Artykuły

Żartują, kochają się, śpiewają i tańczą

Pierwsza scena gdyńskiego "Hair" jest dziwna. Przy oświetlonej jeszcze widowni, w gwarze rozgadanej publiczności, pojawia się człowiek w skórzanej marynarce (Grzegorz Chrapkiewicz, aktor teatru Wybrzeże). Po chwili wszystko staje się jasne: to reżyser. Pierwsze kwestie rozwiązują zagadkę - to Claude Bukowski, bohater "Hair", dzisiaj. Były hippis jest obecnie sfrustrowanym artystą... Grzegorz Chrapkiewicz z dużym poświęceniem spędza całe przedstawienie w łóżku. Śni mu się sen o młodości... Gdyby nie ten reżyserski pomysł, gdyńską inscenizację rock love musicalu można by uznać za bliską ideałowi. Ten zabieg Wojciecha Kościelniaka jest zbędny. I bez niego "Hair", zrealizowane u schyłku wieku, świetnie by się obroniło. Bo "Hair" dzisiaj to przecie wszystkim opowieść o grupie młodych, pozbawionych agresji ludzi, spędzających ze sobą czas gdzieś na wielkomiejskiej ulicy. Ci ludzie żartują, kochają się, śpiewają i tańczą. Już od pierwszej muzycznej sceny - kiedy cały zespół śpiewa "Aquarius", hymn pokoju i miłości - wierzymy w to, co dzieje się w Muzycznym. Siłą "Hair" jest młody zespół, złożony w dużej części ze słuchaczy Studia Wokalno-Aktorskiego oraz muzyka, która dzięki Leszkowi Możdżerowi i zatrudnionym przez niego muzykom nie trąci dziś myszką. Na pytanie, czy warto obejrzeć "Hair" w Gdyni, jest tylko jedna odpowiedź: trzeba.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji