Artykuły

Jaś, Małgosia i Baron Münchhausen

"Jaś i Małgosia" Teatru im. H. Ch. Andersena z Lublina i "Baron Münchhausen. Odsłona druga" Teatru Baj Pomorski w Toruniu na XIX MFTL "Spotkania" w Toruniu. Piszą Małgorzata Drążek, Katarzyna Wiśniewska i Arkadiusz Stern w Kurierze Festiwalowym.

WALKA O WYOBRAŹNIĘ

Spojrzeć na świat oczami pisarza... Czyli właściwie jak? Z nieograniczoną wyobraźnią? Z próbą przetłumaczenia rzeczywistości na język magii? Z otwartością na to, co inne? Bez wątpienia! Bajkopisarz - kluczowa postać przedstawienia - tworzy dookoła siebie świat czarów i iluzji - w ten sposób znajdujemy się w pokoju pełnym starych książek i portretów dostojnych przodków.

Opowiadacz zabiera nas na chwilę z budynku teatru i zamyka w pudełku wyobraźni. Pretekstem ku temu jest dla Teatru im. H. Ch. Andersena z Lublina jedna z dobrze znanych baśni braci Grimm - przygody Jasia i Małgosi. Myli się jednak ten, kto sądzi, że będzie to klasyczne przedstawienie ich losów. Zapowiedzią nieszczęścia jest kobieta w czerni - dama, która zmienia bajki. To dzięki niej (albo z jej winy) w opowieść o Kopciuszku sprytnie wkrada się zły wilk, a Czerwony Kapturek buntuje się przeciw swojej najsłynniejszej kwestii. Bajarz, który jest dobrym duchem spektaklu, próbuje ratować opowieść, zaczynając ją tak, jak tego oczekujemy.

Dawno, dawno temu... w maleńkiej chatce pośrodku lasu, mieszkał sobie pewien drwal, a wraz z nim jego żona i dzieci (oczywiście Jaś i Małgosia). Z powodu biedy, która zawitała do ich domu (i z "odrobiny" zawiści), macocha wysyła dzieci do lasu, w nadziei, że zgubią się i już nigdy nie powrócą. Po długim błądzeniu, dzieci ucinają sobie drzemkę, śniąc wspólnie o domku z piernika. Kiedy sen okazuje się rzeczywistością, rodzeństwo ulega jego czarowi. Zachwycony Jasio dołącza do osobliwej świty właścicielki domu - Cioci Jadzi (nieco inna wersja bajkowej Baby Jagi) - przechodząc metamorfozę i przyjmując imię - Janusz. Małgosia, początkowo zachwycona, nie daje się jednak omamić słodyczami i zabawkami. Opierając się pokusie, postanawia stoczyć walkę z mieszkańcami piernikowej chatki i odzyskać ukochanego brata. Opowieść o Jasiu i Małgosi odradza się na nowo na oczach późniejszych pokoleń, w kolejnych aranżacjach, w następnych przestrzeniach. Można to wnętrze uczynić światem toczącej się baśni. Można wypełnić je ciemnym lasem, magiczną szafą i rozpalonym do czerwoności piecem, w którym zła wiedźma zamyka dzieci. Można zaprosić widzów do zabawy z duchami, które poruszają krzesłami i żyją po drugiej stronie lustra.

Czy widzowie lubią bajki? Okazuje się, że tak. Reakcje publiczności były niezwykle żywiołowe. Za każdym razem, kiedy rozbrzmiewały pierwsze nuty spektaklowych piosenek, widzowie klaskali, podrygiwali do rytmu, a nawet sami próbowali śpiewać. Niepostrzeżenie, my również ulegliśmy urokowi piernikowej chatki i pozwoliliśmy wciągnąć się w świat baśni. Śmialiśmy się ze sztuczek świty Cioci Jadzi, baliśmy się, kiedy Jasio (wtedy już Janusz) wylądował w piecu, a na koniec, próbowaliśmy powstrzymać bajkopisarza od zjedzenia cukierka (przed tym przecież sam nas wcześniej ostrzegał!).

W moich oczach - widza nieco starszego niż sześciolatki - jest to teatralna wizja negatywnych zmian, do których prowadzi uleganie pokusom. Zło jest kusząco piękne, owinięte w kiczowaty, świecący papierek, który przykuwa naszą uwagę. W przypadku spektaklu "Jaś i Małgosia" ucieleśnieniem zła jest Baba Jaga, ubrana (zresztą, podobnie jak jej towarzysze) w skórzany czarny płaszcz, pończochy z podwiązkami i czerwony szal boa. Jej pojawieniu towarzyszy zawsze istny szał - głośna muzyka, śmiech, bańki mydlane, czerwone światło i dynamiczne tańce. Zastanawiam się jednak, czy zastosowanie tej krzykliwej konwencji kabaretowej, nie jest zbyt "dorosłe", nawet dla widzów, którzy skończyli już sześć lat.

Jednakże, całość zostawiła niezapomniane wrażenie. Spektakl może się podobać lub nie - jednak trudno przejść obok niego obojętnie. I, według mnie, ekscentryczna wyrazistość jest jego zaletą. Muszę przyznać, że spacerowanie zakamarkami baśniowego lasu i zamknięcie w domku Baby Jagi, było dla mnie niesamowitym przeżyciem. Szkoda, że był to tylko sen.

Małgorzata Drążek

***

BURLESKA W BAJCE BRACI GRIMM

Drugi dzień festiwalu rozpoczął się spektaklem "Jaś i Małgosia" w wykonaniu aktorów Teatru im. H. Ch. Andersena z Lublina i reżyserii Zbigniewa Lisowskiego. W rolach głównych wystąpili: Dominika Mrozowska, Mateusz Kaliński, Bogusław Byrski, Wioletta Tomica.

Przytulna biblioteczka domowego zacisza. Bujany fotel, sofa, sekretarzyk. Pan Bajkopisarz zaprasza widzów do swojego świata. Zaczyna z pasją opowiadać o sile wyobraźni, nawiązuje dialog z widownią. Dzieci (do których głównie był adresowany spektakl) chętnie odpowiadają Bajkopisarzowi. Jego postać najwidoczniej wzbudziła ich zaufanie i sympatię. W pewnym momencie, podczas inscenizacji wybranych bajek (m.in. "Czerwonego Kapturka"), występują "zakłócenia". Bohaterowie mówią inne kwestie, pojawiają się też postacie z innych bajek. Bajarz próbuje ustalić z dziećmi, kto jest za to odpowiedzialny. I gdy po krótkim przedstawieniu "Jasia i Małgosi" na scenę wchodzi tajemnicza kobieta w czerni - wszystko staje się jasne. Tak, to Baba Jaga.

Baba Jaga (vel Ciocia Jadzia) burzy bajkową atmosferę, którą Narrator stworzył z dziećmi. Próbuje pokazać, iż nie jest stereotypowym czarnym charakterem. Mami Jasia i Małgosię słodyczami, a jej świta (w tym Czerwony Kapturek, który nie jest tą znaną, niewinną dziewczynką, lecz wredną pannicą) wkracza na widownię rozrzucając "zatrute" cukierki. Małgosia, wciąż pozostająca po stronie dobra, walczy o brata. Jej walka oczywiście kończy się sukcesem - Jaś opamiętuje się i w ostatniej chwili zostaje wyciągnięty z pieca Baby Jagi.

Najmocniejszym punktem spektaklu są bezsprzecznie partie wokalno-taneczne, zwłaszcza te z udziałem Baby Jagi i jej świty. Reżyser, kreując czarne charaktery i towarzyszącą im scenerię, puszcza oko w stronę dorosłych widzów. Kiedy aktorzy wkraczają na scenę, rozbrzmiewa dynamiczna muzyka (autorstwa Piotra Klimka), zapalają się czerwone światła i pojawiają elementy scenografii rodem z "Moulin Rouge". Kostiumy zaś są utrzymane w stylu burleski i fetyszu (pończochy noszone na pasie, szale boa, fraki, koronki, cylindry i futerka - dominujące materiały to skóra, bądź satyna). Rzecz jasna, dla dzieci bohaterowie tego rodzaju to czarne charaktery, jednak starszy widz zrozumie metaforę: zło jest pociągające, a to, co wydaje się najprzyjemniejsze, najkrótszą drogą prowadzi do zguby.

Warto zwrócić uwagę na projekt scenograficzny spektaklu (dzieło Pavla Hubički), który przeniesiony jest również na widownię. Dzięki temu prostemu zabiegowi, już poprzez samo zasiadanie w fotelach, ma się wrażenie bycia częścią przedstawienia. Imponujące są też rozwiązania przestrzenne, umożliwiające jednoczesną grę aktorów z udziałem lalek (okienko w centrum sceny będące wehikułem bajkowego świata, czy "zaczarowane" lustro po prawej stronie). Nie sposób pominąć finezji z jaką zostały połączone w spektaklu dwie konwencje: typowo bajkowa, z której bracia Grimm na pewno byliby dumni, oraz kabaretowa. Ma to dwojakie konsekwencje: sprawia, że doskonale bawią się na nim i dzieci, i dorośli. Tworzy się dialog, a o to przecież chodzi w teatrze.

Katarzyna Wiśniewska

***

O spotkaniu z królem łgarzy

Teatr Baj Pomorski w drugim dniu Festiwalu poza konkursem zaprezentował gościom (wśród których było wielu świętujących nauczycieli), swój spektakl "Baron Münchhausen. Odsłona druga" w reżyserii Wojciecha Szelachowskiego. Jak było? Zdrowy rozsądek podpowiada krytykowi, by się czepiał. Treści, formy lub gry, podobieństw i niepodobieństw do niczego - by w swej przytomności umysłu, zaszufladkował to, co zobaczył. Ale mu się tym razem pazur stępił: nie napisze, jak to było arcydziwnie, że przez dwie godziny nasłuchał się bredni co niemiara, że Kapelmajstra Germana mógłby grać jeden aktor, czy nazwisko bohatera M. należało wymawiać bardziej z niemiecka Zdrowego rozsądku nie widział - brzmiał mu tylko za plecami, pokrzykując i przeszkadzając zwyczajnie w odbiorze sztuki.

Nie napisze, bo o dziwo wyręczyła go już ze sceny Pani Krytyk Teatralny: "Spektakl Baron Münchhausen w Teatrze Baj Pomorski, jest dla krytyka... dość znacznym wyzwaniem. Trudno jednoznacznie określić stosunek do tego... zdarzenia teatralnego. Przedstawienie jest ewidentną prowokacją. Całość jest celowo niekoherentna. Obok scen fantastycznie i precyzyjnie wyreżyserowanych zdarzają się sceny celowo absolutnie przypadkowe i improwizowane. Buffo miesza się tu z serio, jakby duch przekornego barona Münchhausena podpowiadał twórcom - zakpijcie ze wszystkiego, pobłaznujcie, bądźcie anarchistami w sztuce, łamcie konwenanse, wciągnijcie publiczność do nielogicznej zabawy, której istotą będzie śmiech - ta najwspanialsza tajemnica ludzkości. Śmiejcie się z błędów, potknięć i wpadek. Śmiejcie się z samych siebie. Lekceważcie i rozbijacie nasza logikę i nasz porządek wszechrzeczy, nasze podziały na dorosłych i dzieci, nasze przyzwyczajenie do konwenansów, nasze stereotypy - estetyczne i myślowe".

Krytyk SPOTKAŃ bawił się cudownie, zobaczył stroje bajeczne, peruki przeogromne, wysłuchał pieśni dowcipnych, a kogo spotkał! I mistrza Kanta, i Olka Macedońskiego, widział Diogenesa w beczce, cesarza Ferdynanda tuż po bitwie oraz psa (a właściwie sukę Pani Krytyk), na przekór zasadom nazwaną Baronem i słuchał, jak przy dźwiękach My Funny Valentine koleżanka po fachu ze spokojem wylewała z siebie te słowa, pociągając przy tym długiego papierosa: "Obejrzawszy spektakl odechciało mi się oceniać sceny dobre i złe, odechciało mi się mędrkować o teatrze, o dobrych i złych rolach aktorów, odechciało mi się komplementować lub ganić bajecznie kolorowe kostiumy, odechciało mi się też wspominać cokolwiek o muzyce. Myślałam o istocie sztuki - o istocie kłamstwa i prawdy. Istocie śmiechu i smutku. Myślałam o zrozumieniu i niezrozumieniu. Myślałam też o wspólnocie i odosobnieniu".

Warto było drugiego dnia Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Lalek SPOTKANIA zobaczyć... żyrafę! Dziwić się uruchamiając wyobraźnię, posłuchać i radować historią, która chyba nadawałaby się na przedmiot zażartej dyskusji walnego zebrania członków Partii Umiarkowanego Postępu w Granicach Prawa Haszka Znakomite, a kostiumy Jerzego Michała Murawskiego - watowane arcydzieła!

Arkadiusz Stern

Na zdjęciu: "Jaś i Małgosia"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji