Gorzki to chleb jest...
Od jedenastu lat Teatr Ósmego Dnia gra "Piołun". Dla wielu ludzi ten spektakl to objawienie. Pisano o nim, że jest teatralnym arcydziełem. Wczoraj i przedwczoraj "Ósemki" zagrały go znowu. Na widowni siedzieli przeważnie bardzo młodzi ludzie i kilka osób, które chodzą na ten spektakl od zawsze. Jakie reakcje budzi dziś Tadeusz Janiszewski, aktor Teatru ÓsmegoDnia: W1985 roku nie dopuszczono do poznańskiej premiery "Piołunu" w "Maskach". Przyszli widzowie, ale była milicyjna obstawa i nie zagraliśmy spektaklu. Odbył się za to "popremierowy" bankiet. Dyskretnie umówiliśmy się z ludźmi, że zagramy następnego dnia w południe, i zagraliśmy. A wieczorem znowu była milicja. Duża premiera odbyła się w kościele w Mistrzejowicach pod Krakowem. Przyszło 1500 osób. Mieliśmy wątpliwości, czy to jest właściwe miejsce, ale okazało się, że tak. No i graliśmy po kościołach.
W Poznaniu - to był nasz pierwszy przyjazd z emigracji - zagraliśmy "Piołun" w 1988 r. u ojców jezuitów. I w następnym roku na Festiwalu Teatrów Debiutujących START.
Renata (lat 19): Najbardziej podobała mi się mieszanka totalnego absurdu, groteski, z tragicznym realizmem. Z polonistycznego skażenia wyłapałam odniesienia do drogi krzyżowej, biczowania, żywotów świętych - to wszystko uwikłane w naszą dzisiejszą sytuację.
To ważny spektakl.
A stan wojenny? Można się było tego domyślić po niektórych scenach. Taka jest przede wszystkim scena ucieczki przed policją. Ale wiele sytuacji kojarzy się bardzo aktualnie: na przykład sąd nad Polską.
Wojtek (lat 18): Jestem pierwszy raz w tym teatrze. Niesamowite jest to, że ludzie... aktorzy dają tak dużo z siebie. Nie ma w tym komercji, pieniądza. Smutne to że teatr jest taki mały i mało ludzi może to zobaczyć. Myślę, że powinno więcej. - Speklakl kojarzy mi się z ucieczką przed systemem, przed czymś, co boli - tak to odebrałem.
Jest to spektakl o zabarwieniu politycznym. To spektakl o Polsce. Nie wiem, czy teraz to jeszcze ważne. Ale pewnie tak.
Minęły te czasy, których ja za dobrze nie pamiętam. Miałem trzy lata, kiedy wprowadzono stan wojenny. Ale ten spektakl wywołał we mnie wspomnienia. Nie tyle stanu wojennego, ile tamtego czasu - komunizmu czy socjalizmu.
Sławek lat 27: Widziałem "Piołun" mniej niżdziesieć razy.Kocham się w scenie ze statkiem, kiedy oni płyną. Od któregoś razu przychodzę po to żeby ją zobaczyć.
Pierwszy raz widziałem spektakl już w nowej Polsce. Z czasami PRL-u jestem na tyle związany duchowo, że to jest dla mnie ważne. Czy on jest aktualny? Nie wiem. Nie oglądam go jak historii. Ale nie widzę też świata w ten sposób, że kiedyś mordowali SB-cy, a teraz kto inny. Ale na pewno jest to dla mnie ciągle spektakl żywy.
Jarek lat 30: Widziałem "Piołun" na Festiwalu START w 1989 roku. Zdziwiłem się dzisiaj, bo to zupełnie inny spektakl. Zupełnie inaczej go zobaczyłem. Ciągle jest dla mnie ważny.
Ewa lat 19: To zupełnie niesamowite. Chyba już wiem, dlaczego przyspieszam kroku, kiedy widzę policyjny samochód, dlaczego mówię o nim "suka".
Byłam wtedy smarkata, ale wiele rzeczy pamiętam, pamiętam atmosferę. Nie oglądałam jednak "Piołunu" jak historii. To żywe i boleśnie aktualne przedstawienie.
Andrzej lat 32: Oglądałem "Piołun" po dwóch latach. Zdziwiło mnie przede wszystkim to, że jest w nim tyle humoru, tyle zabawnych scen. Za pierwszym razem bardzo ten spektakl przeżyłem, tym razem miałem dużo jakiegoś dystansu, ale wcale nie krytycznego. Na zimno jest tak samo ważny, jeśli nie ważniejszy. Budzi gorzkie refleksje nad życiem, moim życiem, nad losami Polski po 89 roku.
Ewa lat 28: Chodzę na "Piołun" za każdym razem, kiedy "Ósemki" go grają. Pierwszy raz widziałam go u jezuitów. To był pierwszy ich spektakl w moim życiu.
Pokłóciłam się wtedy z przyjaciółmi, którzy mówili, że polityka ich nie interesuje i nie mogą przyjąć tego przedstawienia. Ono było "polityczne", przez postawę aktorów jako ludzi, przez miejsce, w którym było grane. Myślę, że to jest spektakl o życiu, które jest gorzkie. O cenie, którą trzeba zapłacić, żeby zrealizować własne marzenia i żyć godnie. O przyjaźni.
"Piołun" ciągle ma dla mnie moc oczyszczającą. Myślę, że wtedy, w 1988 roku zrozumiałam, a raczej poczułam, co to jest katharsis. Wtedy dowiedziałam się, jak ważnym miejscem może być teatr. I że nie chcę teatru, który nie jest ważny. Bardzo chciałabym móc zobaczyć wcześniejsze przedstawienia "Ósemek". Świadectwa, które po nich zostały, opisują je przede wszystkim w sensie społecznym. Lech Raczak powiedział kiedyś, że tamten czas zamieniał znaki zapytania na wykrzykniki. Chciałabym dziś usłyszeć te pytania.
Tadeusz Janiszewski: Graliśmy "Piołun" już ponad sto razy. Kilka razy mówiliśmy widzom, że to setny spektakl. I kilka razy obiecywaliśmy sobie, że gramy po raz ostatni. Ale nie możemy się z nim rozstać.