Artykuły

Krwawnik na wewnętrzną żałość

Wystawić w teatrze "Doktora Faustusa" Manna! Zadanie prawie niemożliwe.

Ta powieść jest przecież jak oblodzona góra, na szczycie której czeka kapryśna księżniczka. Nie poddaje się ani adaptacji, ani przekładowi na inny niż powieściowy język. Jej największym żywiołem jest narracja, z gruntu obca teatrowi, zwłaszcza chyba teatrowi Grzegorza Jarzyny, który wystawił swoją wariację na temat powieści Manna pod pseudonimem Das Gemüse. Tym razem pseudonim miał pewnie pomóc reżyserowi wejść w skórę niemiecką, która każe po niemiecku odczuwać i myśleć. Premiera odbyła się bowiem w Berlinie, od października przedstawienie można zobaczyć we Wrocławiu.

WSZYSTKIE MIŁOSNE POKUSY

Nie wiadomo, jaki sposób adaptacji byłby najlepszy. Narracja u Manna, szalenie drobiazgowa, rozwija się powoli i miesza ze sobą kilka porządków czasowych, do których reżyser przedstawienia musi dołożyć własny, wspólny sobie i widzom. Jarzyna wchodzi od razu in medias res. Zaczyna od sceny ukazującej erotyczną przygodę Leverkühna (Jan Frycz) z prostytutką. Jedyny tego rodzaju akt w życiu kompozytora skończył się dla niego, jak wiadomo, fatalnie, inwazją streptokoków i syfilisem ("tragedia Leverkühna przeplata się tu z tragedią Nietzschego"). Potem idą sceny z dojrzałego życia Leverkühna. Jarzyna pominął całą część powieści opisującą pochodzenie i dorastanie głównego bohatera, jego edukację i kształtowanie osobowości, zrezygnował też ze sławnych wykładów Kretzschmara, które silnie wpłynęły na estetyczne poglądy kompozytora. Właściwie oglądamy Leverkühna już po wyjeździe z Monachium i zamieszkaniu w celi opata u pani Schweigestill (Krzesisiawa Dubielówna). Jeśli dobrze czytam intencje reżysera, to chciał ukazać Leverkühna wobec wszystkich prób i pokus miłości, jakie spotkały go w jego przeklętym życiu: miłości fizycznej i płatnej z prostytutką, homoseksualnej namiętności do Schwerdtfegera (Mariusz Kiljan), wymyślnej skłonności do operowej divy Marie Godeau (Katarzyna Kurylońska) i wreszcie czystej, niewinnej i opiekuńczej miłości do małego Nepomuka, którego śmierć stała się dla Adriana ostatecznym dowodem na nieistnienie Boga.

Wszystkie miłosne pokusy kryją się w cieniu największego pokuszenia, skutecznej akwizycji duszy dokonanej przez Mefista (Krzysztof Dracz). Główna scena powieści, której opis zajmuje cały spory rozdział, trwa w spektaklu kilka minut. I świetnie ilustruje sposób w jaki Jarzyna przykroił dla swoich potrzeb opasłe dzieło Manna. Wydarzenia są właściwie tylko sygnalizowane, jakby dla odnowienia pamięci czytelniczej.

Pierwsza część spektaklu jest opowieścią docierającą do widza w całości za pośrednictwem narratora, w czym przedstawienie pozostaje zgodne z duchem powieści. Serenus Zeitblom (Henryk Niebudek) wyposażony jest nawet w mikrofon, co daje mu dziwną władzę nad światem przedstawionym, w partiach narracyjnych stawia go ponad bohaterami, przenosi w jego osobny czas narracji. W drugiej części nacisk na narracyjny porządek słabnie. Zwycięża żywioł teatru, z korzyścią dla przedstawienia, ale ze szkodą dla dyskursywnej zawartości powieści. Zdarzenia bowiem biorą górę nad dyskursem, przez co traktat teologiczno-estetyczny, jakim jest powieść Manna, przeradza się trochę w dramat z życia wielkiego człowieka, nieszczęsnego geniusza przeklętego niemożnością przeżycia miłości spełnionej. To zresztą nie jedyna niewierność wobec litery tekstu. Reżyser czasami dopisuje Mannowi zdarzenia, jak choćby w wątku dotyczącym związku Leverkühna ze skrzypkiem Schwerdtfegerem. Wiele rzeczy, które w powieści pozostają otwarte, zostało tu dopowiedzianych.

DZISIEJSZA KRUCHA WRAŻLIWOŚĆ

Co jest tajemnicą "Doktora Faustusa"? Muzyka, której w powieści nie słychać, tylko "czytać"? Pakt z Mefistem, który mógł być przecież tylko urojeniem chorego Leverkühna? Duchowe załamanie kulturowej kondycji Niemiec i samego Leverkühna? A może droga, jaką Niemcy doszły do nazizmu? Może jeszcze kicz i jego groźna, na ogół lekceważona moc? Jarzyna bardziej niż na tajemnicy skupia się na relacjonowaniu zdarzeń. Metoda to o tyle ryzykowna, że może prowadzić do pozbawienia wydarzeń zapisanej przez Manna głębi. Muzykę w spektaklu słychać. Czasem tę, o której się pisze w stosownym fragmencie książki, czasem z ducha powieści, ale wykorzystaną w funkcji ilustracyjnej lub dla budowania napięcia.

Pomieszanie czasów w powieści daje narratorowi specjalną pozycję. Relacjonuje dzieje Leverkühna wiedząc, jaki będzie los Niemiec, czym się to wszystko skończy. Narrator znalazł się u końca zdarzeń, co sprzyja jego wszechwiedzy. Jarzyna, który wystawia "Faustusa", musi dołożyć do tego, co napisał Mann, jeszcze jedną ramę czasową, współczesną. Przedstawienie bardzo wyraźnie ma być analizą dzisiejszej kondycji duchowej, jej obecnej kruchej wrażliwości. Nikt nie wie, dokąd zmierzamy, nie umiemy, tak jak Zeitblom, spojrzeć na nasze życie i doświadczenia z perspektywy finału, zamknięcia czy nawet kulminacji. Kolejna trudność w wystawianiu tego tekstu. W zakończeniu przedstawienia w oknach umieszczonych w głębi sceny widać spadające bomby. To projekcja wykorzystująca archiwalne filmy z czasów II wojny światowej. Nie wiem, co te bomby znaczą dzisiaj, kim jest dzisiaj Leverkühn, kim jest w Niemczech i kim jest w Polsce? Oto zagadki przedstawienia Jarzyny. Podobnie jak zawieszone w przestrzeni sceny pytania, które nie doczekają odpowiedzi, jak choćby najprostsze: "Cóż jest prawdą?"

KOLEJNE PRÓBY

Oglądałem spektakl podczas berlińskiej niery. Był jeszcze bardzo świeży. Zaskoczył skromnością użytych środków inscenizacyjnych i pokorą reżysera wobec tekstu. Nie ma tu przede wszystkim tak właściwych Jarzynie unowocześnień, skłonności do anachronizmów, tych przenoszących elementy obce z przyszłości w materię tekstu. Tym razem teatr Jarzyny okazał się bardzo tradycyjny, wręcz konserwatywny. Nowoczesne są jedynie metody budowania relacji między postaciami i montaż, używający techniki krótkich cięć. Na pewno z czasem, gdy przedstawienie okrzepnie, wypełni się emocjami. Nabierze wewnętrznego rozedrgania, gorączkowego dygotu. Myślę jednak, że Jarzyna będzie podejmował kolejne próby inscenizacji "Faustusa". Dzieło będzie rosło, może spektakl stanie się dłuższy? Może będzie trwał wiele godzin? Nie wiem. Może kiedyś stanie się arcydziełem teatralnym? Mam nadzieję. Pierwsza próba konfrontacji z diabelską materią literacką pozwala w to wierzyć.

Krwawnik na wewnętrzną żałość, którym pani Schweigestill poi Adriana Leverkühna, jest nam bardzo potrzebny. Dlatego proszę, by Grzegorz Jarzyna zaparzał go dla nas. Chętnie w dużych ilościach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji