Artykuły

Wybrzeże kryzysowe

- W Polsce procentowo wydatki na kulturę może i wzrastają, ale nie przekłada się to jakoś na ilość gotówki w teatrach - mówi Adam Orzechowski, dyrektor Teatru Wybrzeże. W ciągu najbliższego roku gdańska scena przygotuje osiem premier, najmniej w ciągu paru ostatnich lat.

Mirosław Baran: Jakie premiery zobaczymy w Teatrze Wybrzeże w nowym sezonie?

Adam Orzechowski [na zdjęciu]: - Obecny sezon będzie trochę skromniejszy, niż ten, który jest już za nami. Stanie się tak przede wszystkim z powodów finansowych. Ale jest też druga rzecz: mamy tak dużo pozycji w repertuarze, że chcemy je "wygrać". Mam nadzieję, że w efekcie ten kryzysowy okres nie będzie nas tak bardzo dotykał. Jeszcze w tym roku kalendarzowym w Wybrzeżu pojawią się trzy nowe spektakle. Na początek, w połowie października, jesienny aneks Festiwalu Wybrzeże Sztuki i dwa przedstawienia: "Danuta W." w reżyserii Janusza Zaorskiego i wykonaniu Krystyny Jandy - to, po "Seksie dla opornych", kolejny owoc naszej współpracy z warszawskim Teatrem Polonia - oraz długo oczekiwany "Tak powiedział Michael J." Jolanty Janiczak i Wiktora Rubina. Będzie to trochę inny spektakl, niż ten planowany na wiosnę: z nowymi aktorami, z nieco zmienionym scenariuszem. Zaczynamy więc od mocnego uderzenia.

"Danuta W.", adaptacja "Marzeń i tajemnic" Danuty Wałęsy, budzi w Gdańsku ogromne zainteresowanie. Czy ten spektakl będzie pokazywany w Wybrzeżu już po festiwalu?

- Jesteśmy zainteresowani, żeby "Danuta W." była naszą pozycją repertuarową. W tym roku zagramy ten spektakl jeszcze 4 i 5 listopada. Co do kalendarzowego przyszłego roku - to jeszcze jest to do ustalenia, ale chciałbym, żeby do końca sezonu to przedstawienie pojawiło się u nas jeszcze parę razy.

Co będzie trzecią tegoroczną premierą?

- Chcemy, aby 24 listopada odbyła się w Malarni premiera "Amatorek" Elfride Jelinek w reżyserii Eweliny Marciniak. To młoda reżyserka, która już odnosi sukcesy. "Amatorki" są dziełem powszechnie znanym, jeśli chodzi o twórczość Jelinek - autorki, która po raz pierwszy pojawi się na deskach naszego teatru. Adaptacji tekstu dokonał regularnie współpracujący z Marciniak dramaturg Michał Buszewicz. Moim zdaniem jego adaptacja jest bardzo dobra, a powieść Jelinek to niemałe wyzwanie.

Jakie są plany na przyszły rok?

- W następnym roku kalendarzowym pojawi się "Życie snem" Calderona. Inscenizację przygotuje Kuba Kowalski razem z dramaturg Julią Holewińską, czyli twórcy "Ciał obcych". Mam nadzieję, że ten klasyczny tekst zostanie nam zaprezentowany w interesującej formie, bo i reżyser, i dramaturg wydają mi się być gwarancją sukcesu. Ta premiera wstępnie planowana jest na początek marca. A prawdopodobnie 15 kwietnia na dużej scenie odbędzie się premiera "Czarownic z Salem" Arthura Millera w reżyserii Adama Nalepy. To tekst szalenie atrakcyjny teatralnie, pozwalający na wiele interpretacji. Dotyka on tematów fanatyzmu religijnego, kłamstwa i manipulacji. Adam będzie pracował nad tym spektaklem z dramaturgiem Kubą Roszkowskim.

Potem planujemy na maj przedstawianie - jeszcze nie wiem, pod jakim tytułem - które będzie dotyczyło tragicznej postaci niezwykłego artysty, uwikłanego w politykę, walczącego z bolszewizmem, ale afirmującego niektóre działania PRL-u - myślę tu o Władysławie Broniewskim. To człowiek, który był i szlachcicem, i rewolucjonistą. Do tego dochodzą jego tragedie rodzinne i uwikłanie w alkohol. Właśnie przypada 50. rocznica jego śmierci. Jego twórczość jest może dziś mniej znana młodym ludziom, ale to niebywały poeta, piszący piękne wiersze. Nawet, jeśli wychwalały myśli Lenina czy stalinowski porządek świata. Tekst o Broniewskim napisał Radek Paczocha. To nie tylko portret tragicznego bohatera, ale kawał trudnej polskiej historii; od wojny z bolszewikami w 1920 roku po lata 60. Ten spektakl zostanie wyreżyserowany przeze mnie.

Wybrzeże planuje premiery na lato?

- Tak. Będzie przedstawienie przygotowane w czerwcu z myślą o Scenie Letniej w Pruszczu Gdańskim, Malarni i Scenie Kameralnej w Sopocie. Napisania tekstu podjęli się wspólnie Kuba Roszkowski i Abelard Giza, reżyserem będzie Kuba. Ma to być rzecz zbliżona do filmu czy serialu "Statyści"; będzie tam 75 proc. tekstu "stałego", a 25 proc. improwizowanego. Na koniec sezonu, w ramach Solidarity Of Arts - o ile ten festiwal się odbędzie, a podejrzewam, że tak - nowe przedstawienie zrealizuje Grzegorz Wiśniewski. Rozmawiamy o kilku poważnych tytułach - decyzja ostateczna nie zapadła, więc wolałbym ich jeszcze nie zdradzać. I na tym zakończymy sezon, który pod względem liczby premier, będzie skromniejszy niż w ostatnich latach. Za to wznowimy w styczniu, po paru latach przerwy, "Blaszany bębenek" Adama Nalepy. Myślimy, że to na tyle ważny i tytuł, i spektakl, że znajdzie swoich nowych widzów.

Do zespołu teatru dołączyła ostatnio Katarzyna Z. Michalska. Czy będą jeszcze jakieś zmiany?

- Z powodów finansowych nie będę przyjmował już nowych aktorów. Choć chciałbym zasilać co roku nasz zespół młodymi aktorami. Wnoszą oni nową energię do teatru, chętniej z nimi pracują młodzi reżyserzy.

Ktoś odchodzi?

Z Wybrzeża odeszli Piotr Jankowski i Marta Jankowska, aktorzy związani od jakiegoś czasu z tym teatrem.

Co przyszłorocznym Festiwalem Wybrzeże Sztuki?

- Na razie mamy z festiwalem problem finansowy. Każda z jego edycji była finansowana z pieniędzy urzędu marszałkowskiego i miasta Gdańsk. Teraz już wiemy, że nasza roczna dotacja z urzędu marszałkowskiego zostanie zmniejszona o około dziesięć procent, a czy się pojawią pieniądze od prezydenta Gdańska - nie mamy pojęcia. Wybrzeże Sztuki odbędzie się, jeśli zdobędziemy jakieś dodatkowe środki finansowe. Bo nie chciałbym festiwalu finansować z dotacji na bieżącą działalność. W Polsce procentowo wydatki na kulturę może i wzrastają, ale nie przekłada się to jakoś na ilość gotówki w teatrach. Mamy nadzieję, że widzowie ciągle będą u nas kupowali bilety, bo pamiętajmy, że kryzys nie dotyka tylko instytucji.

Właśnie: dotacja się zmniejsza, czy więc zatem wzrośnie w Wybrzeżu cena biletów?

- Nie. 40 złotych dla ludzi, którzy często chodzą do teatru, to już sporo. Widzimy zresztą jaką popularnością cieszą się "tanie czwartki", kiedy mamy bilety za pół ceny. Nasze bilety, w porównaniu z innymi teatrami, nie są aż tak drogie. Warto też przypomnieć, że wpływ z przedstawienia nie pokrywają ponoszonych kosztów produkcji spektaklu. Gdybyśmy tak biznesowo do tego podchodzili, to bilety do teatru powinny kosztować powyżej 150 zł. Ale kogo na to byłoby stać?

Dwa sezony temu Teatr Wybrzeże zagrał 450 przedstawień, w zakończonym sezonie już 394. Czy teraz, z kryzysowym budżetem, będzie ich jeszcze mnie?

- Mniejsza liczba spektakli w ostatnim sezonie jest wynikiem sporej ilości premier. W zeszłym roku mieliśmy ich dwanaście. A jak trwają próby, to na dwa tygodnie wyłączamy daną scenę i dla widza nic na niej się nie dzieje. Optymalna ilość granych przedstawień przez taki teatr jak nasz to około 400 spektakli. Paradoksalnie, na nie graniu spektakli można zaoszczędzić - nie pokazujemy spektakli, to nie ponosimy kosztów, które - jak mówiłem - absolutnie nie są bilansowane przez zyski z biletów. Ale nie granie to jest już śmierć dla teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji