Artykuły

Kocha? Lubi? Szanuje?

Nawet jeśli na miłość nigdy nie jest za późno, lepiej by spadła na nas jak grom z jasnego nieba, odrobinę wcześniej, niż to przydarzyło się bohaterom zgrabnej farsy "Wieczór kawalerski".

Gdy bowiem uświadamiamy sobie, że wybranką naszego serca jest zgoła inna kobieta niż ta, z którą jutro staniemy na ślubnym kobiercu, pojawiają się nie lada komplikacje. Zwłaszcza gdy suknia ślubna leży na pannie młodej jak ulał, przyszła teściowa zamknęła listę gości, a młoda para z precyzją księgowego ułożyła model życia we dwoje aż po grób. I co? To już Państwo musicie sami zobaczyć!

Mimo pikantnych z pozoru sytuacji, kto z kim spędził nieświadomie noc i dlaczego, sztuka w sposób oczywisty broni takich wartości, jak czysta miłość, bezinteresowność, lojalność. Stąd bohaterowie przeżywają potworne męki z powodu wyrzutów sumienia, ani im w głowie krzywdzić swoich niedoszłych partnerów, ale serce domaga się rozwiązań jednoznacznych.

Na tym pomyśle nakręcono zresztą tysiące zabawnych komedii filmowych, by wymienić tylko te najlepsze i najbardziej kasowe, bo w gruncie rzeczy wszyscy jesteśmy sentymentalni, od "Absolwenta", przez "Bezsenność w Seatle", po "Cztery wesela i pogrzeb".

Teatr oczywiście dysponuje znacznie skromniejszymi rozwiązaniami, stąd większa rola przypada dialogom (czym błyskotliwsze, tym lepiej) i sytuacjom, w których niekoniecznie bohaterowie muszą obrzucać się tortami. Autor "Wieczoru kawalerskiego", Robin Hawdon, wybrnął z tego zadania zręcznie i publiczność bawi się naprawdę znakomicie. A że i przesłanie wyzwala w nas uczucia wyższe, choć sytuacje wpędzały bohaterów w groteskowe tarapaty, obie strony - czyli aktorzy mający frajdę z grania i widzowie - wychodzą zadowolone.

Reżyserii tej zręcznej komediofarsy, wystawionej na deskach Teatru Syrena, podjął się Cezary Morawski. W rolach głównych gościnnie wystąpili: Adrianna Biedrzyńska, Maria Ciunelis, Katarzyna Tatarak, Krzysztof Tyniec i Piotr Polk. Jest to nie tylko, zgodne z tytułem, "Wieczór kawalerski", ale popis kawalerów Melpomeny. Tym razem to panowie dzierżą prym. A grają brawurowo. Krzysztof Tyniec, nie wpadając w manierę, wypracował sobie własny specyficzny styl aktorskiej ekspresji i w tej sztuce przynosi ona rezultaty znakomite. Uciekając od dosłowności, wygrywa jednocześnie wszystkie niuanse dręczonego poczuciem winy partnera, który chce oszczędzić narzeczonej gorzkiej prawdy, ale czym bardziej chce, tym bardziej nie może. Zofia Czerwińska w roli "znającej życie" matki narzeczonej i Tadeusz Wojtych jako piekielny dyrektor reprezentują godnie grono "seniorów" Syreny, mających swoich wiernych odbiorców. Słowem - relaks, nie tylko na czas wakacji. Sądzę, że tą linią repertuarową powinna podążać Syrena, krojąc plany na miarę możliwości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji