Czy to Jan Kochanowski?
INSCENIZACJA poezji Jana Kochanowskiego na radomskiej scenie pomyślana została rocznicowo, więc spodziewać się można dobrej "jubileuszowej" roboty aktorskiej, reżyserskiej, scenograficznej, bo przecież "miło szaleć, kiedy czas po temu". Tymczasem autorzy scenariusza tego "widowiska teatralnego", niejaki Janusz Pulnar i znany reżyser telewizyjny z epoki minionej, Wowo Bielicki, specjalista od gigantycznych i płytkich widowisk raczej kabaretowych, w których myśl zastępował pióropuszami, potraktowali czarnoleskiego poetę bardzo niepoważnie.
Niepoważnie przede wszystkim dlatego, że całe przedstawienie jest intelektualnie chaotyczne, nieuporządkowane, wątki poetyckiej refleksji rwą się co chwila; o braku wyczucia dramaturgicznego autorów scenariusza i reżysera (Wowo Bielicki), który jest także scenografem i inscenizatorem, najdobitniej świadczy to, że nie wiedzieli, kiedy skończyć. Było kilka (przynajmniej trzy) momentów finałowych ("Modlitwa", informacja o śmierci poety oraz jego słowa: ...,,i wy, żeście mnie słuchali"), tymczasem po bardzo pięknym fragmencie spektaklu ("Czego
chcesz, od nas, Panie...", "Kto się w opiekę...") zaczęła się recytacja fraszek i pieśni dworsko-biesiadnych; po informacji o śmierci poety jeszcze fraszka "Na lipę" oraz fragmenty poezji o Kochanowskim. Wstawki zaś tekstów Edwarda Stachury, i parodiowanie, lekcji języka polskiego wedle - "Ferdydurke" Gombrowicza nie wydają się niczego wyjaśniać, ani upraszczać.
Całość zbudowana jest z trzech części: w pierwszej dużo postaci historycznych, które uczestniczą w niemych obrazach wedle malarskiej wizji Jana Matejki (np. "Hołd pruski") albo w sytuacjach historycznych (walki z Turkami, Tatarami)ą wspomniane już przytoczenia tekstów E. Stachury, niby W. Gombrowicza, Słowackiego, wreszcie samego Kochanowskiego "Pieśń świętojańska o sobótce". Część druga w całości wypełnia "Odprawa posłów greckich"; natomiast w części trzeciej są treny, "Satyr", "Zgoda", pieśni i fraszki. Całość ujęta została w ramy widowiska telewizyjnego. Stąd wiele informacji pochodzi od spikerów czy prezenterów.
W całym przedstawieniu, które odbywa się w trzech miejscach (widocznie to taka moda, albo zabieg, aby się widz nie znudził to się go "przemieszcza" z miejsca na miejsce), chociaż zupełnie nie widzę zasadniczych powodów dla tego faktu, posiada niewątpliwie udane sceny, fragmenty, recytacje, które zresztą niewiele zmieniają w odbiorze całości. Widz może tylko stwierdzić, że aktorzy umieją wiele i mogą wiele, gdyby reżyser wiedział dokładnie ku czemu zmierza.
Scena "trenów" pozostanie - myślę - w pamięci najbardziej i najtrwalej, chociaż ujęcie jej w ramy trenu XIX "albo snu" jest bardzo sztuczne, zmienia zupełnie proporcję i dynamikę innych trenów, bowiem odnosi się - słuszne zresztą - wrażenie, że wszystko odbywa się w konwencji wizji sennej czy nawet halucynacji. Mimo to jednak treny stanowią odrębną i najlepszą dramaturgicznie całość w tym "widowisku teatralnym". Niezwykle harmonijnie współgra z tonacją poezji epicedialnej hymn "Czego chcesz od nas, Panie, za twe hojne dary", jak również "Kto się w opiekę odda Panu swemu". Żałować chyba trzeba, że autorzy scenariusza i reżyser nie wykorzystali trenu XVIII: "My, nieposłuszne, Panie, dzieci Twoje...", w którym przecież wyrażony został określony wniosek poety z. przeżycia cierpienia. Jest to tekst wstrząsający przez wyrażona w nim problematykę egzystencjalną. Nie przypuszczam, aby im nie odpowiadał charakter modlitewny trenu, bo przecież wprowadzili dwa teksty o podobnym charakterze.
Natomiast znacznie przesadzili w dydaktyzmie patriotyczno-politycznym, który trąci wręcz prymitywną propagandą narodowej zgody. A przecież w poezji Kochanowskiego istnieje wyraźnie pewna granica subtelności, poza którą wychodząc, zacieramy piękne kultury renesansowego poety.
W widowisku radomskim dominował krzyk. Dominował nawet tam, gdzie wręcz samorzutnie pojawić się powinna spokojna, refleksyjna tonacja, zaduma filozoficzna nad losem człowieka. Najbardziej raził ten krzyk w chórach "Odprawy posłów greckich". Chór Panien Trojańskich (Danuta Dolecka, Jadwiga Rydzówna, Krystyna Szostak) miał za krótki oddech, spieszył się bardzo, stąd chyba brak zgodności w recytacji. A przecież, kto zna teatr grecki, wie doskonale, że chór był niejako poza akcją, obserwował i wypowiadał uwagi nie zawsze bezpośrednio związane z wydarzeniami, ale zawsze inspirowane przez nie.
Chóry w "Odprawie posłów greckich" są bardzo zrożnicowane pod względem emocji i treści; pierwszy jest refleksją filozoficzną o paradoksalnej sytuacji człowieka, który zdobywając mądrość i doświadczenie życiowe, traci młodość. Jest ta niezwykle trafne spostrzeżenie: czy mądrość warta młodości? To dylemat nie do rozwiązania, jeden z tych przewrotnych dylematów, jakie np. stawiamy kobiecie: czy pani chciałaby być ładna czy mądra? Więc co tutaj trzeba wykrzyczeć? Czyżby reżyser nie wyczuwał tych subtelnych tonacji? A może takiego wrzaskliwego traktowania nawet liryki filozoficznej wymogą spektakl telewizyjny? Nie umiem sobie odpowiedzieć.
Drugi chór: "Wy, którzy pospolitą rzeczą władacie" skierowany jest do określonego adresata, jest jednak spokojny i powiedziałbym dostojny w uniwersalnej moralistyce, jaką wyraża. Trzeci zaś posiada miejsca "krzykliwe", jest przecież katastroficzny, zapowiada niejako wystąpienie Kassandry, kreowanej przez Annę Grażynę Suchocką. Ta Kassandra nie jest tragiczna, nie widać po niej, iż "tropi ją srogi Apollo, który wieszczego ducha dawszy, nie dał wagi w słowiech", stąd jej "wszytki proroctwa na wiatr idą, nie mając u ludzi więcej wiary nad baśni próżne i sny znikome". Jest w niej niejako podwójny tragizm: samo wieszczenie i niewiara otoczenia. Ale tragizm nie polega - przecież wyłącznie na krzyku i drżeniu (na pani Annie Grażynie Suchockiej cały czas drży suknia), szeptem można wypowiedzieć najwyższy ból, cierpienie. Zastanawia też i to, że Kassandra, stojąc na znacznym podwyższeniu, odwrócona jest plecami do widzów i trzyma się bariery balkonowej (może ma lęk przestrzeni?).
Myślę, że także nie do przyjęcia jest styl prezentacji pieśni "Dzbanie mój pisany", jako rozmowy czy wypowiedzi pijaczka spod kiosku z piwem, więc to, co pokazał p. Andrzej Iwiński, pasuje być może do "Kompotu", czy "Pustaków", albo nawet "Daczy", nie przystaje zupełnie do tak pięknych tekstów, jak refleksyjne pieśni Jana z CzarnoIasu. Zresztą p. Iwiński podobnie recytował; jeden z trenów (chyba VIII? "Wielkie uczyniła pustki w domu moim").
O ile śpiew hymnu: "Czego chcesz od nas, Panie..." i "Kto się w opiekę..." wypadł niezwykle subtelnie i chyba inaczej trudno sobie wyobrazić wyobrazić przekaz tych tekstów, to zdaje się, że śpiewana "Muza" (może tylko w tym wykonaniu) jest prostym parodiowaniem wokalistyki Wandy Warskiej i spłycaniem bogatych treści tekstu, który jest przecież typowym soliloguium, czyli rozmową z samym sobą poety, zastanawiającego się nad wartością poezji oraz nad dolą poety w społeczeństwie, które nie lubi rymów:
Bo z rymów co za korzyść krom
próżnego dźwięku?
Ale kto ma pieniądze, ten ma
wszystko w ręku:
Jego władza, jego są prawa
i urzędy;
On gładki, on wymowny, on ma
przodek wszędy.
Jest to również refleksja o wierności powołaniu bez oglądania się na zyski, odznaczenia, godności i urzędy. Jak to pisał Cz. Miłosz:
On powie tym, co wiernych liczą,
Że powołaniu służył swemu...
Wątpię, czy cokolwiek z tych treści dotarło do widzów, zwłaszcza młodych, do których reżyser całe widowisko adresował (tak mówił przed spektaklem publicznie).
Mam w pamięci przedstawienie trenów, z jakim do Radomia w 1980 r. przyjechał Adam Hanuszkiewicz. To było widowisko uporządkowane, logicznie zwarte i konsekwentne, konstrukcja podporządkowana jakiejś myśli, jakiemuś nadrzędnemu celowi. Do tego służyły teksty poety. Hanuszkiewicz odsłonił całe bogactwo myśli, urodę życia, wielkie cierpienie, które jest nieodłączne od życia.
Natomiast w tym widowisku Bielickiego i Pulnara brak porządku, ale jest gonitwa myśli; brak logiki, ale jest kabaretowy styl; brak myśli przewodniej, ale jest zgiełk telewizyjny. Myślę, że zdradziły reżysera jego dawne nawyki, a Jan Kochanowski to naprawdę poeta poważny i myślący, którego nie wyrazi się w krzyku.