Artykuły

Zemsta w Polskim

WRACAM po dłuższej przerwie do tej młoc­ki recenzyjnej, którą już tyle lat uprawiam, a od której co jakiś czas uciekam. No i wracam o dobrej po­rze. Jest czas pięknego, wczesnego lata i ludzi, jakby nieco pogodniejszych w tym słońcu spływającym z błękit­nego nieboskłonu. Sam, stary tetryk krytyczny, jestem go­tów podzielić się z teatrami pobłażliwością, a wiec tym uczuciem, które najchętniej zachowuję dla siebie. Choć nie sądziłem, że będzie mi ono potrzebne akurat w tym wypadku. Wyszedłem bowiem z tej "Zemsty" mniej ożywio­ny niż w momencie, gdy się na nią wybierałem. Owo oży­wienie, ów dobry niepokój oczekiwania towarzyszy za­wsze tej sztuce i chyba jesz­cze tylko "Dziady" i "Wese­le" taką w polskim teatrze czynią odświętność.

Można powiedzieć, że za­wczasu nastawiłem się na wielki wieczór, smakując z góry czekające widownię roz­kosze. Łomnicki jako Papkin! Ciężki, zwalisty inny przecież zupełnie niż zwykliśmy Pap­kina widzieć, toż to by już wystarczyło, by wietrzyć wielką niespodziankę. A w pobok jeszcze i Anna Seniuk, i Bogdan Baer, i Ignacy Ma­chowski, i Tadeusz Bartosik...

NIESPODZIANKI nie było. Dostaliśmy, to prawda, przedstawienie odmienne niż zapisała pamięć z ostatnich trzydziestu lat, ale owa odmienność nie zatkała tchu w piersiach. Ta "Zem­sta", powiedziałbym, socjologizująca, odkryła nam podej­rzane towarzystwo starych kombinatorów i oschłych spekulantów z Bogiem na ustach. Kombinujących i spe­kulujących jednak z polotem jaki pozostawia przyciężka okowita. Czyż nie ma tego u Fredry? No tak, jest, ale nie za tę intrygę wyniesiono "Zemstę" na wyżyny arcyko­medii, lecz dla jej poezji. Fredro prozą, pisał przed la­ty Słonimski, tyle ma dla mnie sensu, co Cezanne w jednobarwnej reprodukcji. A trochę to przedstawienie jest jakby prozą sterowane.

Przecież są w tym spektak­lu chwile znakomite, by wspomnieć tylko całą ostat­nią osłonę, z cudownym pi­saniem listu przez Dyndalskiego i jednoczesnym sta­wianiem testamentu przez Papkina, i w tymże akcie pyszne przebudzenie się Raptusiewicza - Tadeusza Bar­tosika, Co więcej w przedstawieniu? Więc pięknie wykonana przez Annę Seniuk rola Podstoliny, arcykomiczny Dyndalski w interpretacji Bogdana Baera, i jeszcze oddemonizowany i szary Rejent (Ignacy Machowski), ładnym obdarzona głosem Dorota Dobrowolska jako Klara i Wacław, Jana Frycza, żaden tam romantyczny kochanek lecz zbuntowany i świadom matactw starych chłopak, który prowadzi własną grę.

No, a Papkin, a Papkin Tadeusza Łomnickiego?

Wejście miał wspaniałe. Ze­starzały frant przygarbiony nie tyle gitarą dźwiganą na plecach, co swą kondycją wiecznego posługiwacza, któ­remu widzi się już własny kąt i emerytura od schlebia­nia bogatszym. Podbijany tyl­ko czasami namiętnością i nawykami starego gracza i znowu cofający się w ocięża­łość i rezygnację błazna, któ­ry mało dostał od życia. W tych momentach ocknienia, w tych chwilach pobudki Pap­kin Łomnickiego podnosił temperaturę na widowni.

Częściej jednak tkwił w tej ociężałości, w ślamazarnym niesieniu swych kwestii.

Całość spektaklu oprawił w szlachetną scenografię Jan Polewka, który - jak widać - staje się, jak kiedyś An­drzej Stopka, stałym partne­rem Kazimierza Dejmka. I bardzo dobrze.

DOSTRZEGAJĄC więc i myśl, i odłamki pięk­ności tego spektaklu, widzimy grzechy, które jednak niech będą odpuszczone za finał. Finał, który ostat­nie kwestie dialogu odcina od działania scenicznego, zatrzy­muje gest i ruch aktorów w bezruchu, niczym w filmowej stopklatce, a Bogdan Baer odczytuje wraz z dydaskaliami słowa Fredry, nawołujące Polaków do zgody. No proszę "Zemsta" też może być poli­tyczna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji