Artykuły

Wyważona cepeliada

"Straszny dwór" w reż. Roberto Skolmowskiego w Operze i Filharmonii Podlaskiej. Pisze Maciej Michałowski w Ruchu Muzycznym.

O tym, że Białystok potrzebuje opery, wiedzieliśmy od dawna. Po blisko sześciu latach budowy zespół Opery i Filharmonii Podlaskiej przeniósł się do nowej siedziby, imponującej rozmachem architektonicznym i naszpikowanej najnowocześniejszymi rozwiązaniami technicznymi. Funkcjonująca pod tą nazwą instytucja prowadziła już intensywną działalność koncertową, a zespół często gościł na największych festiwalach muzycznych i odbywał liczne podróże. Chwalony przez krytyków Chór OiFP pod dyrekcją Violetty Bieleckiej występował na wielu ważnych wydarzeniach muzycznych w Polsce i za granicą. Na Podlasie ściągali sławni dyrygenci i wybitni soliści. Opery przedstawiano w wersjach koncertowych, ale w świetnych wykonaniach. Nowa karta w historii miasta otworzyła się 28 września: rozpoczęła działalność dziesiąta scena operowa w Polsce. Na uroczystą inaugurację nowej siedziby i zarazem otwarcie sezonu przygotowano "Straszny dwór" Moniuszki pod dyrekcją muzyczną Mieczysława Dondajewskiego i w reżyserii nowego dyrektora Roberto Skolmowskiego.

Premierę poprzedziła uroczystość otwarcia. Białostocczanin Jerzy Maksymiuk specjalnie na tę okazję skomponował Fanfarę na orkiestrę kameralną i chór mieszany, Rafał Olbiński namalował piękną kurtynę, a Dominik Wdowski wyrzeźbił dziesięć unikalnych prac, które umieszczono w sali koncertowej. Nie zabrakło przemówień, wspomnień i wzruszeń. Podlasie doczekało się Europejskiego Centrum Sztuki na miarę XXI wieku.

Skolmowski stosuje w sposób wyważony i bardzo konsekwentny tak zwaną cepeliadę, której wielu współczesnych reżyserów kategorycznie się wystrzega. Robi to tak sprytnie, że w jego "Strasznym dworze" akcja nie nuży ani przez chwilę. Wszystko toczy się naturalnym rytmem, podkreślone dynamiką i rozmachem rozwiązań inscenizacyjnych. Dzięki zainstalowanej scenie obrotowej, licznym zapadniom i nowoczesnej aparaturze widz odnosi czasem wrażenie, że ogląda klip filmowy. Dodajmy do tego przebogate i dopracowane w szczegółach dekoracje oraz kostiumy Pawła Dobrzyckiego, a otrzymamy świetnie przygotowane widowisko, cieszące oko nawet najwybredniejszego widza.

W niewielu inscenizacjach "Strasznego dworu" można odnaleźć tyle polskiego folkloru, przepychu scenicznego, wartkiej akcji i pięknie uwypuklonych wątków komediowych, choćby w zabawnie ukazanej postaci Damazego. To także wizja w miarę zgodna z prawdą historyczną i wierna zamysłowi librecisty Jana Chęcińskiego. Gdy kurtyna idzie w górę, widzimy pociąg, który zapełnia się bojownikami o wolność ojczyzny. Pociąg odjeżdża, odsłaniając dworzec kolejowy z nazwą Białystok pisaną cyrylicą. Pojawia się potem pięknie urządzony dwór Stolnika, wielki zegar z odsłoniętym mechanizmem, który będzie tłem słynnej arii "z kurantem", będą też konie, wyświetlane nad sceną pejzaże i siarczyście zatańczony mazur.

Opera i Filharmonia Podlaska nie mają zespołu baletowego, ale nie przeszkodziło to Skolmowskiemu, który włączył w ruch sceniczny cały chór. Ognistego mazura wykonali członkowie zespołu "Mazowsze", całą choreografię przygotował Emil Wesołowski.

Wśród śpiewaków wyrazy największego uznania należą się Agnieszce Rehlis w partii Jadwigi: jej mezzosopran urzeka i zachwyca barwnością. Anna Lubańska jako Cześnikowa pokazała świetne aktorstwo i wielkie walory głosowe. Podobał się Rafał Bartmiński, jeden z najlepszych wykonawców roli Stefana. Wtórujący mu na scenie Wojtek Gierlach (Zbigniew) udowodnił po raz kolejny, że jest w doskonałej formie wokalnej. Partię Miecznika powierzono Adamowi Kruszewskiemu, który pięknie ją dopracował pod względem wyrazowym. Wszyscy soliści starannie prowadzili frazę, dbając o dykcję i niuanse brzmieniowe. Wyraziście zabrzmiały też sceny zespołowe.

Dobrze, że zdołano pozyskać tylu znakomitych wykonawców: Opera Podlaska ma być teatrem kontraktowym z kilkoma tylko etatowymi śpiewakami.

Głównym bohaterem premiery okazał się chór, doskonale przygotowany przez Violettę Bielecką. Dawno nie słyszałem zespołu, który mógłby się poszczycić tak idealną intonacją i stopliwym brzmieniem. Nie zawiodła też Orkiestra Opery i Filharmonii Podlaskiej prowadzona przez Mieczysława Dondajewskiego, który umiał podkreślić atmosferę polskości dzieła i wydobyć wszelkie niuanse partytury Moniuszki, zwłaszcza walory barwnej instrumentacji. Jeśli cokolwiek

wzbudzało wątpliwości, to zbyt wolne tempa, kłócące się nieraz z charakterem muzyki.

Kilkunastominutowa owacja na stojąco potwierdziła sukces premiery i radość audytorium z otwarcia nowej instytucji muzycznej Podlasia. Oby kolejne przedstawienia przyjmowano tu z równym zachwytem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji