Artykuły

Siła i ulga

Krystyna Janda zagra dzie­sięcioletnią autystyczną dziewczynkę w sztuce "Mała Steinberg" Lee Halla. Premiera we wto­rek, 2 października, w teatrze Studio.

DOROTA WYŻYŃSKA: Najpierw po­wstało słuchowisko radiowe, które w Anglii poruszyło miliony słuchaczy...

KRYSTYNA JANDA: W radiu tę historię czytała nastoletnia dziewczynka. Podob­no kierowcy tirów zjechali na pobocze, ludzie oderwali się od pracy. Słuchowi­sko wstrząsnęło całą Anglią. Potem do­wiedziałam się, że ten tekst przeniesiono do teatru. A monolog dziesięcioletniej au­tystycznej dziewczynki mówi aktorka w moim wieku. Pomysł wydał się mi się początkowo absurdalny, karkołomny...

Pojechałam do Londynu, żeby zoba­czyć przedstawienie. Jadąc, zastanawia­łam się, czy ona udaje dziecko, czy uda­je chorą, czy ma jakąś szczególną cha­rakteryzację. Na scenę wyszła bardzo skromna, drobna kobieta, która niczego nie udawała. Ani chorej, ani dziecka... Po prostu opowiadała historię...

Zrozumiałam, dlaczego w teatrze nie może zagrać tego mała dziewczynka. Tu potrzebne jest doświadczenie w rozmo­wie z publicznością, żeby w odpowied­ni sposób przenieść tak ważny temat.

Zrozumiałam, że nie ma tu miejsca na specjalne pomysły, rozbuchaną insceni­zację. Wszelkie zabiegi byłyby wręcz nie na miejscu. Spektakl pokazywany był w wielkiej sali teatralnej... Obserwowa­łam publiczność.

Widzowie śmiali się, a potem wzrusza­li. Ten tekst jest prosty, czysty w inten­cjach. Na swój sposób naiwny. Jego przejrzystość, optymizm... to, że jest tak jasny i wbrew tematowi - wesoły daje mu niezwykłą siłę... Ta sztuka przynosi ulgę... Oglądanie jej jest jak przekuwa­nie balona z wielkim cierpieniem, z któ­rego ulatuje ból.

To sztuka, która mówi o zgodzie na śmierć. Pomaga umierać, pomaga my­śleć o tym, że kiedyś trzeba będzie umrzeć... Od dawna szukałam takiego materiału. Zawsze marzyłam, żeby w te­atrze porozmawiać z ludźmi w tak gorą­cy sposób. Na temat, który nas zastano­wi, zatrzyma... Ten tekst - moim zda­niem - ma wymiar tragedii antycznej.

Jak przygotowała się Pani do tego de­likatnego tematu?

- Jak zwykle robię to samo - najpierw zbieram materiały, a potem wszystko odrzucam... Kiedy kręciliśmy "W za­wieszeniu", czytałam książki o schizo­frenii, konsultowałam się z lekarza­mi...W pewnym momencie wiedziałam już chyba wszystko na temat stanu mo­jej bohaterki. Na planie zaczęłam pre­cyzyjnie odtwarzać objawy choroby... Miałam szczęście, bo po dwóch tygo­dniach okazało się, że w filmie wystą­pił błąd techniczny i musimy kręcić jesz­cze raz...

I to mnie uratowało. Ponieważ po dwóch tygodniach grania analizy choro­by zrozumiałam, że tu w ogóle nie o to chodzi. Film nie jest opowieścią o cho­robie, tylko historią pewnego człowieka.

Podobnie było z "Lekcją śpiewu" w Te­atrze Powszechnym, kiedy grałam Ma­rię Callas. Przez pewien czas na próbach starałam się precyzyjnie pokazać śpie­waczkę, udawać Callas. Obejrzałam wszystkie możliwe dokumenty na jej te­mat, wysłuchałam wszystkich dostęp­nych jej nagrań... Ale w przedstawieniu został z tych elementów zaledwie ślad. Został jej obrót, który zobaczyłam na jed­nym z filmów, mrużenie oczu, które po­wtarzałam mimo woli...

Dokładnie tak samo jest teraz... Odkąd przeczytałam tekst, odkąd zaczęłam się przygotowywać do realizacji teatralnej, spotykam się z chorymi dziećmi, rozma­wiam z psychoterapeutami... Oglądam na wideo filmy dokumentalne o autyzmie, autystykach, między innymi o autystycznym chłopcu z Indii, którego zrobiłam swoim wzorcem. Bohater filmu Tito jest dzieckiem o wybitnych zdolnościach li­terackich... Zapisuje to, co czuje, umie zanalizować siebie i swoją chorobę. Autyzm jest wciąż w Polsce chorobą nieznaną.

- Jeszcze do niedawna nikt nie umiał nazwać tego, co się dzieje z tymi dzieć­mi... Na wsiach, w małych miasteczkach, gdzie rodzice nie mają dostępu do odpo­wiedniego lekarza, te dzieci cierpią, a ich otoczenie nawet nie wie, co im dolega. Dla dziecka autystycznego prawdziwym bólem jest kontakt z innym człowiekiem - utrzymanie spojrzenia, dotyk...

Widziałam rzeczy przerażające. Dziewczynka, z którą się spotykałam, nie ma świadomości swojego ciała. Ona nie wie, gdzie jest, gdzie się ona kończy, gdzie zaczyna... Tito w filmie dokumen­talnym mówi, że kiedy się szybko obra­ca, powietrze pokazuje mu, gdzie jest, gdzie jest granica jego ciała. Kiedy te dzieci się skaleczą, nie potrafią wskazać rany. Nie potrafią pokazać, gdzie jest no­ga... Tito mówi, że kiedy przestaje się kręcić, rozpada się.

Sztukę napisał Lee Hall, autor scena­riusza do pokazywanego ostatnio w Polsce filmu "Billy Elliot".

- Zrozumiałam, że jest to ktoś, kto ma potrzebę tolerancji. Napisał sztu­kę z miłości do inności... Stara się na­mówić ludzi do tolerancji, miłości, do humanizmu... Dlatego tak mi zabiło serce...

Jest coś dobrego w jego tekstach. To nie to, że one są dobre literacko, teatral­nie... One są tak pięknie opowiedziane... On je napisał, żeby czynić dobro.

Na film "Billy Elliot" poszłam z mo­imi synkami... Popłakaliśmy się wszy­scy. To film o tym, że inność jest warta każdego wysiłku, każdej ceny, nawet zła­mania honoru... Ojciec Billy'ego dla in­ności swojego syna łamie strajk.

Uważam, że Polska jest krajem, w któ­rym od rana do wieczora powinno się o tym mówić... Miejscem, gdzie nie ro­zumie się inności, gdzie tępi się inność, zabija...

Pierwszy raz mam taką pełną świa­domość, że kompletnie mnie nie inte­resuje, jaka będzie ocena artystyczna mojego spektaklu... Czy będę sama na scenie, jaka będzie scenografia. Nie mam tu wygórowanych ambicji arty­stycznych. Jestem gotowa na złamanie strajku jak ojciec Billy'ego Elliota, że­by pomóc dzieciom autystycznym. Chcę przekazać ludziom to, co rozu­miem z tego tekstu.

Autor wplótł w tekst sztuki arie Ma­rii Callas...

- To bardzo ciekawy zabieg. Bo, co zrobić, żeby ludzie chcieli wysłuchać hi­storii o chorobie i śmierci... Co więcej - żeby im było z tym dobrze? Autor po­stanowił użyć arii Marii Callas, która by­ła, jak wiemy, śpiewaczką "realistyczną" i potrafiła "przeżywać" to, co śpiewa, gło­sem zagrać umieranie...

W prawie każdej operze bohaterka umiera. A te arie "umierania" są najpięk­niejsze... Lee Hall użył tych "śmiertel­nych" arii czy arii przygotowujących do śmierci jako drugiego wątku... A tym sa­mym przerzucił ból, cierpienie na Cal­las. Mała nie musi tego grać...

Zresztą granie przez aktorkę tragedii, smutku byłoby tu nieznośne, pretensjo­nalne. Pomysł, żeby cały smutek prze­nieść na Callas, a dziewczynkę zostawić jasną, zabawną, wesołą, jest nadzwyczaj­ny, to wielki pomysł...

Umieranie w tej sztuce wyniesione jest do arii operowej... A to co mam opowiedzieć jako Mała, jest wyzna­niem potrzebnym wielu ludziom, ko­jącym i uspokajającym. Nie mogę się doczekać, kiedy zacznę ją snuć... Po każdym przedstawieniu, po przerwie przewidujemy możliwość spotkania publiczności z psychologiem zajmu­jącym się autyzmem, z psychotera­peutami szpitala fundacji Synapsis i ze mną. Tak zresztą było po przedstawieniach londyńskich. Bardzo jestem ciekawa tego nowego doświad­czenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji