Artykuły

Książki mam wszędzie...

- Ciągle nie mogę się wyleczyć z Murakamiego, mimo że czuję, że to jest ciągle jedna i ta sam historia i ten sam bohater, ale ja kocham ten świat i z niecierpliwością czekam na każdą jego nową książkę. Pamiętam, kiedy czytałam "Przygodę z owcą", to ciągle zamykałam książkę, bojąc się, że zaraz ktoś wejdzie do pokoju i coś się stanie. Jakbym oglądała horror - mówi MAGDALENA CIELECKA, aktorka Nowego Teatru w Warszawie.

Na której jesteś teraz stronie?

- Na 354. Chyba, bo zwykle, gdy odkładam książkę, to jestem już w półśnie i nie pamiętam, na której dokładnie skończyłam.

A jak zaznaczasz stronę, na której skończyłaś?

- Zostawiam książkę rozłożoną okładką do góry - na stoliku nocnym, jeśli jest to coś, co czytam przed snem. W różnych innych miejscach też mam porozkładane książki, bo zwykle czytam kilka naraz.

Jaki ma tytuł ta książka, której przeczytałaś już 354 strony?

- "Stan zdumienia". Napisała ją Ann Patchett.

Dlaczego właśnie ta książka?

- Przeczytałam o niej w "Wysokich Obcasach". Bardzo mnie zainteresował wywiad z autorką. I zaintrygowało mnie, że książka jest reklamowana jako "kobiece Jądro ciemności". W zasadzie myślałam, że będzie o czymś innym. Że będzie bardziej uniwersalna, a okazała się epicką opowieścią o wyprawie pewnej lekarki do Amazonii.

Jak u Herzoga...

- Trochę tak, ale w tle są treści dotyczące naszej duchowości, też genderowe. Dużo miejsca Patchett poświęca przemianom naszej osobowości i mentalności w zderzeniu z pierwotną kulturą, gdy stykamy się z niewytłumaczalnymi i niewyjaśnionymi do końca sytuacjami i zdarzeniami.

Po ilu stronach wiesz, że książka jest warta dalszej lektury?

- Z tym bywa różnie. Ale przeważnie jest tak, że gdy jestem już w połowie i nie mam odruchu szukania okazji, by z radością do niej wrócić, to najczęściej już dalej nie czytam. Najlepiej jest wtedy, gdy mam taką książkę, dla której rzucam wszystko albo robię to, co mam do zrobienia, szybko, by tylko móc powrócić do czytania.

Mnie właśnie tak ostatnio pochłonęła książka Limonowa. Czy są osoby, których opinie bierzesz pod uwagę przy dobieraniu lektur?

- Na przykład twoimi opiniami bardzo często się kieruję. Poza tym dużo o książkach rozmawiamy ze znajomymi. Wiele książek trafia do mnie z polecenia. Tak było na przykład z Alice Munro. Koleżanka odleciała na jej punkcie. Podobnie było lata temu z Murakamim, którego kocham do dzisiaj. Grzegorz Jarzyna mi polecił tego autora, a dokładnie "Sputnik Sweetheart".

A jak polecał?

- No, że to jest takie lynchowskie, czyli trochę pojechane. Ciągle nie mogę się wyleczyć z Murakamiego, mimo że czuję, że to jest ciągle jedna i ta sam historia i ten sam bohater, ale ja kocham ten świat i z niecierpliwością czekam na każdą jego nową książkę. Pamiętam, kiedy czytałam "Przygodę z owcą", to ciągle zamykałam książkę, bojąc się, że zaraz ktoś wejdzie do pokoju i coś się stanie. Jakbym oglądała horror.

Wracasz do książek?

- Wracam, ale często to nie zdaje egzaminu. Nie mówię nawet o książkach z młodości, ale też o późniejszych. Nie wiem, na czym to konkretnie polega, ale w danym momencie pewne książki działają, a w innym już nie. Miałam tak na przykład z "Po tamtej stronie" Alfreda Kubina, która była na szczycie mojej listy, gdy ją czytałam podczas studiów. Kiedy wróciłam do niej po latach, to

miałam wrażenie, że czytam zupełnie inną książkę. Nie zrobiła na mnie już takiego wrażenia. Z Cortazarem mam podobnie.

Fajnie, jak książka trafia do człowieka w odpowiednim momencie.

- Myślę, że każda książka trafia do nas w tym czasie, kiedy ma trafić. To jest trochę jak z miłością. Trafiasz na danego człowieka akurat w tym momencie, kiedy masz na niego trafić - i z książkami jest tak samo.

To mogłoby być mottem naszej rozmowy.

- O, naprawdę? A ja myślałam, że to początek naszej rozmowy.

Polskich autorów czytujesz?

- Jasne. Bardzo dużo. Teraz czytam "Kochanie, zabiłam nasze koty" Doroty Masłowskiej, którą ostatnio przez nieuwagę przejechałabym na pasach na Żoliborzu, ale na szczęście ona tego nie zauważyła.

Mam nadzieję, że nie z zemsty za to, że nie podoba Ci się jej nowa książka?

- Nie. To dobra książka, chociaż nie należy do tych pozycji, do których z niecierpliwością powracam. Ale dobrze się ją czyta w podróży. Dobra jest też na krótkie przerwy w ciągu dnia. Przełomowa z pewnością nie jest, ale napisana śmiesznym, przejmującym językiem, jak to u Masłowskiej. Ona bardzo fajnie przetwarza naszą rzeczywistość. W tej książce są cudowne, prawdziwe postaci. To

dobry materiał na film.

Co jeszcze z polskich autorów polecasz?

- Przeczytałam świetną debiutancką książkę Jarosława Kamińskiego pod tytułem "Rozwiązła". Zaintrygował mnie tytuł, który zapowiadał coś ostrego, perwersyjnego. Gdy tylko zaczęłam czytać, pomyślałam, że to genialny temat, niejako wpisujący się w mój czas. Czterdziestoletnia kobieta ma faceta dwadzieścia lat młodszego i są ze sobą od kilku miesięcy. Historia zaczyna się w momencie, gdy idą do jego rodziców, do jego domu rodzinnego na pierwszy obiad, by się zapoznać. Rodzice chłopaka są prawdopodobnie w jej wieku. Oczywiście na tym obiedzie jest totalna katastrofa. Wydaje się więc na początku, że będzie o pokoleniowych zmaganiach w związku, czyli typowa obyczajówka. Zaskoczeniem jest, że książka opowiada o czymś kompletnie innym. Bardzo filmowa książka

i świetnie napisana. Przeczytałam jednym tchem na plaży, bo dużo czytam na wakacjach.

A jaka jest Twoja ulubiona pozycja?

- Jeśli chodzi o czytanie, to na brzuchu z brodą wspartą na rękach. Albo na leżaku. Mogę tak godzinami.

Dużo książek zabierasz w podróż?

- Mam w domu takie stosy porobione z myślą, że właśnie wezmę je na wyjazd. Dlatego nie lubię takich książek choinkowych, które ładnie wyglądają i są duże, więc mogą być na prezent. Duże książki są dla mnie nie do zaakceptowania, bo nie mogę ich nigdzie zabrać. Książki mam wszędzie, i w torbie, i w samochodzie, potrzebuję ich w przerwach między moim zajęciami. Bez nich wpadłabym w lekką panikę.

A próbowałaś czytać z tych elektronicznych urządzeń?

- Nie. Musi być papier. Nie chcę powiedzieć, że czytanie to rytuał, ale jednak to dla mnie coś tak naturalnego i ludzkiego, że nie wyobrażam sobie, bym mogła czytać inaczej.

Czy zdarzyło Ci się oglądać film, który był lepszy od książki albo chociaż jej dorównywał?

- "Pożegnanie z Afryką" jest takim filmem. Choć generalnie książki są lepsze, to jednak często nie można ich z filmami porównywać. Dobrym przykładem jest książka "Godziny" Michaela Cunnighama i oparty na niej genialny film. Ja najpierw, o zgrozo, widziałam film i kiedy czytałam książkę, pod powiekami miałam aktorki, które w filmie zagrały. Od tego nie da się uciec. Książka jest jednak na tyle

inna niż film, że te dzieła nie muszą ze sobą konkurować. Podobnie jest z "Intymnością".

A co w dalszej kolejności będziesz czytała?

- Przy łóżku mam Trumana Capote'a "Portrety i obserwacje".

Ja teraz czytam "Sunset Park" Paula Austera.

- Kupiłam tę książkę, ale jeszcze nie czytałam. Pamiętam, że razem kupiliśmy "Nemezis" Philipa Rotha i na początku wydawało mi się: co mnie obchodzi świat nastoletnich chłopców żyjących na Brooklynie, których dotyka polio. Tymczasem jednak to książka tak uniwersalna i porażająca, że robi kolosalne wrażenie. Niestety, jest za krótka.

Philip Roth to jeden z najwspanialszych żyjących pisarzy.

- No chyba tak, chociaż tu spierałabym się, bo ja uwielbiam J. M. Coetzee'ego. Czy niezależnie od tego mogę na koniec naszego wywiadu zaapelować do autora książki "Śmierć czeskiego psa"?

Proszę bardzo.

- Drogi panie Januszu Rudnicki, jeśli pan w tym roku nie wyda jakiejś książki, to pojadę tam, gdzie pan mieszka, i pana zabiję.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji