod­daje swoją osobę psychoanali­zie, kpinie i uwzniośleniu. Mówi o tym, jak kontrabas, a może tyl­ko mierny talent, wyznaczył jego całe życie. Opowiada o nie speł­nionej miłości do sopranistki.

Fenomenalny jest Jerzy Stuhr w roli wyjętego z tłumu nie­szczęśników szarego człowieka, który żyje miłością i nienawiś­cią do swojego losu, któremu na imię kontrabas. Chociaż aktor przez cały niemal czas występu doprowadza widzów do spazmów śmiechu, nie jest to wcale granie powierzchowne. Jego kontrabasista budzi współczucie, bo jest świado­mym, szarpiącym się ze swoim pieskim losem każdym - everymanem, który po to, by przeżyć, musi się zgodzić na świat, zaś po to, by nie zwariować, nie może choćby po cichu się nie bunto­wać.

Nie ma racji Jerzy Stuhr mówiąc, że kontrabasista to rola już nie dla niego. To naprawdę nic, że sopranistka, w której się kocha jego bohater, jest ciągle w tym samym wieku, a on musi sobie co roku dodawać to, co przyniósł kalendarz. Ta miłość to przecież marzenie, do którego mamy prawo zawsze - bez względu na wiek. Pilnujmy więc, proszę państwa, Jerzego Stuhra. Mówi, że chętnie na­kręciłby spektakl telewizyjny lub film według "Kontrabasi­sty", ale już z kim innym w roli tytułowej. Na takie coś odpowia­damy stanowczym: NIE. My chcemy Stuhra.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji