Artykuły

Manowce poety

Jednym z ważniejszych "manowców" w życiu poety był teatr. Dziś stosunkowo rzadko pamiętamy o tym, że Leśmian bywał reżyserem, kierownikiem artystycznym scen warszawskich i łódzkich, krytykiem i teoretykiem teatru. On sam zresztą dziwnym trafem nie opublikował za życia żadnego ze swoich tekstów dramatycznych - Jarosław Cymerman o dramacie Bolesława Leśmiana "Satyr i Nimfa. Bajka o złotym grzebyku" wydanym przez lubelski KUL.

Pisarzom zdarza się pisać jeszcze po śmierci. W przypadku Bolesława Leśmiana to obiegowe stwierdzenie nabiera dodatkowych sensów, wystarczy przypomnieć sobie bardzo znany wiersz "Dziewczyna", w którym śmierć nie była w stanie powstrzymać dążenia do odkrycia prawdy o "dziewczęcym głosie zaprzepaszczonym". Takim swego rodzaju "głosem zaprzepaszczonym" poety były rękopisy jego tekstów zachowane w Harry Ransom Research Center w Austin w Teksasie, które zastanawiająco długo nie mogły trafić do polskiego czytelnika. Wszystkie te materiały znalazły się w Teksasie po długiej wędrówce - wywiezione w 1944 roku z Warszawy przez żonę i córkę Leśmiana, w 1966 roku zostały kupione przez Aleksandra Jantę-Połczyńskiego, który następnie odsprzedał je najprawdopodobniej za pośrednictwem nowojorskiego domu aukcyjnego archiwum w Austin.

Były wśród nich między innymi dwie "baśnie mimiczne" "Pierrot i Kolombina" oraz "Skrzypek opętany" (opublikowane w 1985 roku przez Rochelle H. Stone), poemat dramatyczny "Zdziczenie obyczajów pośmiertnych" (wystawiony w 1982 roku, opublikowany w 1994), a także opowiadanie "Satyr i Nimfa" i III akt "Bajki o złotym grzebyku". Dwa ostatnie teksty zredagowane przez Dariusza Pachockiego i Artura Truszkowskiego opublikowane zostały dopiero w 2011 roku staraniem Wydawnictwa KUL w serii "Archiwum Edytorskie".

Edycja ta wyróżnia się starannością, bardzo dokładnie prezentuje samą podstawę - czyli zachowane rękopisy (w książce znaleźć można dobrej jakości zdjęcia tych materiałów), ich koleje i kształt, a także wszelkie odmiany tekstu - skreślenia, pomyłki i dopiski. Dzięki temu uważny czytelnik i badacz może mieć możliwość przynajmniej namiastki obcowania z oryginalnym rękopisem Leśmiana. Zamieszczone w tym tomie teksty pochodzą prawdopodobnie z różnych okresów twórczości autora "Łąki". "Satyr i Nimfa" według relacji córki poety - Marii Ludwiki Mazurowej miał powstać w 1935 roku, zaś "Bajka o złotym grzebyku" około roku 1912. Obydwu tekstów za życia poety w żaden sposób nie udostępniono publicznie - "Bajka o złotym grzebyku" została najprawdopodobniej ostro skrytykowana przez wybitnego krytyka teatralnego Władysława Rabskiego za "nieprzyzwoitość" i "trywialność", a "Satyra i Nimfę" według Mazurowej miały odrzucić redakcje kilku warszawskich czasopism.

Warto zatem przyjrzeć się tym dwu odrzuconym dziełom, swego rodzaju manowcom twórczości Leśmiana, które wcale nie muszą oznaczać utworów z marginesu, bo jak wiadomo chociażby z wiersza "Srebroń" "manowiec" to jedno z imion poety:

To - niepoprawny Istnieniowiec!

Poeta! - Znawca mgły i wina.

Nadskakujący snom - manowiec,

Wieczności śpiewna krzątanina.

Jednym z ważniejszych "manowców" w życiu poety był teatr. Dziś stosunkowo rzadko pamiętamy o tym, że Leśmian bywał reżyserem, kierownikiem artystycznym scen warszawskich i łódzkich, krytykiem i teoretykiem teatru. On sam zresztą dziwnym trafem nie opublikował za życia żadnego ze swoich tekstów dramatycznych, choć można wśród nich znaleźć napisane poetyckim językiem zapisy choreografii spektakli tanecznych ("Pierrot i Kolombina", "Skrzypek Opętany") czy niezwykłe poematy dramatyczne - swego rodzaju Leśmianowskie "dziady" - "Dziejba leśna" i "Zdziczenie obyczajów pośmiertnych".

"Bajka o złotym grzebyku" (czy raczej jej trzeci i ostatni akt - nie wiadomo, co się stało z dwoma pierwszymi i czy w ogóle powstały) na tym tle zaskakuje - jest to farsa o dość ograniczonej ilości pierwiastka fantastycznego, w której nie ma ani baśniowej atmosfery, ani rozważań na temat śmierci i tego, co poza nią. Wyjaśnieniem tej "trywialności" tekstu może być geneza utworu - otóż, jak przypuszcza Rochelle H. Stone, "Bajka" miała być napisana dla warszawskiego Teatru Nowości. Wniosek ten wyciągnęła z kilku wzmianek, jakie pojawiają się w listach Leśmiana pisanych w pierwszej połowie 1913 roku. Pierwsza z nich pojawia się w liście do Zenona Przesmyckiego, który Jacek Trznadel datuje na styczeń 1913 roku. "Śliwiński dopiero dwa dni temu zaczął farsę moją czytać - pisze w nim autor "Satyra i Nimfy". - Dziś zapewne dowiem się o rezultacie." Dalej następuje kilka zdań, z których można wyciągnąć ciekawe wnioski dotyczące okoliczności powstania tej sztuki: "Fertner okazał się człowiekiem kryształowo - szlachetnym. Wcale nie miał na myśli ujmowania mi honorarium. Miał tę myśl w początkach, gdy zamierzył być współautorem".

Ludwik Śliwiński to aktor i reżyser, który w latach 1890-1915 pełnił funkcję kierownika zespołu operetki i reżysera farsy Warszawskich Teatrów Rządowych. Siedzibą tego zespołu był od 1901 roku właśnie Teatr Nowości, trzeba również dodać, że ta mieszcząca się przy ulicy Daniłowiczowskiej scena miała charakter rozrywkowo-komercyjny. Z kolei wspomniany jako potencjalny współautor Antoni Fertner to głośny już wówczas komik teatralny i filmowy, który w 1912 i 1913 roku grywał na deskach teatru kierowanego przez Śliwińskiego. Warto tu przy okazji przypomnieć, że farsy bardzo często pisane były przez autorskie spółki, a ponadto fakt możliwego współudziału znanego aktora przy powstaniu "Bajki o złotym grzebyku" to obok zarobkowej intencji mogłaby być istotna przyczyna tak mało Leśmianowskiego (choćby w zestawieniu z pisanym prawdopodobnie niemal równolegle "Skrzypkiem Opętanym") charakteru tej sztuki. Może to również tłumaczyć podpisanie utworu nieużywanym gdzie indziej przez autora "Łąki" pseudonimem "Jan Łubin".

O możliwej współpracy ze Śliwińskim i Fertnerem podczas pisania farsy świadczyć może to, że rękopis nosi ślady skreśleń, które według notatki zapisanej w katalogu HRC w Austin przez wnuczkę poety, nie pochodzą od autora i jak słusznie zauważyli Pachocki i Truszkowski: Charakter ingerencji wyraźnie wskazuje na intencję: najczęściej zmierzają one do utrzymania dynamiki akcji poprzez zminimalizowanie objętości opisów lub skrócenie czy zupełne usunięcie wypowiedzi postaci. Pomimo tych śladów teatralnej pracy nad tekstem (w jednym z listów do Przesmyckiego Leśmian wspomniał nawet, że "farsa będzie wystawiona") to ostatecznie nic z tego nie wyszło i "Bajka o złotym grzebyku" musiała czekać na upublicznienie niemal sto lat.

W ten sposób do rąk czytelnika trafia swego rodzaju zabytek będący świadectwem bogatej teatralnej tradycji, dziś już niemal martwej, bo choć farsa za sprawą tekstów Raya Cooneya ("Mayday") czy Paula Pörtnera ("Szalone nożyczki") ma się na scenach nie najgorzej, to przeszła w ciągu stu lat dość istotną ewolucję, będącą zarówno pochodną przemian obyczajowych, jak i tych, które zaszły w sztuce teatru. Dziś na przykład nikogo już nie śmieszą typowe dla XIX-wiecznych sztuk tego rodzaju gonitwy po scenie, natłok postaci, absurdalne spiętrzenia fabularne, a i erotyczne podteksty sprzed stu lat wydawać się mogą nieco zwietrzałe. Jednocześnie jednak farsa stale zachowuje swoją podstawową cechę - jest to dzieło przede wszystkim teatralne. Jak zauważyła Dobrochna Ratajczakowa: "Podstawową zasadę farsy trzeba więc upatrywać w motywowanym wymogiem rudymentarnej teatralności, o wiele silniej tu działającym niż w innych gatunkach dramatycznych bezwzględnym nakazie wykorzystywania tych samych mechanizmów konstrukcji gatunkowej i podstawowych chwytów śmiechotwórczych kontrastowanych z czysto zewnętrzną zmiennością, migotliwością pozbawionego głębi obrazu świata, zawsze redukowanego do materialnej, zmysłowej widzialności i ruchliwości, uzależnionej od lokalnych i momentalnych warunków spektaklu."

Zachowany III akt "Bajki o złotym grzebyku" tę zasadę realizuje. Osią fabularną znanej nam części dramatu jest poszukiwanie tytułowego złotego grzebyka, który z nieznanych bliżej powodów znalazł się w ciele Antka Ordzyńskiego - ukochanego Klary Kromkowskiej. Ów grzebyk jest najcenniejszą pamiątką, jaką ma po swojej matce Feliks Kromkowski - ojciec Klary. Dziewczyna pomaga w poszukiwaniu grzebyka w ciele Antka, co oczywiście budzić musi erotyczne skojarzenia. Kromkowski wzywa na pomoc Detektywa, który zaczyna śledztwo i stwierdza po zachowanych śladach (zacieranych przez żonę Kromkowskiego - Marię, co świadczy, że miała ona coś wspólnego ze zniknięciem pamiątki), iż złodziej chce zabić właściciela grzebyka. Feliks postanawia zatem poćwiczyć strzelanie z rewolweru, tarczę rysując na szafie, w której ukrywa się półnagi Ordzyński. Kończy się to wszystko szaloną pogonią Feliksa i Detektywa za Antkiem i wizytą obudzonych hałasami sąsiadów. Wobec niezręczności całej sytuacji Kromkowski oznajmia, że półnagi Antek to narzeczony córki, z którym bawił się w łapanego, a grzebyk znienacka wypada z ciała Ordzyńskiego.

Widać zatem, że fabuła "Bajki o złotym grzebyku" to przede wszystkim pretekst do pokazania na scenie lepszych lub gorszych gagów i popisu gry aktorskiej. Akcja toczy się od skeczu do skeczu, dialogi prowadzone są wokół coraz to nowych rekwizytów i sytuacji, często rozwijają się bez związku z główną osią fabularną i pełnią przede wszystkim "śmiechotwórczą rolę", by użyć słów Ratajczakowej. Wydaje się, że nieprzypadkowo jeden z głównych bohaterów nosi imię Antoni - warto przypomnieć, że wspomniany już wcześniej Fertner zdobył dużą popularność grając w filmach "Antoś pierwszy raz w Warszawie" (1908), "Antek klawisz, bohater Powiśla" czy "Dzień kwiatka" (1911), a postać Antka stała się jego przepustką do sławy. Być może rola Ordzyńskiego była pisana właśnie dla niego i miała być kolejnym wcieleniem popularnego bohatera. Uciekający przed Kromkowskim półnagi narzeczony Klary przypomina bowiem Antosia z "Dnia kwiatka", który nie mając czym zapłacić za kwiatek dla kolejnych napastujących go pań, oddaje swoje poszczególne części garderoby i w negliżu biega ulicami Warszawy.

Świat farsy Leśmiana wydaje się być pozbawiony głębi, co w przypadku autora "Napoju cienistego" może dziwić. Dziwi tym bardziej, że pisząc "Bajkę o złotym grzebyku" miał on w reżyserskim dorobku inscenizację zupełnie innej farsy - "Żartu, satyry, ironii i głębszego znaczenia" Christiana D. Grabbego. Ten tekst niemieckiego romantyka pełen filozoficznych podtekstów i literackich aluzji według Dobrochny Ratajczakowej zainteresował Leśmiana nie tyle jako "żart" i "satyra", ale przede wszystkim jako "ironia" i "głębsze znaczenie" służące do ujawnienia skrzywionego, lecz za to bardziej wyrazistego obrazu natury ludzkiej, ludzkiej egzystencji, która tylko poprzez zło może dochodzić do założonych sobie celów. A według poznańskiej badaczki takie elementy zabawy w teatr musiały przyciągać Leśmiana, bowiem umowność sytuacji przenosiła całość sztuki w świat fikcji, poetyckiej przypowieści, odrywała od realizmu codziennych szczegółów. Tekst Grabbego posłużył polskiemu poecie do stworzenia widowiska będącego realizacją założeń projektowanego przez niego teatru stylizowanego. Leśmian po premierze "Żartu, satyry, ironii i głębszego znaczenia" pisał: "Dla widomego wydźwignięcia utworu na scenę - trzeba go było uprzednio rozszerzyć odpowiednim pomysłem scenicznym, aby aforystyczność i metaforystyczność tego utworu stała się obrazem w przestrzeni". Tym pomysłem miało być wprowadzenie pierwiastka tanecznego, który miał warunkować odpowiedni stylizowany ton i ruchy aktorów, a ponadto taniec ów miał nieustannie napomykać o całości rozwijającej się na tle ironicznego pojmowania zjawisk życia i śmierci.

Być może zatem "Bajka o złotym grzebyku" wzbogacona o ów element stylizacji ujawniłaby na scenie to "głębsze znaczenie", którego "brak utworowi zawartemu w książce", by raz jeszcze użyć słów Leśmiana z cytowanego wyżej szkicu. W gruncie rzeczy nie wiemy, jak i czy w ogóle autor widział drugie dno w tym tekście. Zachowany fragment już pewnie na zawsze pozostanie fragmentem i nie poznamy odpowiedzi chociażby na tak istotne z punktu widzenia zarówno fabuły, jak i ideowej wymowy utworu pytanie - w jaki sposób ów grzebyk znalazł się w ciele Ordzyńskiego. Ten w zasadzie jedyny baśniowo-fantastyczny element akcji mógłby dużo wyjaśnić i odpowiednio umotywować farsowe gonitwy z trzeciego aktu. Jednocześnie warto zwrócić uwagę na typowo Leśmianowskie wątki, począwszy od sprzężenia tematu miłości i śmierci (tu oczywiście w komicznym wydaniu) po specyficzny "bunt" przeciwko Stworzycielowi widoczny w słowach Ordzyńskiego: "Życie mi zbrzydło! () Marynarka mi zbrzydła! () Kamizelka mi zbrzydła! () Nawet spodnie mi zbrzydły! Wolałbym przyjść na świat zgoła bez nóg, niż tak nieustannie mieć do czynienia ze spodniami! (z goryczą i żałosną pogardą przygląda się własnym nogom) Co mi po takich nogach, które nic innego nie robią, tylko co chwila albo włażą, albo wyłażą ze spodni!"

Drugi z ineditów poety, który znalazł się w tomie wydanym przez Pachockiego i Truszkowskiego, na pierwszy rzut oka bardzo odbiega od "Bajki o złotym grzebyku". Utwór zatytułowany "Satyr i Nimfa" (ze względu na brak pierwszych trzech kart brak pewności, czy tytuł pochodzi od autora) to tekst będący zapisem miłosnego dialogu tytułowych postaci, które decydują się rozstać, by w zakończeniu jedno za drugim rzucić się w otchłań i wspólnie umrzeć. Zwraca uwagę ciekawy zabieg narracyjny - w pierwszej części utworu narracja jest prowadzona w czasie teraźniejszym, po zerwaniu i ucieczce Satyra od Nimfy czas zmienia się na przeszły, by w finale w opisie spadania w otchłań wrócić do teraźniejszego. Tak jakby miłość bohaterów stwarzała im wieczne teraz, a jej brak sprawiał, że obydwoje przechodzą do historii. Opowiadanie to jest rodzajem pisanych poetyckim językiem medytacji nad typowo Leśmianowskimi tematami (warto zwrócić uwagę na konfrontację "trzeźwego" i "naukowego" Satyra zawiedzionego tym, że współcześni ludzie mają w pogardzie takie mityczne istoty jak on z pełną wiary w miłość i intuicję Nimfę) i choć trudno uznać je dorównujące najwybitniejszym osiągnięciom autora "Przygód Sindbada Żeglarza", to z całą pewnością powinno zostać zauważone przez badaczy jego twórczości.

Oczywiście fakt, że "Satyr i Nimfa" oraz "Bajka o złotym grzebyku" zostały opublikowane w jednym tomie to wynik przypadku, jednocześnie jednak znaleźć można coś, co obydwa teksty łączy. Jest to pierwiastek teatru. W opowiadaniu widać go w dominacji partii dialogowych, ale teatr pojawia się również w jednej z wypowiedzi narratora, w której Leśmian wyraźnie daje do zrozumienia nie tylko to, że w 1935 roku wciąż wierzy w swoją koncepcję stylizacji na scenie. Wyraża tam także przekonanie, że bez teatru trudno byłoby mówić w ogóle o jakimkolwiek życiu: "Przekleństwo! Przekleństwo! - woła Satyr, wyrzucając naprzód prawe kopyto i potrząsając pięściami nad głową. Ruch nieco teatralny, ale ponieważ wyniknął bezpośrednio ze szczerych i bolesnych uczuć, więc trudno go, na razie przynajmniej, zastąpić innym bardziej prawdopodobnym, lecz za to mniej prawdziwym ruchem. Zresztą ruch teatralny jest częstokroć dowodem bezwzględnej szczerości, szczególniej w chwili, gdy wykonawca wspomnianego ruchu nie ma nawet czasu, by uniknąć jego teatralności Pewna przesada i wyrazistość ruchów jest koniecznym warunkiem istnienia na ziemi, które w przeciwnym razie stałoby się wprost - niepostrzegalnym" Wydaje się zatem, że (mówiąc językiem z cytowanego już wiersza "Srebroń") Leśmian-poeta, ten "niepoprawny Istnieniowiec" ów "nadskakujący snom" teatralny "manowiec" traktował bardzo poważnie.

Bolesław Leśmian, "Satyr i Nimfa. Bajka o złotym grzebyku", opracowanie i posłowie Dariusz Pachocki, Artur Truszkowski, Wydawnictwo KUL, Lublin 2011, ss.132.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji