Artykuły

Rola życia

Wanda Then: Jeździ pani po kraju ze spektaklem "Mała Steinberg". Dlacze­go akurat z nim?

Krystyna Janda: - To mój najważniejszy spek­takl, najważniejsza rola, najważniejsze przedsię­wzięcie, jakie zrobiłam. Po raz pierwszy udało się bo­wiem połączyć naprawdę produkcję teatralną z cha­rytatywną pomocą. Na świecie jest to zjawisko popopularne, u nas wciąż racz­kuje. Pomoc ma polegać przede wszystkim na za­wiadomieniu społeczeń­stwa o problemie, w szu­mie medialnym dotrzeć do świadomości ludzi. Z fun­dacją zajmującą się auty­stycznymi dziećmi współ­pracuję od 7 lat. Dotąd współpraca polegała na tym, że grałam dla nich spektakle charytatywnie, by mogli zebrać pieniądze na działalność, przecina­łam wstęgi w jedynym szpitalu w Polsce dla dzie­ci autystycznych. W końcu postanowiłam pokazać na czym polega sam autyzm, choroba do niedawna w naszym kraju nie rozpo­znawana przez lekarzy pierwszego kontaktu. Tymczasem odpowiednio wcześnie zdiagnozowana pozwala dzieciom na nor­malny rozwój, a często wy­rastają z nich ludzie wy­bitni. W Polsce dzieci były skazywane na odosobnie­nie, co eliminowało możli­wość wyleczenia.

Długo trwała praca nad spektaklem?

- Dwa i pół roku. Za­przyjaźniłam się z kilko­ma dziećmi chorymi na autyzm, których wnikliwa obserwacja pozwoliła mi na wiarygodne zbudowa­nie roli. Opierałam się też na angielskim filmie do­kumentalnym o auty­stycznym chłopcu, który mieszka w Indiach, a dziś jest znanym poetą, który w swoich wierszach w nie­samowity sposób opisuje chorobę. Wykorzystuję w spektaklu ich fragmenty.

Jak trafiła pani na tak znakomity tekst?

- Dowiedziałam się, że Lee Hall napisał słuchowi­sko radiowe, które było tak popularne, że kierowcy ca­łej Anglii stawali na pobo­czach i słuchali go z zapar­tym tchem. Wkrótce po­tem jeden z ważniejszych teatrów londyńskich i wspaniała aktorka zde­cydowali się przenieść go na grunt teatralny. Nie przyszło mi do głowy, że 60-letnia kobieta może za­grać 10-letnie dziecko. Gdy o tym usłyszałam, wsiadłam do samolotu i poleciałam zobaczyć. Lu­dzie śmiali się, płakali, spektakl był wyjątkowy. Pomyślałam wówczas że dlaczego nie miałabym zrobić czegoś takiego w Polsce.

Z pewnością nie było to łatwe.

- Udało się dzięki po­mocy wielu ludzi, teatrowi Studio, przyjaciołom, sponsorom. Teraz uwa­żam, że czas spędzony na pracy nad rolą był wyjąt­kowy, przekroczył barierę rutynowych obowiązków. Choć cały czas gram rów­nocześnie wiele ról, Stein­berg jest dla mnie wciąż najbliższa i najbardziej znacząca. Również od strony środków wyrazu i tego, co może zrobić ak­torka na scenie. Gram spektakl od niemal roku. Już przy okazji premiery zaczęto nagle dużo mówić i pisać o autyzmie, dlatego uważam, że swoją rolę spełniłam. Kilku aktorów poszło moim śladem, two­rząc spektakle o ludziach chorych, samotnych, ska­zanych na pomoc innych.

Czy ludzie chcą je oglą­dać?

- Widownie są pełne, choć wciąż panuje u nas stereotyp, że to smutne i lepiej na to nie chodzić. Nawet niektóre moje przy­jaciółki mówią, że nie pójdą, bo nie chcą mnie zoba­czyć w takiej przygnębia­jącej roli; że mogłyby się zdenerwować. No to się de­nerwuj, bo jesteś człowie­kiem! Musimy walczyć z takimi reakcjami. Naj­wyższy czas wejść na wyższy stopień wrażliwości, nie zapominać o tym, ze są wśród nas ludzie potrze­bujący pomocy. Niemyślenie o problemie wcale go nie eliminuje.

Nad czym poza tym pra­cuje pani obecnie?

- Robię dużo rzeczy. Stworzyłam spektakl dla teatru telewizji, zaczynam próby nowej roli w teatrze. To ważny dla mnie rok, rozpoczynam kolejne ćwierćwiecze pracy, 26 rok. Mam gotowe dwa sce­nariusze filmowe, ale wia­domo, że nie ma pieniędzy. Może gdybym chciała ro­bić komedię, dostałabym je, ale mnie komedia nie interesuje. Zaczynam zdjęcia do "Początku" Szczypiorskiego.

Nie kusi pani udział w telewizyjnych seria­lach?

- Gdyby powstał w tele­wizji serial pozwalający na jakakolwiek jakość, a jego bohaterką byłaby inteli­gentna kobieta, a nie kre­tynka, zagrałabym chęt­nie. To, co robi się w telewi­zji obecnie, na pewno nie pozwala na jakość.

Czy daleko odeszła obecna Krystyna Janda, od tej z czasu "Człowieka z marmuru"?

- Bardzo daleko. Je­stem ukształtowanym człowiekiem, aktorką, re­żyserem, mam sprecyzo­wane gusty, pracuję bar­dzo dużo i biorę odpowie­dzialność za wszystko.

Czy dobry teatr, dobre aktorstwo mają wciąż wielu zwolenników?

- Na sali w Warszawie 120 osób siedziało ostatnio na podłodze i na schodach, na spektaklu, który gra­łam już 400 razy. To zna­czy, że miłośników teatru jest bardzo wielu. Ludzie chcą dobrej sztuki, ale tyl­ko garstka ma do niej do­stęp. To, co pokazuje się w telewizji, wcale nie tra­fia w ich gusty. Gdyby mo­gli, wybraliby co innego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji