Artykuły

Tarantino spotyka Monty Pythona

Drezno - z dwóch powodów należałoby uważnie obejrzeć premierę sztuki Shakespeare'a Titus Andronicus w piątkowy wieczór w Kleines Haus. Z jednej strony spektakl w niemiecko-polskiej kooperacji jako pracę reżyserską Jana Klaty z Warszawy wystawiono w dwóch językach, z drugiej - dramat ten jest rzadko inscenizowany - Guido Glaner z "Dresdner Morgenpost" po drezdeńskiej premierze "Titusa Andronicusa".

Rok 400 przed narodzinami Chrystusa, Rzymianie przeciw Gotom, po wygranej bitwie zwycięski generał Titus Andronicus wynosi na władcę nowego cesarza, lecz właściwie rządzi czysta anarchia. Titus Andronicus to krwawa sztuka, bez ogródek - rzeź. Uprawia się w niej tortury, maltretowanie, mordowanie i wesoły kanibalizm. Mało która postać przeżywa.

Titus Klaty ma boleć. Nie tylko zamęczane figury dramatu, wykrzykujące swój ból, nie, także publiczność nie może pozostać nieobciążona. Z głośników szczeka hałaśliwa, chłoszcząca muzyka, co niektórych bardziej wrażliwych na dźwięki widzów przedwcześnie zmusza do ucieczki.

Mistrzowi ze Stratfordu nie zrobi się krzywdy, zaliczywszy tę sztukę do jego nie najmocniejszych. W głębi filozoficznej i dramatycznej nie dorównuje ona wielkim dziełom. Grana przez Wolfganga Michalka tytułowa postać to nie Ryszard III, żaden Makbet i na pewno już nie Hamlet. Wciąż jednak dramat ten ma wiele wspólnego z dzisiejszym światem. Opisuje eksces przemocy jako rozkład każdej cywilizacji, co automatycznie nasuwa nam przed oczyma wojenne miejsca akcji współczesności i niedalekiej przeszłości.

W kwestii teatralnego rzemiosła inscenizacja funkcjonuje doskonale. Zespoły z Niemiec i Polski pozują tu za Rzymian, a tam za Gotów, co przez dwujęzyczność znajduje oczywisty wyraz. Przy tym grupy są zharmonizowane w języku i grze aktorskiej tak dobrze, jakby nigdy nie robiły niczego innego. Za pomocą udanego symultanicznego tłumaczenia i projekcji tekstów również widz radzi sobie bez problemu.

Inscenizacyjnie praca reżyserska Klaty przekonuje tylko częściowo. Udają się na wskroś genialne sceny. Nakarmienie synami Chironem i Demetriusem (Michał Majnicz, Marcin Pempuś) ich matki, królowej Gotów Tamory, jest tak obłędnie odjechane, jakby zostało to naszkicowane wspólnie przez Quentina Tarantino i Monty Pythona. W ogóle inscenizacja w scenach groteskowych ma swe najlepsze momenty. W nich także i aktorzy osiągają najwyższą formę.

Dla strumienia narracji jest to jednak niekorzystne. Związek sceniczno-estetyczny istnieje, dramatyczny upada. Istnieje wiele niedoskonałości. Rzadko któremu bohaterowi udaje się obudzić zainteresowanie u widza. Nie poznajemy, co w głębi duszy napędza działających. Możliwe, że takie było zamierzenie. Lepszy spektakl niż psychologia. Sprzeczne wrażenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji