Artykuły

Brawo Fredro, brawo Łapicki, brawo aktorzy!

W zimny styczniowy dzień spłynęły ku Teatrowi Polskiemu w Warszawie gęste strugi młodzieży, a nawet dzieci. Byli i żołnierze.

Atmosferę przedstawienia czy koncertu współtworzy publiczność. Na "Damy i Huzary" Fredry w Teatrze Polskim młodzież przyszła ubrana z fasonem. Dominowały stroje wieczorowe, ale także dla współczesnych nastolatków. Przyjemnie było spojrzeć. Miły nastrój oczekiwania zamknęła muzyka Tomasza Kiesewettera rozpoczynająca przedstawienie. A trzeba powiedzieć, że w tym przedstawieniu i muzyka, i taniec konsekwentnie wynikają z akcji. Są jej scenicznym rozwinięciem, jednym z elementów spektaklu, a nie doczepioną wstawką.

Najciekawszą stroną tej inscenizacji komedii Fredry jest aktorstwo. Reżyser Andrzej Łapicki potrafił, w doskonałych zresztą aktorów - tchnąć przemożną potrzebę życia na scenie, czyli artystycznej, twórczej obecności w spektaklu. Niezależnie od kondycji fizycznej i psychicznej (te styczniowe zawieje, niże, wyże, ciśnienia...) wszyscy grają z ogromną werwą, chwilami naprawdę się bawiąc. Przedstawienie pełne jest ładnej lekkości i wdzięku. Nikt nie zbywa swoich aktorskich obowiązków. Cały zespół z satysfakcją buduje w scenicznym czasie klasyczną polską komedię, która rozśmiesza i wzrusza.

Aleksander Fredro rozpisał swoje "Damy i Huzary" na 13 postaci. Wśród tych tylko ról pokojóweczki są miłym ozdobnikiem komedii, reszta obsady otrzymała konkretne zadania - nawet i ci dysponujący tylko niewielkim tekstem. Np. Jan Matyjaszkiewiez w roli Rotmistrza nie omija okazji, a również w finałowym mazurze tworzy pełną wyrazu postać. Huzary, a więc męska część zespołu - od początku wykorzystuje choćby najmniejszą możliwość aktorskiego wzbogacenia odtwarzanej postaci. Damy, tak jak zapowiadają zresztą ich kostiumy, zaczynają od karykaturalnego, a już na pewno przejaskrawionego rysowania sylwetek. W miarę rozwoju akcji, Pani Orgonowa - Anny Seniuk, Pani Dyndalska - Łucji Żarneckej, Panna Aniela - Kaliny Jędrusik-Dygat, stają się postaciami coraz bardziej zróżnicowanymi, są aktorsko bardziej przekonujące i atrakcyjne. Ewa Domańska w roli Zofii (obdarzona przez scenografa pięknymi sukniami) konsekwentnie tworzy subtelną postać, wykazując przy tym duże poczucie humoru. Wtóruje jej Waldemar Izdebski jako porucznik Edmund, który w brawurowym mazurze podbija również serce widowni. Dzieje się to tym łatwiej, że huzarzy mają twarzowe, malownicze stroje, zaprojektowane przez Łucję Kossakowską. Także ładna a przy tym funkcjonalna jest jej scenografia, ale jak gdyby za mało było sentymentu, za mało ciepła w projektowaniu detali. Ot, po prostu w innych dekoracjach Kossakowskiej wyczuwało się więcej pasji, więcej rozsmakowania tematem.

Reżyser Andrzej Łapicki ciekawie zestawił dwa światki. O damach już była mowa, powróćmy jeszcze do huzarów: Majora - Mariusza Dmochowskiego, Rotmistrza - Jana Matyjaszkiewieza, Porucznika - Waldemara Izdebskiego, którym sekundowali: Grzegorz - Wiesław Golas i Rembo - Bogdan Baer. Dyskretną postać Kapelana stworzył Andrzej Szczepkowski. Aktorzy mieli świetny kontakt z widownią, niezależnie od wieku widzów. Reżyser utrzymał przedstawienie w jednym stylu, prawdziwie przybliżając nam postacie i w ogóle komedię Fredry. Wystarczy powiedzieć, że na zakończenie sala wolała bis. I był bis. Powtórzono bardzo ładnie zakomponowanego przez Wandę Szczukę mazura. Brawo Damy i Huzary! Brawo Andrzej

Łapicki!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji