Artykuły

O gniewie, instytucjach kultury i społeczeństwie obywatelskim

Gniew staje się dziś narzędziem wywierania presji, motorem zmiany, nie chodzi jednak o podpalanie wozów transmisyjnych, ale o działanie obywatelskie, gdzie głośno zaznaczamy, czego chcemy i jaki chcielibyśmy otaczającej nas rzeczywistości nadać kształt - o gniewie, instytucjach kultury i społeczeństwie obywatelskim z Piotrem Siekluckim i Tomaszem Kireńczukiem, dyrektorami Teatru Nowego w Krakowie, rozmawia Iga Dzieciuchowicz.

Iga Dzieciuchowicz: Realizowany w 2012 roku projekt "Sztuka Gniewu - festiwal sztuki angażującej" to przede wszystkim produkcje przedstawień, spotkania z intelektualistami, działania w przestrzeni publicznej. Co zadecydowało o obecnym kształcie Teatru Nowego?

Tomasz Kireńczuk: Ważne było dla nas uświadomienie sobie w którymś momencie naszej działalności, że dyskusje, jakie prowadzimy w obszarze kultury, są gdzieś na marginesie debaty publicznej. Doszliśmy w związku z tym do wniosku, że jeśli chcemy włączyć się do debaty publicznej, to musimy prowadzić działalność w pewnym sensie u podstaw, nastawioną indywidualnie w stosunku do każdego z naszych widzów. Chcemy, żeby nasi widzowie uczestniczyli w całym procesie tworzenia teatru, w którym spektakl jest tylko elementem większej dyskusji. Dlatego też z naszą działalnością wychodzimy poza mury teatru. Dla teatru takiego jak nasz, funkcjonującego jako organizacja pozarządowa, niezwykle istotne jest utrzymanie wysokiego poziomu zaangażowania osób, które go tworzą.

Powielanie sprawdzonych praktyk, opieranie się na odniesionych sukcesach to dla takiego miejsca największe zagrożenie. Dlatego cały czas szukamy nowych ścieżek i nisz do wypełnienia, dzięki czemu nasz zespół trwa praktycznie w niezmiennym składzie od początku: Dana Bień, Łukasz Błażejewski, Marek Kutnik, Magda Jasicka-Kutnik, Janusz Marchwiński, a od niedawna Władziu Jankowski - to są osoby, które ten teatr tworzą. W Krakowie przylepia nam się etykietkę teatru awanturniczego, konfrontacyjnego, prowokującego. Przyjmujemy to z całym dobrodziejstwem inwentarza, jednocześnie rozwijając naszą działalność społeczną, bo przecież można jednocześnie na scenie robić spektakl o pedofilii w kościele katolickim, a na małopolskiej prowincji aktywizować seniorów.

Piotr Sieklucki: Działanie projektowe odróżnia nasz teatr od innych krakowskich teatrów. W tej chwili kończymy projekt "50+ Nowy Wiek Kultury", wystartowaliśmy z festiwalem sztuki angażującej "Sztuka Gniewu", realizując jednocześnie polsko-niemiecki projekt "Artists in transition: NRW", w ramach którego 14 grudnia dajemy premierę polsko-niemieckiego spektaklu powstającego w Ringlokschuppen w Mülheim. Z zasadniczo skromnym budżetem, który w naszym przypadku opiera się na dotacjach celowych na realizację konkretnych projektów, jesteśmy w stanie w kilka miesięcy wyprodukować 4 spektakle, zrobić murale w Krakowie, Kielcach i Lublinie, prowadzić warsztaty obywatelskie i organizować spotkania i wykłady.

Dlatego nie mogę słuchać, gdy dyrektorzy państwowych teatrów mówią, że z budżetami w wysokości 4-5 mln zł nie są w stanie produkować spektakli. Może trzeba zmienić profil albo system działalności? Do systemu, w którym pracujemy, dochodziliśmy przez kilka lat. W tym czasie zauważyliśmy, że nasi widzowie chcą zostać po spektaklu, by porozmawiać z artystami, wymienić się wrażeniami, są dociekliwi i oczekują wyczerpujących odpowiedzi. Chcą się rozwijać, chcą coś robić, chcą, żeby ich energia została zagospodarowana, żeby przeistoczyła się w coś pozytywnego. Sam spektakl, niezależnie od tego, czy lepszy, czy gorszy, pozostawiał w nich niedosyt. Postanowiliśmy więc wypełnić te luki, proponując widzom pełne artystyczne opracowanie podejmowanego przez nas problemu czy tematu.

Iga Dzieciuchowicz: Rozumiem, że w ten sposób powstała również koncepcja projektu "Sztuka Gniewu - festiwal sztuki angażującej". Czy obserwując to, co dzieje się wokół nas, doszliście do wniosku, że czara goryczy się przelała i trzeba działać?

Tomasz Kireńczuk: Szukamy tematów interesujących nas, twórców, ale też obserwujemy, co istotnego dzieje się wokół. Wydarzenia w Stanach Zjednoczonych i okupowanie Wall Street, greccy Odrzuceni, masowy sprzeciw wobec ACTA z jednej strony czy też marsze równościowe albo działalność Kongresu Kobiet z drugiej strony pokazują, że potencjał gniewu co rusz ujawnia się w różnych miejscach i prowadzi do masowych wystąpień społecznych. Ludzie coraz częściej wychodzą na ulice, aby protestować, walczyć o swoje prawa. Peter Sloterdijk w książce "Gniew i czas" zwraca uwagę na to, że gniew, grecki thymos, to pierwsze słowo Europy, że to gniew jest naczelną siłą, która decydowała o zmianach i rozwoju naszej cywilizacji. Sloterdijk widzi gniew jako obszar emocji, jako obszar pozarozumowy; nam się jednak wydaje, że w gniewie łączy się i intelekt (niezgoda, protest), i emocja (potrzeba działania, ekspresji). Tak rozumiany gniew staje się dziś narzędziem wywierania presji, nie chodzi jednak o podpalanie wozów transmisyjnych, ale o działanie obywatelskie, gdzie głośno zaznaczamy, czego chcemy i jaki chcielibyśmy otaczającej nas rzeczywistości nadać kształt. Interesujące wydało nam się to, że gniew może stać się narzędziem pozytywnej zmiany.

Piotr Sieklucki: Polska to młoda demokracja, ale mamy coraz większą odwagę w mówieniu tego, co nam się nie podoba. Jeszcze dziesięć lat temu zachwycaliśmy się nowym supermarketem, wyjazdem na zagraniczne wakacje, możliwością pozwolenia sobie na kupno drogiego alkoholu czy otwarciem pierwszego klubu LGBT. Dziś czujemy się tym nasyceni i jesteśmy coraz bardziej świadomi, że mamy również prawo protestować, zadawać trudne pytania, że nie wszystko jest OK i mamy prawo do gniewu. Problem polega na tym, że kulturowo gniew ukazywany jest jako coś negatywnego, jako coś, co powinniśmy wypierać. Wychowuje się nas do bycia miłym, układnym, do zamiatania pod dywan tego, co nam się nie podoba, bo przecież i tak nic nie zmienimy.

Tomasz Kireńczuk: Jednocześnie na negatywny sposób patrzenia w Polsce na gniew, silny wpływ ma opcja narodowa, radykalna, która zagarnęła dla siebie prawo do wypowiadania gniewu.

Piotr Sieklucki: I tutaj właśnie pojawia się ważne zadanie dla instytucji pozarządowych takich jak nasza, które są po to, by podejmować dyskusje na ważne tematy, by wspólnie budować społeczeństwo obywatelskie. Szukamy współczesnych palących problemów i zastanawiamy się, jak możemy o nich dyskutować. I choć często wszystko powstaje w bólach, to jednak się udaje.

Iga Dzieciuchowicz: Co znajdziemy w repertuarze festiwalu "Sztuka Gniewu"?

Piotr Sieklucki: W ramach festiwalu powstały trzy spektakle: wyreżyserowany przeze mnie "Gniew dzieci", "Tanzcafe Treblinka" Wernera Koflera w reżyserii Marii Spiss i "Część I: Bóg" Janka Czaplińskiego w reżyserii Radka Rychcika. Każdy z tych spektakli opowiada o gniewie na różnych płaszczyznach. "Gniew dzieci" to spektakl o zjawisku pedofilii w kościele katolickim. Praca nad tym spektaklem była zarówno dla mnie, jak i aktorów ogromnym wyzwaniem, zwłaszcza że nie ma w Polsce literatury poświęconej temu tematowi. Piękny spektakl Marysi Spiss opowiada z kolei o gniewie zrodzonym z nieprzepracowanej traumy historycznej; i choć spektakl opowiada o Austrii, to myślę, że jest ważny również dla nas, bo Holocaust to w Polsce nadal temat drażliwy. Spektakl Radka Rychcika to monodram o samotności i gniewie jednostki wykluczonej, zamkniętej w świecie, który zaczyna się rozpadać.

Tomasz Kireńczuk: Dla nas ważne jest tworzenie pewnych całości - zaproszenie odbiorcy nie tylko do obejrzenia spektaklu, ale też do dyskusji na wiodący w projekcie temat. Projekt składa się z trzech filarów: organizujemy rodzaj latającej konferencji naukowej, na której o różnych obliczach gniewu dyskutujemy z wybitnymi intelektualistami i artystami; na spotkaniach w Teatrze Nowym pojawią się m.in. Kinga Dunin, ks. Adam Boniecki, prof. Jan Hartman, prof. Jacek Kochanowski, Adam Michnik i Wiktor Jerofiejew, prof. Magdalena Środa i Kazimiera Szczuka. Spotkania służą stworzeniu teoretycznego zaplecza dla rozmawiania o gniewie; uzupełnieniem spotkań są lokalne interwencje artystyczne w Krakowie, Kielcach i Lublinie, gdzie wspólnie z Fundacją Sztuki Nowej ZNACZY SIĘ przygotowujemy trzy obywatelskie murale, stworzone w ramach pracy z mieszkańcami. Spektakle, o których opowiadał Piotrek, to z kolei prezentacja tego, do czego może dojść w momencie, w którym drzemiący w nas gniew zaczniemy tłumić.

Iga Dzieciuchowicz: Co będzie przesłaniem tych murali?

Tomasz Kireńczuk: W Lublinie "swój" mural będzie mieć mniejszość ukraińska, która wbrew naszym oczekiwaniom, zamiast mówić o tym, co Polaków i Ukraińców różni, postanowiła skupić się na tym, co pozytywne, podkreślić wszystko to, co nas łączy - wspólna historia, korzenie, podobna mentalność. Mural w Kielcach to aktywator pozytywnej energii, który powinien przechodzących przez jego wnętrze ludzi zmusić do działania. Krakowski mural przedstawia rozszyfrowaną inskrypcję Majów, która tak naprawdę wcale nie przepowiada końca świata na 21 grudnia 2012.

Iga Dzieciuchowicz: Czyli końca świata nie będzie?

Piotr Sieklucki: Pracując projektowo, traktujemy każde z naszych działań jak mały, zamknięty świat, więc te końce świata przeżywamy aż nader często.

Tomasz Kireńczuk: "Sztuka Gniewu" ma w podtytule "festiwal sztuki angażującej", nie chcemy mówić nikomu, jak powinno się rozwiązywać problemy i jakie działania aplikować, bo sami tego nie wiemy. Mówimy natomiast: róbmy coś, działajmy, spotkajmy się, spróbujmy razem coś stworzyć w ramach wspólnej kreatywnej pracy. Jeśli się tak angażujemy, to wtedy bardziej skupiamy się na tworzeniu początków małych, lokalnych światów niż na tym, kiedy się skończą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji