Japonka Halką
Ponieważ to ja wymyśliłem tytuł do notatki, informującej o występie japońskiej śpiewaczki, Sumiyo Ender, w tytułowej partii "Halki" Moniuszki w Teatrze Wielkim, mam prawo użyć go do recenzji z tego przedstawienia. Było bardzo interesujące. Kilka autokarów przywiozło młodzież licealną, która pokrzykiwała, pogwizdywała i poklaskiwała, żeby zwyczajowo robić drakę. Do czasu! Zaczęło się przedstawienie - i Moniuszko wziął tę młodzież za twarz. Nikt nie śmiał, nawet pisnąć. Sam śledziłem tę "Halkę" z uwagą, i parę razy mrówki przebiegały mi po krzyżu.
- A sprawiła to przede wszystkim wspomniana japońska śpiewaczka. Sumiyo Ender dysponuje ciemnym sopranem o znacznej sile i dość szerokiej wibracji, która tym razem mi nie przeszkadzała, bo śpiewaczka potrafi swym głosem wyrazić wszystko: od delikatnego liryzmu po tragizm obłąkania. Jej Halka była kobietą - nie dziewczyną - i to kobietą bezradnie przeżywającą dramat zawiedzionej miłości. Swoją partię obudowała znakomitym aktorstwem, wziętym, z tradycji teatru japońskiego, gdzie każdy szczegół się liczy. Jej palce naprawdę pieściły Janusza, jej obłąkane oczy naprawdę nic nie widziały, ona naprawdę cierpiała. To była kreacja, której walory podnosiło dodatkowe opanowanie polskiego tekstu. "Tak się dusiczka stargała" - śpiewa Sumiyo Ender - i jest to miłe. Podejrzewam, że Maria Fołtyn ma swój udział w przygotowaniu tej partii.
"Halkę" starannie, choć dość statycznie wyreżyserowaną przez Kazimierza Kutza, prowadził statecznie z delikatną celebrą, Bogusław Madey. Było to przedstawienie pod względem muzycznym i wokalnym bardzo poprawne. Partię Jontka śpiewał Józef Przestrzelski, tenor o ładnym gatunku głosu. "Szumią jodły - bardzo piękne"! Postać Stolnika przekonująco zarysował Tomasz Fifas, śpiewak o dźwięcznym, głębokim basie. Małą rolę Dudarza naszkicował dobrze dysponowany głosowo Zbigniew Wołosiewicz. Słowem: jest to pozycja żelaznego repertuaru pierwszej sceny operowej.