Artykuły

Oko-uchem. Życie to nie teatr?

Gdyński Teatr Muzyczny usiłuje uciec od wizerunku miejsca, w którym tylko blichtr, rozrywka, pióra i cekiny. Coraz częściej swymi spektaklami stara się być bliżej tego, co tu i dziś. Bo nie wierzę, że w jego repertuarze przypadkowo właśnie teraz pojawił się rockowy musical "Przebudzenie wiosny", który mówi, że przyczyną tragedii mogą być seksualne frustracje, a przede wszystkim - społeczne zakłamanie - pisze Jerzy Snakowski w swoim felietonie na Trójmiasto.pl.

Słysząc o kolejnych morderstwach popełnionych na dzieciach, wolałbym, by opera i musical były jak najdalej od życia. By tragedie były tylko domeną sceny. Jednak mistrz Szekspir autorytatywnie stwierdza: "Świat jest teatrem".

Do tego tragicznego zdarzenia doszło w środowisku Romów. Podłożem były rodzinne porachunki pomiędzy ubogimi Romami a dobrze sytuowanymi Hiszpanami. Głowa hiszpańskiej rodziny Luna, oskarżył starą Cygankę o działanie na szkodę jego dzieci. Kobietę skazano na śmierć. Jak mówią doniesienia, córka Cyganki postanowiła w ramach zemsty uprowadzić i zabić jednego z małoletnich synów Luny. Po udanej akcji kidnappingu wybrała szczególnie okrutny sposób zamordowania chłopca - poprzez spalenie go żywcem. Jednak działając pod wpływem silnego wzburzenia, będąc w stanie pomroczności jasnej, wrzuciła do ognia... własne dziecko. Fakt ten ukryła przed sąsiadami i nikt przez wiele lat nie widział, że wychowywała nieswojego syna.

Nieprawdopodobne? No tak! Przecież to streszczenie jednej z najbardziej zagmatwanych oper - "Trubadura" Verdiego. Słynny niegdyś tenor, Leo Slezak powiedział, że chociaż występował w "Trubadurze" wiele razy, to nie wie, o co w nim chodzi. Za każdym razem, gdy prezentuję to dzieło, scena z pomyleniem chłopców wzbudza u moich słuchaczy wesołość. Że niby Cyganka taka roztargniona. Że to naiwne. Niedorzeczne. W ubiegłym sezonie w prowadzonym przeze mnie cyklu edukacyjnym "Opera? Si!" zastanawiałem się nad tym, czy opera jest życiowa. Czy z jednej strony możemy z niej czerpać wskazówki, jak żyć, a z drugiej - jak bardzo opera korzysta z tego, co dzieje się w realnym świecie. Podczas lutowego spotkania mówiłem właśnie o "Trubadurze". Jednak wtedy nikomu nie było do śmiechu. Bo śledziliśmy wówczas zagmatwaną i na pozór nieprawdopodobną historię Madzi z Sosnowca.

Niestety. "Trubadur" ze swoimi pozornymi nonsensami jeszcze długo nie będzie śmieszył. Tylko w ubiegłym roku zabito w Polsce 24 dzieci. Ponad 30 tysięcy było maltretowanych. To populacja sporego miasta, na przykład Sopotu. Usiłuję wyobrazić sobie Sopot pełen bitych, wykorzystywanych i dręczonych dzieci... Dlaczego tak dużo? Dlaczego coraz więcej? Dlaczego w ogóle? Nie będę bawił się w psychologa społecznego czy socjologia. Nie wiem czy ta przerażająca statystyka to efekt frustracji, czynników ekonomicznych czy kulturowych. Czy to pokłosie epatowania w mediach okrucieństwem (równie dobrze można by posądzić o to teatr), czy też polityki prorodzinnej, w której większy nacisk kładzie się na dziecko poczęte niż narodzone.

Za to próbę odpowiedzi na pytanie "dlaczego?" podjął gdyński Teatr Muzyczny, który usiłuje uciec od wizerunku miejsca, w którym tylko blichtr, rozrywka, pióra i cekiny. Coraz częściej swymi spektaklami stara się być bliżej tego, co tu i dziś. Bo nie wierzę, że w jego repertuarze przypadkowo właśnie teraz pojawił się rockowy musical "Przebudzenie wiosny", który mówi, że przyczyną tragedii mogą być seksualne frustracje, a przede wszystkim - społeczne zakłamanie. To często nasi najbliżsi powodują, że zawieramy pakt z diabłem - ojciec, który dobiera się do córki i matka, która dorastającemu dziecku tłumaczy, że przyniósł je bocian.

Słysząc o kolejnych morderstwach popełnionych na dzieciach, wolałbym, by opera i musical były jak najdalej od życia. By tragedie były tylko domeną sceny. Jednak mistrz Szekspir autorytatywnie stwierdza: "Świat jest teatrem". I niestety jest to teatr bez aktu szóstego, o którym pisze Szymborska:

"Najważniejszy w tragedii jest dla mnie akt szósty:

zmartwychwstanie z pobojowisk sceny, [...]

wyrywanie noża z piersi,

zdejmowanie pętli z szyi,

ustawianie się w rzędzie pomiędzy żywymi

twarzą do publiczności.

[...]

dyganie samobójczyni,

kiwanie ściętej głowy.

[...].

Wejście gęsiego zmarłych dużo wcześniej,

bo w akcie trzecim, czwartym, oraz pomiędzy aktami."

***

Jerzy Snakowski

- Oko-uchem to rubryka, w której autor, wykładowca Akademii Muzycznej w Gdańsku, autor show popularyzującego teatr operowy pt. "Opera? Si!", dzieli się z naszymi czytelnikami swoimi spostrzeżeniami na temat trójmiejskiej kultury i nie tylko. Więcej o autorze: www.snakowski.pl

Na zdjęciu: "Przebudzenie wiosny", Teatr Muzyczny, Gdynia

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji