Artykuły

Kontrola radnych

Gdyńscy radni zamierzają kontrolować wykorzystanie środków finansowych, które z kasy miasta otrzymuje Teatr Muzyczny.

Wątpliwości radnych wzbudził bowiem musical "Hair", który - zdaniem Komisji ds. Rodziny propaguje zażywanie narkotyków.

Podczas ostatniego posiedzenia tej komisji radni zwrócili się do Zarządu Miasta z wnioskiem, aby dotację dla Teatru Muzycznego przeznaczać na konkretne przedstawienia. -Musimy po prostu wiedzieć, na co wydajemy publiczne pieniądze - powiedział nam Andrzej Czaplicki, wiceprzewodniczący gdyńskiej Rady Miasta, członek Komisji ds. Rodziny, AWS. Zdaniem Czaplickiego, musical "Hair" wzbudza szereg kontrowersji. - To przedstawienie propaguje zażywanie narkotyków i jest moralnie dwuznaczne - mówi radny Czaplicki. - Być może cała kwota przekazana przez miasto dla Teatru Muzycznego została wykorzystana przy tym właśnie musicalu?

Członkowie Komisji ds. Rodziny proponują, aby kwota 500 tys. zł, którą rocznie otrzymuje Teatr Muzyczny, była przeznaczona na konkretne przedsięwzięcia, które zaaprobuje Rada Miasta. - Nie jest to ingerencja w program teatru - przekonuje Czaplicki. - Wszystkie instytucje, które starają się o dofinansowanie z budżetu samorządu, muszą przedstawić szczegółowy plan wykorzystania pieniędzy

Zdaniem Joanny Grajter, rzecznika Zarządu Miasta Gdyni, sama inicjatywa dotowania konkretnych inwestycji nie jest kontrowersyjna. - Jest nią natomiast motywacja członków komisji - powiedziała "Dziennikowi". - Komisja może opiniować niektóre działania, decyzje zależą jednak od Rady Miasta i zarządu.

ZA - JAROSŁAW ZALESIŃSKI

Trzeba rozróżniać konserwatyzm i zapyziałość.

Co do zasady, zgoda: urzędnicy, odpowiedzialni za publiczne pieniądze, powinni kontrolować sposób wydawania ich przez instytucje kulturalne. Niedawno konserwatywny burmistrz Nowego Jorku, Rudolph Giuliani, dał tu przykład, odmawiając dotacji Muzeum Brooklyńskiemu po zorganizowaniu przez nie skandalizu-jącej wystawy "Sensation". Każdą rozumną zasadę można jednak ośmieszyć. Zapewne, gdyńskie "Hair" nie odstrasza od narkotyków tak widocznie, jak propagandowa ulotka. Trzeba jednak dostrzec wysiłki reżysera, by zmienić pierwotną wymowę musicalu. Mógł co prawda usunąć songi o narkotykach, jak to zrobiono w londyńskiej inscenizacji "Hair", ale nie miał takiego obowiązku.

Inicjatywa gdyńskich radych wydaje mi się jednak z pewnego powodu cenna. W swojej reakcji na "Hair" uświadamiają nam różnicę między rozumnym konserwatyzmem a zwykłą zapyziałością.

PRZECIW - IWONA BORAWSKA

Kto ma prawo obwoływać się naszym cenzorem?

Gdyński musical "Hair" nie sprowadzi nikogo z prostej drogi. Nie nakłoni do zażycia narkotyku ani dowolnego seksu. Jeśli kogoś widok kilku młodych, nagich ciał albo udana choreografia wprawia w stany deliryczne, to nie jest to problem teatru. Atakować ten akurat spektakl to jakby strzelać śrutem do perskiego kota. A nawet gdyby był to tygrys na miarę Witkacego, czy niektórych artystów rockowych? Kto ma prawo obwoływać się naszym cenzorem i przykrawać świat do rozmiaru swoich o nim wyobrażeń?

Idąc tym tropem - jakim zagrożeniem może być np. film "Wojaczek", w którym poeta pije, rozrabia, a potem popełnia samobójstwo? Chroniąc młodą publiczność przed takimi spektaklami jak "Hair" nie pomożemy jej ani trochę, za to pozbawimy możliwości obejrzenia świetnie zrobionego musicalu, który może rozbudzić zdrowe ambicje, np. artystyczne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji