Artykuły

Smutne losy Pacana

Na tle teatralnej mapy Polski to inscenizacja bardzo, bardzo przeciętna - o spektaklu "Pacan - historia o miłości" w reż. Jakuba Krofty we Wrocławskim Teatrze Lalek pisze Justyna Czarnota z Nowej Siły Krytycznej.

To drugi w ostatnim czasie polski spektakl Krofty poświęcony psiej tematyce. W warszawskiej "Daszeńce" pokazując życie rodziny, która ma psa, uczył odpowiedzialności i szacunku do czworonogów. I z tej perspektywy ten prosty spektakl - choć bazuje na nieco archaicznym tekście Karela Capka - jakoś się broni. Wykorzystano pomysłowe lalki, a sympatię dzieci wzbudzają aktorzy, niezwykle sprawni warsztatowo. Przedstawienie, które miało premierę półtora roku temu, do tej pory cieszy się powodzeniem.

Natomiast "Pacan..." budzi głównie konsternację, zresztą nie tyle nawet ze względu na koncepty inscenizatorskie (choć ilustracyjna muzyka, czy formalne, przerysowane aktorstwo na pewno nie działają na korzyść), ile sam tekst. Trudno powiedzieć, co jest tematem tego spektaklu. Odnoszę wrażenie, że dramatopisarka i nowo zatrudniona dramaturg WTL-u Maria Wojtyszko postanowiła wykorzystać absolutnie wszystkie wątki, jakie przyszły jej do głowy w związku z hasłem "schronisko dla zwierząt". Jej dążenie do stworzenia wielobarwnego pejzażu tego miejsca rozmyło się w setce pomysłów, z których żaden nie został porządnie i logicznie rozwinięty. Czego tu nie ma! I troskliwi weterynarze, ślepy medytujący psiak, który nie ma szans na znalezienie domu, obrazy przymilania się zwierząt do osób odwiedzających schronisko, miłość między niezależną charcicą i przygłupawym, grubym i starym Pacanem. A do tego emerytowany słoń cyrkowiec z depresją i fretki-rewolucjonistki. Brzmi cokolwiek irracjonalnie? I tak właśnie jest. W gruncie rzeczy najwięcej miejsca przeznaczono chyba na opowieść o związku Księżniczki i Pacana (swoją drogą nie bardzo rozumiem widoczną wśród twórców teatru dla dzieci potrzebę pakowania do każdego przedstawienia wątku miłosnego, jakby to właśnie było centrum tematycznym dziecięcego świata). Przy czym nie wiadomo, co - oprócz wspólnej klatki - łączy tych dwoje. Przemiana charcicy z - by tak rzec - zimnej suki w łagodną psinkę odbywa się w jakieś 5 minut i nikt nie wysilił się nawet, by ją w jakikolwiek sposób dramaturgicznie umotywować.

Kuriozalna jest scena, w której Pacan dowiaduje się - tuż przed porodem Księżniczki zresztą - że zostanie ojcem. Idzie w zaparte, że nie wie, jak to się stało (i nie jest to zaprezentowane jako żart, ale rzeczywista niewiedza), nie czuje się na to gotowy. Ale co tam! Pół minuty później Księżniczka zaczyna wrzeszczeć, a weterynarz wynosi ją dziarsko na rękach ze sceny. A ponieważ szczenięta biorą się - jak głosi autorka tekstu - od weterynarza właśnie, charcica po chwili wchodzi z tekturowym pudłem (tak, oczywiście mówi się wcześniej o tym, że martwe zwierzęta są wynoszone w kartonach, mamy więc piękne pokazanie cyklu życiowego), którego zawartość (10 szczeniąt) widzowie muszą sobie wyobrazić. Sprytnie, biorąc pod uwagę fakt, że spektakl rozgrywany jest w żywym planie (po lalki - zresztą całkiem pomysłowe - sięgnięto tylko raz, w scenie snu Pacana, gdy poznajemy jego przeszłość). Potem już tylko musimy poczekać na szczęśliwe zakończenie i możemy wyjść z teatru (chwała, że choć zrezygnowano z rozłamywania godzinnego spektaklu przerwą). Idę o zakład, że na drugi dzień nie będziemy już pamiętali, co się na scenie wydarzyło. Widzowie zostają z niczym. Szczerze mówiąc nawet się za bardzo nie pośmieją, bo zabawnie jest w paru zaledwie momentach.

Nie piszę tego tekstu przez złośliwość, ale ze zwyczajnego zdziwienia decyzją o otwarciu sezonu spektaklem, który na tle teatralnej mapy Polski jest inscenizacją bardzo, bardzo przeciętną. Spodziewałam się po prostu czegoś lepszego. Ze zdumieniem skonstatowałam, że wrocławscy krytycy przyjęli spektakl entuzjastycznie. Z objęciem dyrektury przez Kroftę, reżysera skądinąd popularnego i zdolnego, wiązano w mieście wielkie nadzieje. Sama zresztą z zainteresowaniem spoglądam w stronę Dolnego Śląska, ale nie wydaje mi się, żeby właśnie "Pacan..." przyczynił się do wzrostu popularności wrocławskiej sceny.

Wokół spektaklu prowadzone są szeroko zakrojone działania społeczne - "kampania edukacyjna, której celem będzie uwrażliwienie dzieci na problem porzuconych zwierząt i propagowanie świadomej i odpowiedzialnej ich adopcji" - jak piszą organizatorzy. No i to chyba byłoby na tyle wartościowych stron tego wydarzenia artystycznego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji