Artykuły

Człowiek jest w zasadzie dobry

- Przede wszystkim zależało mi na humorze. To miała być satyra na te wszystkie horrory, które tak często pojawiają się w kinie - mówi ROMAN POLAŃSKI o "Tańcu wampirów".

Jan Bończa-Szabłowski: W pana filmie "Nieustraszeni pogromcy wampirów" jedna z bohaterek śpiewa "Prząśniczkę", a pan sam zagrał Alfreda, który ma ewidentne cechy tak bliskiego nam bohatera romantycznego. Można by więc sądzić, że zrobił pan ten film trochę z nostalgii za Polską?

Roman Polański [na zdjęciu]: Musiałem nadać jakiś kształt fikcyjnej Transylwanii. Polskie elementy były mi najbliższe, więc ich użyłem, stąd też np. karczmarz ugniatający nogami kapustę w beczce. Czy robiłem to z nostalgii? Być może, ale przede wszystkim zależało mi na humorze. To miała być satyra na te wszystkie horrory, które tak często pojawiają się w kinie. A co do romantyzmu... Zawsze miał on na mnie kolosalny wpływ. Wydaje mi się, że podobnie było z pokoleniem moich rówieśników. Zwłaszcza w wieku, kiedy się dorasta i nie jest się jeszcze cynikiem.

A nie miał pan nigdy chęci zekranizowania jednego z naszych dramatów romantycznych?

Chęci nie brakuje, ale czas nie pozwala mi na zrealizowanie wszystkiego.

Pomysł przerobienia filmowych wampirów na wersję musicalową pojawił się dość późno po premierze...

Sam bym się na to nie zdecydował. To była propozycja mojego współproducenta. Mieszkał w Wiedniu, mieście, które uwielbia muzykę, i uważał, że w jednym z teatrów są odpowiednie warunki do wystawienia takiego musicalu. Nie byłem pewien, czy rzecz się powiedzie. W pewnym momencie chciałem się nawet wycofać. Kiedy jednak powstało libretto, projekty scenografii - nabierałem entuzjazmu. Przygotowania trwały ponad trzy lata. W Romie jest łatwiej, bo po dwóch wcześniejszych inscenizacjach mamy już jakiś punkt odniesienia.

Czy w musicalowej wersji warszawskiej będzie podobnie jak w filmie dużo odniesień do polskości?

Bardzo mi na tym zależało. Alfred jest upozowany na naszego rodzimego bohatera romantycznego nawet poprzez kostium. Chciałem też, by postać profesora łączyła w sobie cechy tytułowych bohaterów "Kabaretu Starszych Panów", a jednocześnie była bliskim krewnym profesora Filutka, bohatera rysunkowego z ostatniej strony dawnego tygodnika "Przekrój".

Gdzie powstanie czwarta wersja "Tańca wampirów"?

- Dokładnie nie wiem, zainteresowane są Budapeszt i Tokio. Obawiam się jednak, czy zwłaszcza w drugim przypadku polski koloryt zostanie zachowany.

Jakie wampiry współczesności są dla pana szczególnie dotkliwe?

Naprawdę przerażające jest to, co teraz dzieje się w Europie. Mam oczywiście na myśli terroryzm. Niestety, fanatyzm religijny opanowuje coraz więcej krajów i najgorsze, że nie widać ratunku. Mam nadzieję, że Polska i ta część Europy się przed tym uchroni, ale Francja czy Holandia wydają się już skazane.

Żeby odpocząć od wampirówwspółczesności, zdecydował się pan na ekranizację "Olivera Twista"?

Po filmie tak poważnym i bolesnym jak "Pianista" chciałem zrobić coś, z czym mogłyby zidentyfikować się moje dzieci.

Dickens w przygodach Olivera Twista wydaje się bronić tezy, że człowiek z natury jest dobry, tylko warunki, w których przyszło mu żyć, nie zawsze temu sprzyjają.

To wielka prawda. Zawsze uważałem, że człowiek jest w zasadzie dobry. Gdyby było inaczej, nasz gatunek dawno by wygasł. W każdym z nas zmaga się zło i dobro. Na ogół jednak - dobro dominuje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji