Artykuły

Zagadkowa śmierć glazurnika

"Korzeniec" w reż. Remigiusza Brzyka w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu. Pisze Kalina Zalewska, jurorka XIX Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Korzeniec jest spektaklem pełnym energii i efektownym teatralnie, w którym scenografia zmienia się z minuty na minutę, a na scenie pojawia się około trzydziestu postaci. Historia sięgająca początków Sosnowca, opisana w doskonałej, świeżo wydanej powieści Zbigniewa Białasa pod tym samym tytułem, opowiadana jest na scenie poprzez losy jej bohaterów. Widać więc dobrze poszczególne role, a zarazem zespołowość gry i - powiedzmy od razu - dobre aktorstwo. Teatr Zagłębia pod nową dyrekcją Doroty Ignatjew zrobił duży krok naprzód, i to także w stosunku do spektakli, którymi już rok temu zwracał na siebie uwagę.

Autorami sukcesu są Tomasz Śpiewak, autor adaptacji i dramaturg, oraz Remigiusz Brzyk, reżyser, obaj odpowiedzialni także za scenografię widowiska, któremu tempo i temperaturę nadaje też dynamiczna muzyka Jacka Grudnia. Twórcy odczytali jednak powieść, osadzoną w realiach sprzed pierwszej wojny światowej, poprzez współczesne doświadczenia, zmieniając nieco jej wymowę i akcentując inne niż autor kwestie. Widowisko, tylko poniekąd historyczne, pragnie skontaktować się z problemami dzisiejszych widzów. Podobny, jak sądzę, był zamiar autora. To jednak, co u Białasa zarysowane jest delikatnie, ze sceny wykładane jest kawa na ławę, może zgodnie z przekonaniem, że współczesność jest bardziej zmanipulowana niż świat sprzed stulecia. Bardziej i prościej, co gorsza, a więc - mniej ciekawie.

Działalność pisma "Iskra", drukującego w początkach dwudziestego wieku nie tylko powieść w odcinkach, ale relacjonującego śledztwo dotyczące zagadkowej śmierci Alojzego Korzeńca, przypomina więc współczesne tabloidy, opisujące historię Madzi z Sosnowca, nabijające kabzę wydawcy i odwracające uwagę czytelników od istotniejszych kwestii. Spektakl kpi ze sposobów, w jakie redaktor naczelny zdobywa informacje przypadkiem odkrywając prawdę, podczas gdy powieściowy Monsiorski zdobywając je, walczy z własnym tchórzostwem i nijakością, dorabiając się na tym śledztwie odwagi i własnego zdania. Grupa inteligentów, dyskutantów z restauracji Victoria, którzy w powieści bywają manipulowani, ale zachowują światopogląd, tu wyraźnie marginalizowana, o nic istotnego już się nie kłóci godząc się szybko, że w sprawach sztuki chodzi o to, by spektakl miał początek, środek i zakończenie. Jeden z nich, u autora ciężko płacący za (biorące się z idealizmu), lewicowe sympatie, na scenie występuje jako zdeklarowany obrońca proletariatu.

Zgodnie ze współczesną perspektywą, ważnym bohaterem teatralnego Korzeńca staje się Max Weichmann, sam nieobecny na scenie, organizujący nieuczciwy, ale fantastycznie prosperujący w Trójkącie Trzech Cesarzy, interes: transport ponad miliona zubożałych emigrantów do obu Ameryk. Zatrudnia on wielu spekulantów - w tym Samuela Lubelskiego, nadzorującego rozkwitający przy okazji porno biznes - i kontroluje okolicę. Fińska bona, pracująca u Dietla i oprowadzająca w spektaklu po zabytkach miasta, które ufundował niemiecki fabrykant, prezentowanych na zdjęciach wyświetlanych w głębi sceny, oprowadza też, jako tłumaczka, wycieczkę Japończyków, przybyłych do Sosnowca na festyn Weichmanna. Styl festynu przypomina dzisiejsze programy telewizyjne, z Lubelskim w roli prowadzącego. Organizatorzy loterii, w których projektantki widokówek mogą wygrać wycieczkę do Ameryki, razem z podkasaną kiecką, która przyda się na wyprawę, nie kryją nawet podejrzanego charakteru serwowanej naiwnym oferty. Powiększone do ogromnych rozmiarów widokówki, rozpięte na blejtramach i wnoszone na scenę za plecami aktorów, stanowią, niczym współczesne reklamy, jeden z nieustannie zmieniających się elementów wystroju. W podobny sposób prezentowane są widzom kolejne, sensacyjne wydania "Iskry", komentowane dodatkowo przez młodego Kiepurę, gazeciarza i chłopca na posyłki, biegającego po Sosnowcu w poszukiwaniu zarobku. Historia sprzed pierwszej wojny opowiadana jest więc tak, by przypominała dzisiejszą rzeczywistość i zwracała uwagę na podobne mechanizmy; głębokie społeczne podziały i przypisane do nich role.

Widowisko jest zmienne i dynamiczne, ma dobre tempo, obfituje w teatralne efekty, jak świetna scena jazdy dorożkami, podczas której kilka postaci dialoguje ze sobą powożąc - trzymając w rękach lejce, spływające z balkonu nad głowami widzów. Brzyk pokazuje, że nawet dialog, służący prezentacji bohaterów, można zainscenizować z rozmachem i wyobraźnią. Wrażliwość plastyczną widać w kompozycji szybko zmieniających się scen i w monologu Ester Pławner - którą przemycono statkiem do Brazylii - zainscenizowanym na tle figury Chrystusa Odkupiciela, wznoszącego się nad Rio de Janeiro. Grzegorz Kwas, w pierwszych scenach grający Korzeńca, a potem Monsiorskiego, świetnie sprawdza się w obu rolach. Znakomity jest Wojciech Leśniak jako kolejarz Ociepa, aptekarz Kerszenblat i rzeźnik Goździk. Udaną sylwetkę Lubelskiego tworzy Piotr Bułka. Bardzo dobrze wypadają Agnieszka Bieńkowska grająca teściową Korzeńca i Maria Bieńkowska w roli jej córki, Jadwigi. Świetna jest Agnieszka Okońska jako Emma i debiutująca w roli Ester Edyta Ostojak.

Najważniejszym zabiegiem, jakiego dokonano na powieści, jest jej kondensacja i inne rozłożenie akcentów. Widać aktywność niemieckich kapitalistów, silnie obecny jest żywioł żydowski. Natomiast Rosjanie i aktywność Ochrany została w spektaklu niemal wyeliminowana, razem z piękną sceną, w której jeden z inteligentów, który właśnie stracił zęby podczas przesłuchania, stoi w drzwiach restauracji oglądając grono przyjaciół już ze świadomością, że ktoś z nich na niego donosi i ciekawie zarysowaną w późniejszych rozdziałach sylwetką donosiciela.

W interpretacji twórców spektaklu najistotniejszym zjawiskiem jednoczącym Polaków, po śmierci Korzeńca przynoszących kwiaty i znicze na wmurowane w różnych punktach miasta kafelki sygnowane jego nazwiskiem, pozostaje - poza fascynacją piłką nożną - antysemityzm. Antysemitami są więc szwarcownicy, prostacka teściowa Korzeńca, ale i jej córka, mieszczka o literackich aspiracjach, która w powieści pozostaje wolna od takich przekonań. Pełna uprzedzeń, co prawda nie wobec Żydów, a szpiegów i donosicieli, jest też polska organizacja patriotyczna, z której Monsiorski śmieje się w finale spektaklu. Zważywszy metamorfozę i marginalizację inteligentów, różnego zresztą pochodzenia, oglądających się na pieniądze lub podłączonych pod konkretne opcje polityczne, jest więc to obraz dość ponury.

W roli ofiary występuje Ester Pławner, Żydówka wykorzystywana seksualnie przez Korzeńca, o której wiadomo, że jednym z transportów odpłynęła do Brazylii zostając królową perwersji w jednym z tamtejszych burdeli. Spektakl kończy więc świetnie zainscenizowany monolog bohaterki, w koronie z pawich piór i stroju eksponującym wdzięki aktorki, przemawiającej na tle zdjęcia figury Chrystusa górującej nad Rio - niczym Chrystus ze Świebodzina nad zielonogórskim.

Spektakl jest zrobiony z talentem i pozostaje wielkim osiągnięciem zespołu, po wizycie w teatrze warto jednak przeczytać powieść, w której każdy może odkryć własny kafelek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji