Z dala od zamętu świata
Wystawiany w Gdyni musical "Hair" ma właściwości terapeutyczne. - Moja znajoma przyszła na przedstawienie chora, a wyszła wyleczona - twierdzi Cezary Studniak (Berger).
Siedzę w Pubie 700, czyli w kuchni na siódmym poziomie Domu Aktora. To właśnie ta kuchnia była od czerwca głównym forum zebrań i dyskusji artystów związanych z musicalem "Hair". W Domu Aktora mieszka większość wykonawców, są słuchaczami Studia Wokalno-Aktorskiego przy Teatrze Muzycznym w Gdyni. Tutaj właśnie stworzyli sobie namiastkę hippisowskiej komuny. Na odrapanej lodówce stoi stary sprzęt stereo. Wokół brzmi mroczna muzyka Trickiego. Gdzieś pod nogami pałęta mi się kot. Siedzimy w zadymionym pokoju. Na stole bibułka do papierosów i puszki z piwem. W powietrzu rozchodzi się ostry zapach kadzidełka. Na ścianie plakat z musicalu "Hair". Wokół mnie długowłosi artyści.
- Spędzaliśmy tu długie godziny, debatując nad każdą sceną - mówi Cezary Studniak, odtwórca roli Bergera. - Przychodził do nas reżyser, a ja tłumaczyłem mu, że dana scena mi się nie podoba, gdyż prawdziwy hippis zrobiłby inaczej.
Małgorzata: uwielbiam motory
W czasie setek godzin prób i wieczornych dyskusji wytworzyła się między młodymi aktorami specyficzna więź, rodzaj braterstwa. - Niesamowity klimat, pozytywna energia - swoimi słowami opisują to aktorzy. I nie chodzi wcale o to, że palili trawę i uprawiali wolną miłość, tak jak robią to bohaterowie grani przez nich w musicalu. Sam spektakl dostarczył im tyle energii, że nie musieli już niczym innym się wspomagać. Weszli w swoje role, zidentyfikowali się z nimi. - Uwielbiam motory. Gdy miałam naście lat, też podkochiwałam się w harleyowcu - mówi Małgorzata Augustynów, w "Hair" grająca piętnastolatkę, która przypadkiem trafia do komuny i ma chłopaka harleyowca. - Przepuściłam rolę Crissy przez swoje doświadczenia życiowe.
Gra w "Hair" wyzwoliła w nich energię, pozwoliła znaleźć "klucz do zamkniętych drzwi percepcji" - jak mówi Studniak. Niektórzy wyluzowali się do tego stopnia, że nie mieli oporów przed rozebraniem się do naga w jednej ze scen. - Nie mam jakiejś jazdy zboczeniowej i nie chodziło mi o to, żeby pokazać ch... - mówi Piotr Kamiński. - Ta scena tam pasuje. Jest czysta, niewulgarna.
- Ta scena podobała się mojej mamie, co najlepiej świadczy o tym, że nie jest szokująca - dodaje Gosia Augustynów.
Jakub: mam do nich zaufanie
Wszyscy aktorzy mają do siebie zaufanie, wszyscy nawzajem się chwalą, nie widać w nich zawiści. Podkreślają też rolę techników i muzyków.
- Za sceną trwa drugie przedstawienie - mówi Jakub Szydłowski, grający Claude'a Bukowskiego: - Technicy płaczą i cieszą się z nami. Mam do nich ogromne zaufanie. W końcu dwóch z nich trzyma mnie na linie zawieszonej dziewięć metrów nad sceną.
Przedstawienie wychwalane jest przez recenzentów. Na premierze klaskali Marian Krzaklewski i Adam Michnik. Jednak sukces nie przewrócił młodym wykonawcom w głowach. - Co rano, gdy się obudzę, widzę przed oczyma oblicze starszej pani, która po pokazie premierowym wskoczyła na scenę i zaczęła z nami tańczyć. Jej twarz była trzy razy szersza z radości. To jest dla mnie sukces - twierdzi Kuba Szydłowski. Jednak sukces ma swoje ujemne strony. Przekonał się o tym Paweł Kamiński: - Jedna z redakcji zamieściła moje zdjęcie z "Hair", gdy stoję nagi przed komisją wojskową, jako ilustrację do artykułu o prostacie! Jakiś recenzent napisał, że gram skinheada, podczas gdy w rzeczywistości gram poborowego.
Cezary: hippisi mają przerąbane
Nie wszyscy wiedzą, że występujący w "Hair" muszą nadal chodzić na zajęcia. Działo się tak nawet w czasie prób. Niektórzy będą też za swoje role oceniani, jeżeli dyrekcja zdecyduje uznać ich występ za pracę dyplomową.
Jednym z oceniających będzie Grzegorz Chrapkiewicz, na co dzień wykładowca studia, a teraz również aktor w musicalu. - Wszyscy twierdzą, że "Hair" to rzecz o hippisach. W takim razie "Ryszard III" Szekspira to rzecz o Ryszardzie III, a nie ponadczasowe studium tyranii. "Hair" to dzieło nie o hippisach, lecz o poszukiwaniu wolności i buncie, który zawsze cechuje młode pokolenie - uważa Chrapkiewicz.
Czy mamy się bać, że musical będzie nakłaniał młodych do narkotyków i wolnej miłości? - A czy bez musicalu młodzi nie chcą tego próbować? - pyta Chrapkiewicz. - Zresztą, musical potępia narkotyki, mówiąc, że dają tylko chwilową przyjemność, a na dłuższą metę unicestwiają.
- Dzisiaj prawdziwi hippisi mają przerąbane - twierdzi Cezary Studniak. - Sam jednak chciałbym w przyszłości mieć tyle pieniędzy, żeby osiąść na wsi i być z dala od tego całego zamętu współczesnego świata.
Ideały lat 60. żyją nadal.