Artykuły

Norwid żywy

TEN moment musiał nadejść. Po Słowackim, Wyspiańskim, Krasińskim, a przed Mickiewiczem (bo za preparację do teatralnego spotkania można chyba uznać telewizyjny serial "Pana Tadeusza") musiał się zderzyć teatr Hanuszkiewicza z poezją Norwida. Musiał, gdyż bez Norwida trudno sobie wyobrazić teatr ambitny, a teatr Hanuszkiewicza jest takim. Bez Norwida trudno też sobie wyobrazić teatr współczesny, a teatr Hanuszkiewicza współczesnością żyje. Więc sam fakt zderzenia nie stanowił niespodzianki, ciekawił jedynie jego teren. "Pierścień wielkiej damy", czy "Miłość czysta u kąpieli morskiej" zdawały się tu materiałem nazbyt jednotonnym, "Krakus" zbyt kruchym, "Za kulisami"? - zapewne, ale ten wielopłaszczyznowy dramat, gdzie współgra ze sobą miłość, legenda, teatralność, po przeciwstawnych odczytaniach Horzycy i Brauna nie krył już w sobie kodu znaków magicznych, których ujawnienie mogłoby zaspokoić ambicje inscenizatora. Więc który Norwid? Hanuszkiewicz udzielił odpowiedzi godnej siebie: cały! Zapowiedział widowisko, które stanowiłoby próbę wszechstronnej prezentacji poety, sięgnął po "Promethidiona", lirykę miłosną i obywatelską, "Czarne kwiaty", satyrę, korespondencję. Czy z tak różnorodnego tworzywa skomponował całość, która by była portretem w złoconych ramach? Nie, bo też nie zdawało się to być jego zamiarem. Norwid cały, to Norwid różny. Drwiący z tromtadracji salonów, gorzki, bo goryczą napełnia go świat, zakochany, zamyślony, gniewny, głodny. Norwid to przede wszystkim poeta wyrastający ponad swoją epokę, widzący jej skarlały kształt, zmagający się z małodusznym widzeniem sztuki przez współczesnych, dążący ku wykrystalizowaniu nowych tej sztuki formuł. O każdej z tych barw do portretu Hanuszkiewicz pamiętał, a zbierał je nie po to, by różnobarwność zgubić potem w jednolitości formy. Jednolitość byłaby tu zresztą grzechem, gdyż okradałaby po równi poetę i widza.

Na spektakl w Teatrze Narodowym składa się zatem 6 obrazów, a także 3 krótkie intermedia, z których dwa ("Dysputa I", "Dysputa II") satyryczne, jedno ("Serio fałszywe") sarkastyczne. Początek utrzymany jest w konwencji estrady rapsodycznej: aktorzy z solennością podają tekst, rytm dialogu jest spokojny, sytuacje zgeometryzowane. Potem przychodzą "Etiudy" - kompilacje nakładających się na siebie epigramów, satyr, wyimków z korespondencji; tempo wzrasta, rapsod zmienia się w skecz, aktorzy nie cofają się przed groteskową ostrością słowa i tonu.

Część II stanowi prezentację trzech dalszych odmiennych stylistyk: "Wieczór w pustkach", to niemal Grand Guignol i to podreżyserowany przez Grotowskiego, "Assunta" to złośliwy persyflaż romantycznej bajeczki miłosnej, "Atelier" (znów fragmenty liryków i listów) pożyczył sobie środków wyrazu od studenckiego kabaretu: piosenka, melorecytacja, pantomima. Bogactwo formy służy tutaj treści, jest konsekwencją założenia adaptacyjnego, ukazuje złożoność zjawiska, któremu na imię Norwid. Hanuszkiewicz nie dąży przy tym do rozkładania akcentów, które by zbyt brutalnie podkreślały związek poetyckich wizji z dzisiejszym światem. Jeśli ów związek istnieje, to za wyłączną zasługą samego Norwida. Dyskusja o narodowej i społecznej funkcji sztuki ("Promethidion") brzmi więc pełną aktualnością chociaż Hanuszkiewicz cofa się tu przed ujawnieniem wszystkich współbrzmień tekstu, urywa dialog przed apostrofą o "wytłumaczeniu się polskiego ducha" z niewierności do polskiej sztuki:

"O Polsko! Wiem ja, że artystów czołem / Są męczennicy. Tych sztuka popiołem / Ale czyż wszyscy wiedzą to w Ojczyźnie / I czy posiałaś sztukę krwawe żyźnie?"

Przypowieść o głodujących Arabach w XlX-wiecznym Algierze jest, jakby dziś pisana. I jakby dziś pisane są te liczne zdania o polskich grzechach głównych: prywacie, politykierstwie, skłonności do postulowania, rozmienianiu wielkich czynów na małe korzyści. Obok Norwida - myśliciela wychodzi przecież w tym spotkaniu i Norwid - człowiek. Pokazany bez akademijnych upiększeń, (sekwencja o pani Kalergis), przedstawiony licznymi próbkami swej liryki erotycznej, fragmentami osobistych wyznań, zawartych w korespondencji i pamiętnikarskich notatkach. Te teksty interpretuje Henryk Machalica. Charakteryzacja, kostium, reżyserskie wyobcowanie tej postaci z tła każą w niej widzieć samego poetę. Machalica nie wciela się przecież w Norwida, przydaje jedynie mówionym strofom większy procent pasji, intymniejszy odcień myślenia. Sam Hanuszkiewicz przewija się przez spektakl w wielu wcieleniach. Najpełniej utrafił w tonację norwidowską, gdy recytował "Assuntę", w której partnerowali mu Kazimierz Opaliński, Ewa Pokas, Ewa Krasnodębska. Cały ten kwartet zademonstrował arcydowcipną interpretację poematu romantycznego, w którym nie ma ról, są przecież bohaterowie, a aktor musi różnicować tekst narracji i cytowanych wypowiedzi dramatis personae; musi udawać cudze uczucia, by zaraz opatrywać je własnym komentarzem. Z licznego ansamblu wymienić jeszcze by należało Andrzeja Szczepkowskiego, z urzekającą wstrzemięźliwością uczuć podającego teksty poematów filozoficznych, a także Kazimierza Wichniarza i Aleksandra Dzwonkowskiego, jako parę rodzajowych Sarmatów w obu "Dysputach". Na słowa uznania zasługują zresztą w tym przedstawieniu wszyscy, osobne komplementy wypada skierować pod adresem Andrzeja Kurylewicza za dyskretne kompozycje jazzowe, całkowicie"' służebne wobec litery i ducha Norwidowskiego tekstu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji