Artykuły

Jezus był hippisem

Od dzisiaj, w Teatrze Muzycznym w Gdyni, oglądać można "Hair", legendarny musical z 1967 roku, nigdy u nas nie wystawiany.

Rock love musical "Hair" nie jest typowym przedstawicielem gatunku. Scenariusz, napisany przez Gerome'a Ragniego i Jamesa Rado, skonstruowany został w luźny sposób. Nie ma tu w zasadzie fabuły, są za to piosenki, opowiadające o nastrojach, panującej w hippisowskiej komunie ponad 30 lat temu. O śpiewanie fragmentów "Hair" pokusił się już w Polsce niejeden artysta. Na scenie Teatru Muzycznego przebojowy

"Aquarius" śpiewały już Dorota Kowalewska i Monika Rowińska. Trzy lata temu, w Kołobrzegu, piosenki z "Hair" wykonywał Reprezentacyjny Zespół Wojska Polskiego... Cały musical zabrzmiał u nas tylko w czerwcu 1993 roku w katowickim Spodku i gdańskiej 01ivii. Występował wtedy Broadway Musical Company z Nowego Jorku. Spośród realizatorów gdyńskiej premiery tylko choreograf Jarosław Staniek oglądał tamten spektakl, pozostali znają film Miloša Formana, oparty na musicalu.

Minikomuna końca wieku

- Nie odwołujemy się do filmu - wyjaśnia Maciej Korwin, dyrektor Teatru Muzycznego. - Mamy obawy, bo z jednej strony publiczność pamięta film, z drugiej przyzwyczajona jest do tego, ze musical jest fabularny, a w "Hair" właściwie nie opowiada się żadnej historii, to są pojedyncze sceny, każda o czymś innym. Sukces "Hair" polegał między innymi na tym, że wprowadzono na Broadway musical, który burzył pewne zasady. O wprowadzeniu "Hair" do repertuaru Teatru Muzycznego, Maciej Korwin myślał już cztery lata temu, obejmując dyrekcję w Gdyni. Miała to być wspólna produkcja z Operą i Operetką w Szczecinie oraz Teatrem Muzycznym w Gliwicach. Po tragicznej śmierci dyrektorki gliwickiej sceny pomysł upadł - Chciałem mieć "Hair" na afiszu, tak jak mamy "Evitę" czy "Wichrowe wzgórza"- mówi Maciej Korwin. - Nie mam do "Hair" osobistego stosunku, ale teraz jest czas na podsumowanie wieku i dla mnie jest oczywiste, że "Hair" - musical, opowiadający o pewnym bardzo ważnym zjawisku w kulturze drugiej połowy XX wieku - musi być w repertuarze polskiego teatru muzycznego.

Kiedy wiosną tego roku ogłoszono przesłuchania do "Hair", do Gdyni zjeżdżali młodzi ludzie z całej Polski, dla których błyśnięcie w polskiej prapremierze kultowego musicalu miało być szansą na sukces, jaki w "Metrze" odniosły Edyta Jórniak czy Katarzyna Groniec. - Wybraliśmy dziesięć osób - mówi reżyser Wojciech Kościelniak. - Dla nas wszystkich spotkanie z hippisami, którzy marzyli o idealnym świecie, jest fascynujące. Na użytek tej realizacji stworzyliśmy minikomunę...

W obsadzie znalazł się czarnoskóry Larry Okey Ugwu, 41-letni Nigeryjczyk, którego do "Hair" zaprosił Leszek Możdżer,

kierownik muzyczny spektaklu. Larry mieszka w Polsce od 1982 roku, skończył w Gdańsku prawo. Dziś jest liderem etnicznego zespołu Ikenga. Współpracował z Tymonem Tymańskim przy płycie

"P.O.L.O.V.I.R.U.S." zespołu Kury.

Hippis Jezus

Późną wiosną, kiedy zaczęły się próby, największym problemem okazały się włosy. - Kiedy obsada była gotowa, zorientowaliśmy się, że prawie wszyscy aktorzy musieli więc "przedłużyć" sobie włosy. - Dałem sobie je doczepić - pokazuje Cezary Studniak, grający Bergera - I chyba już tak zostawię, spodobały mi się. - Dla mnie, dwudziestokilkulatka, hippisowska komuna, ruch pacyfistyczny, to odległa historia - mówi - ale jest w tym wielka siła, wszyscy poczuliśmy niesłychaną energię, pracując przy "Hair".

Energie poczuł też Leszek Możdżer. - Ten spektakl to moja duchowa droga - wyznaje. - W "Hair" jest prawda, miłość i piękno. To na mnie bardzo działa. - Muzyka MacDermota, jego zdaniem, przetrwała zakręty historii. - Trzeba ją było tylko trochę odświeżyć, przearanżować - mówi. Możdżer zatrudnił do "Hair" grupę muzyków spoza teatru. - Siedzą na scenie, w zaciemnionym miejscu, żeby nie było ich widać - śmieje się. - Znalazłem ich chodząc po pubach, klubach, piwnicach. Są rewelacyjni. W "Hair" zagra też część orkiestry teatru.

Scenografię przygotował Grzegorz Policiński, który niedawno... ściął włosy. - To na znak protestu - mówi. Krótkie włosy nosi też Małgosia Ryś, autorka przekładu. - W scenariuszu jest mnóstwo niezrozumiałych dla Polaków rzeczy - mówi. - Są odwołania do amerykańskich polityków tamtego czasu. Pojawia się na przykład "LBJ wsiadł do IRT". Chodzi o Lyndona Bainesa Johnsona, amerykańskiego polityka, który w 1965 roku wysłał 3,5 tysiąca amerykańskich chłopaków do Wietnamu. IRT to taka nasza SKM, szybka kolej miejska. Z takimi "kwiatkami" trzeba się było uporać - opowiada tłumaczka.

- Dziś mamy kompletnie inne poglądy, reprezentujemy inny krąg kulturowy. Dziś hippisi są szefami wielkich korporacji. Świat się zmienił - mówi Maciej Korwin. - Ruch hippisowski odnosił się do religijności, ale według takiego założenia, że Jezus był pierwszym hippisem. Wyrzuciliśmy ze scenariusza fragmenty o papieżu, nie chcieliśmy obrażać niczyich uczuć - wyjaśnia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji