Artykuły

Kameleon

Kilka dni temu padł ostatni klaps na planie filmu "Wałęsa". Postać przywódcy Solidarności wielokrotnie budziła zainteresowanie artystów. Sprzeczności i paradoksy to przecież najlepsza pożywka dla sztuki - pisze w Tygodniku Powszechnym Paweł Sztarbowski.

Zauważyłem, jak zręcznie Wałęsa daje sobie radę z tym niesfornym zgromadzeniem. Kiedy tylko spór staje się nazbyt gwałtowny i słychać rozdrażnione głosy, przywołuje duchy Legionów Dąbrowskiego i intonuje "Jeszcze Polska...". Spór zamiera w chwili, kiedy wszyscy wstają. "Marsz, marsz, Dąbrowski, z ziemi włoskiej po Polski..." i w trakcie tej niezawodnej katharsis dach niemal unosi się w powietrze, a wszystkie niesnaski pierzchają. "Za twoim przewodem złączym się z narodem..." - śpiewają o Dąbrowskim czy o Wałęsie? Czysto polska magia. Wiadomo, że wielki magik przywołał ją świadomie, by nie rzec cynicznie. Jednak kiedy śpiewa, sam ulega przemianie. Nie jest już zadziornym, małym elektrykiem w niedopasowanych spodniach, sprytnym mówcą z wieloma ludzkimi słabościami, jego autorytet nie jest już oparty na umiejętności zastosowania kolokwializmu i ciętej riposty. Stoi teraz wyprostowany, z głową przechyloną do tyłu, jak drewniana figura spod dłuta któregoś z naiwnych rzeźbiarzy ziemi dobrzyńskiej, gdzie Wałęsa się urodził. Staje się wizerunkiem, nie człowiekiem" - tak Timothy Garton Ash opisywał Lecha Wałęsę przewodzącego strajkowi w Stoczni im. Lenina latem w 1980 r., twierdząc, że jako charyzmatyczny przywódca ma w sobie jednocześnie coś z nerwowego, chaplinowskiego "małego człowieczka".

Albo inna sytuacja, opowiedziana mi przez wybitnego reżysera teatralnego i operowego, Macieja Prusa, który w te sierpniowe dni wraz z aktorami Teatru Wybrzeże trafił do Stoczni, występując przed strajkującymi robotnikami. Przywołał obraz, w którym Wałęsa stojąc na koparce opowiadał, dlaczego należy kontynuować strajk. W tym czasie wiatr zawiał i uniósł do góry wiszącą obok flagę i w tej samej sekundzie przywódca gdańskiego strajku złapał ją i ucałował. "Cóż za wyczucie efektu! Przecież po czymś takim tłum zrobiłby dla niego wszystko" - emocjonował się Prus, jakby opowiadał scenę z jakiegoś filmu.

WIZERUNEK, NIE CZŁOWIEK

Lech Wałęsa: niezwykła siła osobowości, instynkt przywódczy, wyrazistość, przy jednoczesnej prostocie trybuna ludowego. Niesłychana wręcz teatralność, która dawała o sobie znać szczególnie w sytuacji spontanicznych wystąpień przed tłumem. Ale czy rzeczywiście oprawa jego gestów była zupełnie przypadkowa i instynktowna? Danuta Wałęsa w książce "Marzenia i tajemnice" twierdzi, że nie przypomina sobie, by jej mąż w szczególny sposób przygotowywał się do wystąpień publicznych. Przeczy temu wywiad z Jadwigą Staniszkis, która była uczestniczką tych zdarzeń i twierdzi, że za sprawą doradców Wałęsa coraz silniej zdawał sobie sprawę z symbolicznej skuteczności niektórych gestów: "Był krzyż, który wieszali Wałęsie i który on chował. On nosił krzyż pod koszulą, chował go, uważał za sprawę prywatną. To nie był jeszcze ten Wałęsa z Matką Boską w klapie. I zawsze przed jakąś bardziej oficjalną częścią, pojawieniem się dziennikarzy, spotkaniem z władzą, ktoś do niego podchodził i mu ten krzyżyk wyciągał na wierzch".

Staniszkis twierdzi również, że ktoś mu w ostatniej chwili podał słynny czterdziestocentymetrowy długopis z wizerunkiem papieża, którym 31 sierpnia 1980 r. podpisane zostały porozumienia sierpniowe. Rekwizyt, który przeszedł do historii i złożony został w skarbcu na Jasnej Górze.

Nie zmienia to faktu, że Wałęsa był mistrzem wystąpień spontanicznych. Gdy podczas pierwszej wizyty w Watykanie jego otoczenie poprosiło go o przygotowanie przemówienia, zaskoczył wszystkich, mówiąc z pamięci. Prawdopodobnie wpłynęły na to złe doświadczenia czytania z kartki w czasie zakończenia strajku i podczas odsłonięcia Pomnika Poległych Stoczniowców. Szerokiej publiczności podobało się, że "wali prosto z mostu, a nie kwiatkuje" - jak ujęła to autorka jednego z listów przesłanych do jego biura w czasie karnawału Solidarności.

Gdy obserwuje się kroniki filmowe czy sceny z filmu dokumentalnego "Robotnicy '80", łatwo zaobserwować niezwykłą umiejętność Wałęsy w improwizacji, a przy tym zdolność do brania argumentów z zachowania partnera i ciągłego lawirowania - przytakiwania przy jednoczesnej nieustępliwości i próbie postawienia na swoim. "Nieważne, kto siedzi naprzeciw mnie, ważne, żeby go przechytrzyć, wykolegować i wygrać to, co jest możliwe do wygrania" - mówił w jednym z wywiadów. W jego zachowaniu i wypowiadanych słowach patos miesza się z błazeńskimi wtrętami i żartem, a upór z rozwagą. Samym sobą buduje widowisko. Sam staje się widowiskiem. Monumentem, jednym tchem porównywanym z Janem Pawłem II i Czesławem Miłoszem, a jednocześnie kimś swojskim, z ludu. Kimś, komu Miłosz poświęcił podniosły wiersz "Do Lecha Wałęsy" z wiele mówiącą frazą: "zostałeś naczelnikiem polskiego ludu". Ale byli też tacy, którzy nazywali go pogardliwie "beczkowym mówcą", a jego wikłanie się w sprzeczności i logika wypowiedzi ("Jestem za! Powiem więcej. Jestem przeciw!", "Odpowiem wymijająco wprost" lub "Jak to, miała być demokracja, a tu ktoś jest przeciw") przeszły do anegdoty i zyskały nawet nazwę "wałęsizmów".

JASEŁKA Z ANIOŁEM I DIABŁEM

"Oddział Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego i parafia w Lęborku zapraszają na przedstawienie jasełkowe, w którym Pan i papież odgrywają główne role" - pisano w jednym z tysięcy listów przesłanych do sekretariatu Lecha Wałęsy po podpisaniu porozumień sierpniowych. A częste kojarzenie jego postaci z papieżem miało potwierdzenie nie tylko w charyzmie, ale również w głębokiej religijności przywódcy. Zderzenie ruchu robotniczego z religijnością katolicką dla wielu było zadziwiające lub wręcz niepokojące. Miłosz zafascynowany samym Wałęsą, jak i ruchem Solidarności, w liście do Jerzego Giedroycia wyrażał obawy, że Polska stanie się "jednym wielkim organizmem narodowym, w którym Naród jest na ołtarzu, z Matką Boską jako bóstwem pomocniczym w służbie Narodu". Podobnymi obawami dzielił się w wywiadzie dla "Tygodnika Solidarność" podczas wizyty w Polsce. Podobno Luis Bunuel, kiedy zobaczył w telewizji Wałęsę z różańcem, powiedział, że to nieprawdopodobne, by przywódca robotniczy mógł być religijny, bo to jest sprzeczność metodologiczna. Jednak i w takich sprzecznościach przywódca Solidarności się mieścił.

Kilka dni temu padł ostatni klaps na planie filmu "Wałęsa" reżyserowanego przez Andrzeja Wajdę według scenariusza Janusza Głowackiego. Co wyniknie ze spotkania "architekta narodowej wyobraźni" ze słynnym prześmiewcą? Jak z wielkością i małością Wałęsy poradzi sobie odtwarzający tę postać Robert Więckiewicz? Jak po latach spojrzy na to zagadnienie sam Wajda, który na strajk w Stoczni Gdańskiej zareagował bezpośrednio "Człowiekiem z żelaza", komentując ten film od razu po premierze: "film jest tak przegadany, tak dialogowy, że nie mogę sam siebie poznać. Potrafiłem przecież stworzyć na ekranie żywioł kina, dawać obrazy, symbole i skróty. Teraz jednak nie myślę w tych kategoriach. Są sytuacje w życiu, gdy pewne rzeczy muszą być po prostu powiedziane". Może takie było poczucie na początku lat 80., bo dziś wyraźnie jednak rzuca się w oczy wielki korowód symboli narodowych, które pozwalały porwać wspólnotę ideałem patriotycznym i religijnym zarazem.

Podjęcie tematu związanego z Wałęsą zapowiedziała również grająca w "Człowieku z żelaza" Krystyna Janda, która chce teraz zrealizować monodram na podstawie wspomnień Danuty Wałęsy. Przeszkodą w wiarygodnym ukazaniu postaci Wałęsy jest nagonka na niego, podejmowana wciąż na łamach prawicowej prasy i różnej maści portalach internetowych. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę jego nazwisko, a wylewa się całe morze nienawistnych komentarzy i obelg. Jednostronny ton filmów Grzegorza Brauna, komentarzy i tekstów Sławomira Cenckiewicza czy Pawła Zyzaka, ale też wypowiedzi małżeństwa Gwiazdów oskarżających Wałęsę o zdradę spotykają się z równie jednostronnym uwielbieniem i podtrzymywaniem mitu. On sam w filmie Brauna "Plusy dodatnie, plusy ujemne" wykrzykuje: "Jak pan w ogóle śmie mnie atakować? Atakowanie mnie, myślenie źle o mnie jest zbrodnią!".

Każdy odcień krytyczny w mówieniu o Wałęsie zostaje automatycznie włączony do chóru jego zaciekłych wrogów. W takim ujęciu Wałęsa może być albo diabłem wcielonym, albo aniołem. Sztuka w cieniu takich schematów nigdy nie jest bezpieczna, bo trudno spod statycznego obrazu wydobyć barwność życia. Legenda i codzienność, symbol i zwykły człowiek - takie zderzenia są dla artystów wielkim wyzwaniem, ale podejmowanie ich często kończy się klęską.

A przecież Wałęsa, jak i jego rodzina stawali się tematem dla sztuki już wielokrotnie, a film o nim z Robertem de Niro w roli głównej miała realizować hollywoodzka wytwórnia. Ciekawe byłoby zderzenie amerykańskiego sentymentalizmu z polskim schematem romantycznym, w który nieustannie się Wałęsę wciska. W jednym z esejów Maria Janion nazwała go "osobowością czującą, mediumiczną", a ojciec rektor Mieczysław Krąpiec podczas spotkania Wałęsy z Miłoszem na KUL-u w 1981 r. mówił o krystalizacji symboli, które "cały naród przeżywa w konkretnych osobach".

ALFA I OMEGA

W "Historii PRL według Mrożka" w reżyserii Jerzego Jarockiego zrealizowanej w Teatrze Polskim we Wrocławiu (1998) w scenie internowania pojawiał się Wałęsa, wystukując palcem na pianinie Etiudę Rewolucyjną Chopina, ale było też miejsce dla "Pieśni konfederatów" z "Księdza Marka" Słowackiego i nawiązań do Mickiewiczowskiej "Wielkiej Improwizacji", przy jednoczesnym groteskowym wyjadaniu konfitur truskawkowych ze słoika. Również Paweł Demirski w sztuce "Wałęsa. Historia wesoła, a ogromnie przez to smutna", zrealizowanej w Teatrze Wybrzeże przez Michała Zadarę (2005), kazał mówić swojemu bohaterowi monolog Konrada z "Dziadów": "Ja i ojczyzna to jedno". Słowa: "Czuję całego cierpienia narodu, / Jak matka czuje w łonie bóle swego płodu" były co prawda skontrastowane ze sceną, w której Danuta mówi głównemu bohaterowi o poronieniu. Jednak, mimo że grający Wałęsę Arkadiusz Brykalski (bez wąsów!) zrobił wiele, by nie grać postaci pomnikowej i nadać swojemu bohaterowi rysy zwyczajności, w ogólnej wymowie sztuka budowała obraz herosa pełnego rozterek i hamletycznych pytań, ale też wyposażonego w cechę zupełnie obcą bohaterom romantycznym - siłę, zdecydowanie w działaniu oraz pragmatyzm. Więc stawał się on w jakiś sposób spełnieniem tego, kto potrafi godzić ideał i rzeczywistość, jak pisał Miłosz: "po dwustu latach odzyskiwanej i znów traconej nadziei". Spektaklowi towarzyszył zresztą plakat i projekt koszulki autorstwa Rafała Roskowińskiego, wykorzystany potem przez tego artystę w tworzeniu muralu poświęconego Solidarności w Kiszyniowie. Koszulka kojarzyła się z innym idolem rewolucyjnym - Che Guevarą.

W podobny sposób działała piosenka zespołu metalowego Holy Smoke, w której muzycy chcieli bronić czci obrażanego przez różne środowiska bohatera. Wykrzykiwali więc: "Stanął na czele ludu zwykłego / wywalczył koronę dla Orła Białego", a refren nie pozostawiał już żadnych wątpliwości: "Lech Wałęsa - smak zwycięstwa / Lech Wałęsa - siła męstwa". Jest to więc obraz butnego i bohaterskiego Wałęsy, dokładnie takiego, jaki spoglądał na czytelników z okładki "Time'a" w grudniu 1980 r. z podpisem "Shaking Up Communism". Zupełnie inny jest obraz zatroskanego Wałęsy na okładce "Time'a", gdy został człowiekiem roku tego pisma na początku 1982 r.

Zdaniem Janusza Głowackiego prawdziwym bohaterem Wałęsę uczynił nie tyle sierpniowy strajk, co jego późniejsza nieugięta postawa podczas internowania w czasie stanu wojennego. Właśnie tych wydarzeń dotyczy sztuka Sławomira Mrożka "Alfa", którą sam autor uznał za tak nieudaną, że nie pozwalał na jej wystawianie, choć, jak tłumaczył, każdy ma prawo do legendy. Odbyły się dwie premiery - w polonijnym Teatrze Nowym w Londynie w reżyserii Pawła Dangla (1984) i w Teatrze Polskim w Bydgoszczy w reżyserii Andrzeja Marii Marczewskiego, gdzie dla niepoznaki grano sztukę w ramach Dyskusyjnego Klubu Teatralnego pod tytułem "Mrożek 27" (1989). Akcja rozgrywa się w luksusowej willi rządowej, gdzie wywieziono internowanego przywódcę. Całość dotyczy rozterek niedawnego lidera politycznego, odciętego od aktywnego działania i dostępu do informacji. W końcówce jego rozmówcy wznoszą toast za legendarnego, ale martwego lidera, a więc czarnowidztwo autora w oczywisty sposób rozminęło się z tym, co przyniosła rzeczywistość. Najbardziej frapujące jest jednak to, że pod wpływem tej postaci prześmiewczy i ironiczny Mrożek zamienił się w ponurego moralistę.

PRZED KIM KLĘCZY WAŁĘSA?

Przyznam, że z niemałym osłupieniem przyjąłem kilka tygodni temu wezwanie Wałęsy, by zacząć pałować związkowców protestujących przed Sejmem przeciwko wydłużeniu wieku emerytalnego. Myślę, że nie byłem w tym odosobniony. Oto legendarny przywódca krytycznego ruchu społecznego, robotnik zdradza ideały, o które niegdyś walczył. Przypomniała mi się wtedy niepokojąca instalacja Grzegorza Klamana "Izba Pamięci Lecha Wałęsy" (2001), której centralnym elementem była realistyczna rzeźba klęczącego przywódcy, przed którym znajdowała się makieta jego dawnego warsztatu pracy. Dziwny powrót do kolebki Solidarności, której obecni członkowie i przywódcy uważają Wałęsę za wroga, a on nawołuje obecnie do ich pałowania. A może to izba pokuty, w której bohater musi zejść z piedestału i zmierzyć się z samym sobą jako symbolem? Klaman rozwijał ten temat w swoich kolejnych pracach: "Powrót Lecha Wałęsy" z udziałem sobowtóra byłego prezydenta czy "Warsztat Lecha Wałęsy" i "Ostatnie sto cegieł z muru, który przeskoczył Lech Wałęsa". W każdej z tych prac artysta próbuje wydobywać napięcie pomiędzy legendą tej postaci a niespełnionymi nadziejami.

Tak oto wyłania się jeszcze jeden wątek biografii Lecha Wałęsy. Opowieść o nim to opowieść o rodzącym się polskim kapitalizmie. Ten wątek wychwycił w swoim dramacie Paweł Demirski, który do historii przywódcy dopisał epilog poświęcony młodym pracownikom najemnym, którzy przed sądem walczą o swoje prawa. Obecny na premierze spektaklu Wałęsa stwierdził, że porównywanie tych dwóch rzeczywistości jest nadużyciem. Ten temat pojawił się również w znanej piosence Kazika "100 milionów" z 1992 r., w której robotnicy komentują obietnicę ówczesnego prezydenta Lecha Wałęsy złożoną na jednym z wieców przedwyborczych i opowiadają o tym, że w ich życiu transformacja niewiele zmieniła.

Andrzej Wajda zapowiadał, że chciałby, by jego film kończył się wystąpieniem Wałęsy przed Kongresem Stanów Zjednoczonych rozpoczynającym się słowami "My, naród", po których nagrodzono go długą owacją na stojąco. Ale czy znajdą się tam sceny jego spotkania z Margaret Thatcher, ówczesną premier Wielkiej Brytanii, która kilka lat wcześniej nakazała brutalnie spacyfikować strajkujących górników? Często mówi się, że właśnie to spotkanie było zdradą robotniczego etosu i początkiem pędu ku kapitalizmowi, i to właśnie tam symbol brutalnie zderzył się z rzeczywistością. Zderzył się - jak często bywa w przypadku Wałęsy - na zasadzie skrajnej sprzeczności. I zdaje się, że to właśnie paradoksalność tej postaci może być dla sztuki największym wyzwaniem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji