Teatr bez Kempy
- Przede wszystkim musimy odmłodzić zespół. Ciągle mamy za mało młodych aktorów, co nieco ogranicza możliwości teatru. Większość naszego zespołu trafiła do nas w jednym momencie, więc wszyscy starzeją się równo. Poza tym niewykluczone, że dwie nasze aktorki przejdą po tym sezonie na emeryturę - mówi JADWIGA OLERADZKA, dyrektor Teatru im. Horzycy w Toruniu.
Iwona Kempa rezygnuje ze stanowiska dyrektora artystycznego Teatru Horzycy. Toruńska scena ma problem: wybór jej następcy może przeciągnąć się w czasie
Rozmowa z Jadwigą Oleradzką [na zdjęciu], dyrektorem Teatru im. Horzycy:
Grzegorz Giedrys: O przejściu Iwony Kempy do jednego z krakowskich teatrów mówiono w kuluarach już od jakiegoś czasu. Pierwsze takie sygnały pojawiły się prawie dwa lata temu w czasie pierwszej edycji festiwalu debiutantów Pierwszy Kontakt.
Jadwiga Oleradzka: Nic mi zupełnie o tym nie wiadomo. Pani Kempa związana jest z Krakowem od wielu lat - ukończyła tam dwa kierunki studiów, pracowała w Starym Teatrze, później zaczęła reżyserować w Teatrze im. Słowackiego, w którym realizowała średnio jedno przedstawienie w sezonie. Podejrzewam, że ona cały czas czuje, że w gruncie rzeczy to jest jej miasto - spektakle - jak np. znakomite "Rozmowy poufne" Ingmara Bergmana, które zrealizowała na krakowskich scenach, zawsze cieszyły się uznaniem krytyki i publiczności, więc myślę, że to właśnie mocno ją wiąże z tamtym ośrodkiem.
Teraz obejmie dyrekcję Małopolskiego Ogrodu Sztuk i będzie zarazem wicedyrektorem Teatru im. Słowackiego.
- Wygrała konkurs na to stanowisko. Będzie prowadziła instytucję, która chyba nie ma odpowiednika w Polsce - pod względem stawianych sobie celów przypomina francuskie ośrodki promujące różne gatunki sztuki. Pracę w Toruniu kończy 12 listopada, na początku roku będzie już w Krakowie.
To chyba niecodzienna sytuacja, że dyrektor żegna się ze sceną w połowie sezonu?
- Nie, dlaczego? Krystyna Meissner odeszła w połowie sezonu, ja obejmowałam stanowisko 1 stycznia wraz z dyrektorem artystycznym Andrzejem Bubieniem. Byliśmy wtedy zresztą w dramatycznej sytuacji: teatr nie miał w ogóle pieniędzy, odziedziczyliśmy ogromne długi, i w tych warunkach do końca lutego musieliśmy przygotować program festiwalu Kontakt.
Teraz też pojawiły się problemy - nie odbyła się pierwsza zaplanowana premiera w tym sezonie - spektakl o Pippi Langstrumpf.
- To nie jest nasza wina. Wytłumaczę jeszcze raz, na czym to wszystko polega. W maju złożyliśmy wniosek o licencję na "Pippi" do ZAiKS-u. Nie było odmowy, więc przystąpiliśmy do prób. W końcu sierpnia otrzymaliśmy wiadomość na piśmie - że ZAiKS renegocjuje warunki z wieloma agentami zagranicznymi i że powinniśmy czekać na wyniki tych rozmów. Mniej więcej tydzień później - na dwa tygodnie przed premierą - przyszła nowa informacja - że ZAiKS nie reprezentuje już praw Astrid Lindgren i że mamy się zwrócić bezpośrednio do agenta. Błyskawicznie przetłumaczyliśmy adaptację i mniej więcej na 10 dni przed premierą dostaliśmy odpowiedź odmowną. Okazało się, że adaptacja zbyt daleko ingeruje w tekst, a istnieje testament Astrid Lindgren, który tego typu działań zabrania. Wygląda na to, że w Polsce i w ZAiKS-ie nikt o tym nie wiedział. Wobec tego zostaliśmy zmuszeni do przełożenia premiery, zrobimy nową adaptację, już według wskazań właścicieli praw autorskich i spektakl pokażemy w czerwcu.
Teatr Horzycy wyłoni następcę pani Kempy w konkursie?
- Nie mamy takiego obowiązku. To jest dość złożona sprawa. Nowa ustawa o działalności kulturalnej mówi, że w konkursie można wyłonić dyrektora naczelnego. Marszałek województwa Piotr Całbecki zaproponował mi w kwietniu prowadzenie teatru przez trzy najbliższe sezony, w czerwcu tę decyzję zaaprobował minister kultury i dziedzictwa narodowego. Teraz czekamy na podpisanie umowy o warunkach organizacyjno-finansowych prowadzenia teatru z samorządem województwa. Znaleźliśmy się w patowej sytuacji, bo sprawa trwa już wiele tygodni. A dopóki nie podpiszę umowy, marszałek nie może podpisać kontraktu ze mną, a ja nie mogę wskazać dyrektora artystycznego. Stoimy w miejscu.
Z czyjej winy?
- Problem, sądzę, leży w tym, że ustawa o działalności kulturalnej nie we wszystkim jest zgodna z ustawą o samorządach i Ustawą o finansach publicznych. Operuje kalendarzem sezonu, a budżet samorządu jest roczny. To właśnie sprawia, że prawo i praktyka stają się niekompatybilne. Proszę mi wierzyć - w podobnej sytuacji jak ja jest bodaj kilkunastu dyrektorów polskich teatrów. Chyba tylko jednemu z nich udało się dotąd podpisać kontrakt. My znaleźliśmy się w sytuacji szczególnej - pani Iwona Kempa już 12 listopada zakończy pracę w Toruniu, bo przygotowuje w Krakowie nowy spektakl na podstawie dramatu Petera Asmussena.
Dużo się mówi, że Iwonę Kempę na tym stanowisku zastąpi Andrzej Churski, dyrektor ds. administracyjnych.
- Dementuję to absolutnie, na tym stanowisku zatrudniony musi być reżyser.
Jak na przykład Grzegorz Wiśniewski, związany z Teatrem Wybrzeże?
- Panie Grzegorzu, nie sądzę, aby panu Wiśniewskiemu do czegokolwiek był potrzebny fotel dyrektora. To znakomity reżyser, którego sprawy pozaartystyczne nie powinny w ogóle zajmować.
Dyrektor artystyczny musi reżyserować?
- Moim zdaniem przynajmniej jedno przedstawienie w ciągu sezonu. Oczywiście jego głównym zadaniem jest tworzenie programu artystycznego, poszukiwanie reżyserów kolejnych spektakli. A gdy pojawi się twórca młody i niedoświadczony, dyrektor powinien się nim mądrze zaopiekować. Dyrektor artystyczny powinien też cieszyć się szacunkiem środowiska, aby przyciągać do nas osoby z nazwiskiem i dorobkiem, które mogą coś nowego dać zespołowi i widzowi.
Iwona Kempa była związana z Teatrem Horzycy od prawie dekady - najpierw reżyserowała, w 2006 roku została dyrektorem artystycznym. Moim zdaniem z Torunia wyjedzie jeden z najciekawszych reżyserów teatralnych w kraju.
- To prawda. Mam nadzieję, że pani Kempa będzie miała szansę pogodzić obowiązki dyrektora z reżyserowaniem. Ma wiele ciekawych propozycji.
Odnoszę wrażenie, że jej styl inscenizatorski przekładał się na profil repertuaru toruńskiego teatru. Jej spektakle były ascetyczne, surowe, precyzyjne, nie włączały się w tymczasowe dyskusje, unikały licencji światopoglądowych i politycznych.
- Iwony Kempy po prostu nie interesuje polityka, ale człowiek - na wielu rozmaitych płaszczyznach. Wiadomo, że jej zainteresowania miały wpływ na to, jaki jest teraz nasz teatr. Ostatnio akurat pojawiły się głosy krytyczne w stosunku do działalności Iwony Kempy. Raczej nie za jej styl pracy na scenie i nie za pracę z aktorem, bo wielokrotnie byłam świadkiem pięknego rozwoju młodych aktorów w jej przedstawieniach. Zarzuty dotyczyły, myślę, raczej zbytniej wiary w możliwości młodych reżyserów, których Iwona Kempa zapraszała do współpracy z teatrem. Efekty były często nie najlepsze.
Z teatru odchodzi też aktor Sławomir Maciejewski.
- Prywatnie mąż pani Kempy. Z tego, co wiem, przenoszą się do Krakowa z całym domem.
Teatr szykuje zastępstwo?
- Raczej nie będzie zastępstw, pan Maciejewski będzie u nas grał gościnnie. Występuje w wielu spektaklach, więc byłoby niezwykle trudnym zadaniem, aby znaleźć kogoś na jego miejsce. Ale - nie mamy wyjścia.
Toruńscy widzowie uwielbiają Sławomira Maciejewskiego, krytyka go chwali, a festiwalowi jurorzy chętnie nagradzają. To poważna strata dla zespołu.
- Tak, to jest wielka strata, ale proszę pamiętać, że to się zdarza. Kiedyś odszedł np. Włodzimierz Maciudziński, którego również nasza publiczność kochała, a teatr istniał dalej.
Kiedyś jednak trzeba będzie kogoś w to miejsce zatrudnić.
- Przede wszystkim musimy odmłodzić zespół. Ciągle mamy za mało młodych aktorów, co nieco ogranicza możliwości teatru. Większość naszego zespołu trafiła do nas w jednym momencie, więc wszyscy starzeją się równo. Poza tym niewykluczone, że dwie nasze aktorki przejdą po tym sezonie na emeryturę.
Które aktorki?
- Panie Grzegorzu, kobietom lat się nie liczy!