Artykuły

Bergowy sad

Paweł Miśkiewicz dał widzom bi­te trzy godziny życia ceprów wśród szelestu drzew, świergotu pta­ków i lśnienia gwiazd. Taki "Kos­mos" napisałby zapewne Czechow.

Reżysera, adaptatora i scenografa "Kosmosu" należy w trybie doraźnym osiedlić we Wrocławiu, dać mu etat, mieszkanie i - na własność - Scenę na Swiebodzkim. Paweł Miśkiewicz jak mało kto czuje materię teatru. Jego ak­torzy są pełnokrwistymi postaciami, a przestrzeń cudem dla oczu, uszu i nozdrzy. Trzeba tylko jeszcze popro­sić, by reżyser czasem brał do ręki no­życzki i ciął tekst! Żadna strata.

Ptaszek na drucie

Intryga "Kosmosu" przypomina pa­stisz kryminalnego romansu. Jest zbrod­nia, nie ma zbrodniarza. Są okoliczno­ści, śladziki, sugestyjki. Właściwie każ­dy z nas może być mordercą, bo wszy­scy zachowujemy się dziwnie. Stroimy miny, szepczemy, milczymy, odwraca­my twarze. Nieważne są skale i miary: wiszący na drucie wróbel, kurczak, pa­tyk czy Ludwik (Rafał Lubos) są rów­nie absurdalni. Każda z tych śmierci jest zwielokrotnieniem grozy świata. Nawet jeśli wieszamy - jak dzieci - patyczek na nitce, to też przeczymy sile grawita­cji, ergo podważamy porządek.

Relatywizm jak mgła wdziera się wszędzie: do sennych koszmarów bo­hatera, w których szczuje Witolda (Bo­gdan Brzyski) potwór życia rodzinne­go, i do wycieczek na mityczne skałki, gdzie zaznał seksualnej rozkoszy z kuchtą Leon (Henryk Majcherek). Świętość i brud, tajemnica i plotka mie­szają się w tym świecie jak rytm tanga z poświstem zakopiańskich smreków. Prawdziwy, bo nieprawdziwy horror vacui. W końcu i Witold sam nie wie, ob­wiesił czy nie obwiesił Ludwika, męża Leny (Paulina Napora). Ale gwałt tkwi w nim, bo tkwi w ogóle w człowieku, to - jak w dobrym horrorze - on, ja i ty obwiesić musimy Lenę, bo przecież jak jeden pożądamy gwałtu. Uff!

Inspektor Fuks na tropie

Ta dosłownie wyssana z palca intry­ga jest tak śmiertelna, jak nieprawdo­podobna. Ale czy zbrodnia może być logiczna, czy groza kosmosu jest logicz­na? - pyta Gombrowicz. Detektyw amator Fuks (chaplinowska kreacja Ra­dosława Kaima) swą fizyczną obecność na scenie realizuje jak inspektor Clouseau z "Różowej Pantery", a nie jak wni­kliwy, logiczny analityk Columbo. Fuks szuka podobieństw w przypadkowości, dosłownie montując je na gorąco na na­szych oczach z kamyków, patyczków i agrafek wpiętych w tekturę, byle zna­leźć zasadę. To może być magiczna liczba, kierunek geograficzny, strzałka rodem z harcerskich podchodów. Byle dał się z tego ułożyć jaki taki porządek rzeczy. Nic, że wnioski doginamy do przesłanek, nic, że upodobniamy oko­liczności - albo też i wszystko: bo w każdym tkwi ułomek przewiny, ta­jemnicy czy grzechu.

Skoro nie ma tajemnicy spowiedzi - religię zastąpiła literatura - bohate­rom pozostają gesty obronne: sutanna Księdza (Jerzy Senator), gasnące w ok­nie światło podczas gry miłosnej, ane­gdota, którą zagadujemy prawdę o mier­nocie życia, jak to czyni Kulka (Jadwi­ga Skupnik), wspominająca cudowność domu w mitycznym Drohobyczu. I tak wszystko ujmie okrutny nawias wątpli­wości. Dlatego pytanie Ludwika o czystość ciała w obliczu śmierci: - Nie ma pan żyletki? - słyszymy jak dialog z "Rejsu". Czystość jest nieprawdopo­dobna.

Kosmos, czyli akwarium

Naprawdę na świecie nie dzieje się nic, jeśli tego nie wypowiemy, wygadamy, wymóżdżymy. Świat musi być przetra­wiony. Przed spektaklem Miśkiewicza dobrze jednak najeść się i wyspać. To pierwsze, bo scenografia i kostiumy są tak zmysłowe, że zapach zupy, którą po­jadają bohaterowie, dochodzi do ostat­nich rzędów i - podobnie jak cała in­scenizacja - jest to woń smakowita. To drugie, gdyż Gombrowicz nieznośnym jest gadułą, który to gadanie gadułowate rozgaduje i - bywa - czasem nas uśpi. Tu pretensja, że Miśkiewicz-adaptator nie wziął nożyczek i nie chlasnął! Te­atr to nie czytanie do poduszki. Czas ma nieubłagany wymiar fizyczny, na­wet gdy umysł chce, protestuje okryta bielizną część pleców, rośnie więc w wi­dzu zniecierpliwienie, nie admiracja. Ten "Kosmos" jest bolesny.

Zakopane i zakopiańskość, a nawet górska kosmiczność urzekających jak dagerotypy przestrzeni to preteksty i fik­cje. Tak naprawdę tkwimy w gigantycz­nym akwarium absurdu pojęć, a każdy z nas nosi przy sobie sześcian gęstego powietrza, które otula go szczelnie jak plotka bliźniego i oskarżenie, że nie na­leżymy doń w całości. Poruszającego się z wielką aktorską swobodą w takim "akwarium" młodości Witolda dusi ro­dzina, tradycja, pragnienie seksu i nie­pewność faktów. Dojrzały Leon ucie­ka: do brydżyka - za pozwoleniem żo­nusi - i w ten jeden jedyny w życiu skok w bok. Każdy swe ograniczenia "wbembergowuje", aby nie zostać przyłapa­nym na niestosowności. Każdy ssie sztuczną rozkosz życia jak landrynkę - niepodzielnie. Czym jest wolność - "bergowaniem", czyli wymyśleniem świata zastępczego, tajnego, z chłopię­cych powieści awanturniczych rodem. Bo świat to jedna wielka awantura - Gombrowicz nie ma złudzeń.

Rozchylenie formy

Gombrowicz zmaga się z formą, to znaczy nie zadowala go ani teologia, ani ewolucjonizm. Chyba żadna z teorii świata nie nasyci bohaterów "Kosmo­su". Dlatego Płatonow seksował się i pił, a "kosmosowcy" mają seks, seksik, seksapil. Marzenia senne i winko. Bo też są niepogodzeni ze światem, przez świat uładzeni, zagłaskani, zagadani. Tak można bez końca rozwiązywać zagadki tekstu lub zasnąć. Lepiej więc podziwiać znakomite role. Paweł Miśkiewicz pozwolił każdemu aktorowi za­grać. Tu nawet epizody podczas kola­cji, gdy Katasia (Zofia Bajno) nie mo­że nabrać zupy, bo wciąż ktoś ku niej, Bogu ducha winnej, pokrzykuje, nabie­rają cudowności. Dawno nie śmiałem się tak serdecznie. Duet małżeński Lu­la - Lolo (Iwona Konieczkowska, Ra­fał Szałajko) obłapiający Księdza, Ja­dzia i Tolo (Elżbieta Golińska, Woj­ciech Kuliński) sztywni jak woskowe lale - w tajemnicy jej małżeńskiego niedomycia - dosłownie wymacane przez współbiesiadników na pikniku, Kulka spadająca pod stół z powodu kota Dawidka, co to mysz zdusił. Ileż tu powłó­czystych spojrzeń Leny, aż gęstych od gorączkowych gestów intryg Fuksa, przesyconych seksem marzeń Witolda. Jak to się wszystko znakomicie gra, tak ogląda.

Żeby tylko o godzinę krócej. Artyści! Dając uszom, oczom i nozdrzom wy­borną grę, dajcie wytchnąć plecom!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji