Arka (fragment)
"Wiedziałam, że to przedpremierowy pokaz, w zasadzie otwarta próba - ale zdarzyło się coś, czego nie zapomnę. Może to właśnie jest teatr. (...)
Światło reflektora wyławia dwie grupy podążające w rubasznych pląsach. Śmiechy, głośna karnawałowa muzyka. Na długim podeście, oświetlonym lampionami, zaczynają się festynowe "gry i zabawy": tańce, gonitwy, podszczypywania, ktoś pije "z gwinta", ktoś gwiżdże na palcach. Robi się "gorąco" (...)
W ten radosny gwar wjeżdża błyszcząca, groźna machina z ziejącymi ogniem wojownikami. W chmurach dymu znika nagle wszystko. Także widzowie. Kiedy się rozjaśni, nie będzie już podestu, nic nie będzie. Z dala widać ogromne, płonące okna. Kiedy podchodzimy bliżej - twarze ludzi. Zastygłe, zrozpaczone, nieobecne. Jest w tych twarzach coś tak przejmującego, że kiedy okna zaczynają z aktorami wędrować, nie sposób nie iść za nimi. Konduktowy rytm tego pochodu nadaje muzyka, rozlegająca się w przerażającej pustce (...)
Za chwilę z innej strony, z tłumu pojawi się dziewczyna z drabiną i tobołkami. Snuje się za nią smuga czerwonawego dymu. Takich postaci jest więcej. Niosą walizki i drabiny, uciekają, szukają miejsca. Za nimi biegną reporterzy. Prawdziwi. Obiektywy nieomal przykładają do twarzy uciekinierów: z dołu, z góry, z boku. Żeby nie uronić nic z grozy i lęku. Jak na prawdziwej współczesnej wojnie.
Nadzieję niesie wysoka postać ze skrzydłem - pojedynczym jak u Nike z Samotraki. Ona poprowadzi wygnańców do magicznego żaglowca. Do Arki. Tam odbędzie się rytuał oczyszczenia, obrzęd ognia, modlitewne zawodzenia, w którym spotykają się wszystkie religie świata... Wielkie płomienne skrzydła uniosą okręt w nieskończony bezkres. Koniec. (...)
Teatr zdarza się, kiedy uda się udowodnić jakąś prawdę do tego stopnia, że ona jest nieomal fizycznie odczuwalna. Teatr to współuczestnictwo. Rzecz nie w tym, żeby się poczuć jak wygnaniec - to niemożliwe. Ale jakiś rodzaj bólu towarzyszył tego wieczoru i aktorom i widzom. Ten ból - w teatrze - może mieć oczyszczającą moc. Jak deszcz, który spada na suchą ziemię. Więc to teatr czy deszcz? Dla mnie i deszcz był teatrem. Tego wieczoru, w tym miejscu i może już nigdy, nigdzie więcej".