Artykuły

Mistrzowska Jubilatka

- Najtrudniej dojść do osiemdziesiątki, a potem to już leci... - powiedziała niegdyś, obchodząca 90. urodziny, DANUTA MICHAŁOWSKA, mistrzyni słowa, współtwórczyni Teatru Rapsodycznego

Danuta Michałowska - wielka dama krakowskich teatrów, mistrzyni słowa, dobrego smaku literackiego, powściągliwego, dyskretnego aktorstwa, a także pedagog, autorka książek i spektakli. A przede wszystkim współtwórczyni słynnego Teatru Rapsodycznego, w którym grała wraz z Karolem Wojtyłą, teatru, który w czasach komuny był represjonowany i trzykrotnie zamykany. Dziś, kiedy Pani Profesor obchodzi 90. urodziny, chciałoby się powiedzieć: najtrudniej dojść do dziewięćdziesiątki...

Spotkanie jubileuszowe z wielce zasłużoną aktorką odbyło się w Klubie Aktora Loża, gdzie stawiło się liczne grono przyjaciół i oficjalnych gości. - Kim stałbym się, gdybym na swojej drodze nie spotkał Ciebie, Danusiu?- zapytał wobec zebranych Tadeusz Malak. I zapewne zadał to pytanie także w imieniu innych kolegów i uczniów Pani Profesor. Bo przecież w swej 40-letniej pracy pedagogicznej w krakowskiej PWST, gdzie była też rektorem, wyedukowała 900 aktorów, wśród nich gwiazdy sceny i ekranu: Jana Peszka, Jerzego Stuhra, jego syna Maćka, Dorotę Segdę czy Dominikę Bednarczyk.

Z Panią Profesor rozmawiałam wielokrotnie i zawsze były to fascynujące spotkania, gdyż opowieści Danuty Michałowskiej można słuchać godzinami. Podczas jednego ze spotkań powiedziała mi: - Moje artystyczne pomysły rodziły się w pokoju, w którym teraz siedzimy. Przychodziły mi do głowy przeważnie nocą. W ostatnich latach przenosiłam je na komputer, który zastępuje mi nieco słabszą pamięć. Za każdym razem oglądałyśmy dziesiątki zdjęć, czytała mi listy od Ojca Świętego Jana Pawła II, z którym była w stałym kontakcie.

A jak to wszystko się zaczęło? Dla Danuty Michałowskiej teatr zaczął się w pierwszych latach okupacji. Pewnego dnia odwiedzili ją Juliusz Kydryński i Tadeusz Kwiatkowski, których znała z gimnazjalnych wieczorów autorskich, proponując rolę Smugoniowej w przygotowywanej realizacji "Przepióreczki" Żeromskiego. Wybór tego dramatu był związany z bliskimi kontaktami z Juliuszem Osterwą.

Gdy zjawiła się na pierwszej próbie w mieszkaniu państwa Kydryńskich, spotkała Karola Wojtyłę. Pamiętała go z wieczoru autorskiego w roku 1938 oraz ze studenckiego spektaklu "Kawalera księżycowego" w 1939 - wraz z Kydryńskim i Wojtyłą przygotowali jeden akt, "Przepióreczki". Później, w poszerzonym już składzie, zaczęli pracę nad "Weselem" i "Wyzwoleniem".

Aż nadszedł 11 sierpnia 1941 roku, kiedy to w mieszkaniu państwa Dębowskich przy ul. Komorowskiego 7 odbyło się pierwsze spotkanie z Mieczysławem Kotlarczykiem, dając początek legendarnemu Teatrowi Rapsodycznemu.

Nie do przecenienia był artystyczny, intelektualny i ideowy wkład Karola Wojtyły w powstawanie i działalność Teatru Rapsodycznego

- Kotlarczyk był mózgiem i ideologiem zespołu - wspomina. - Reżyserem stanowczym, a równocześnie bardzo koleżeńskim - zawsze znakomicie przygotowanym. Marzyciel, romantyk i uparty fanatyk swojej koncepcji Teatru Słowa. Dla niego Teatr Rapsodyczny - ta nazwa powstała dopiero po wojnie - miał być punktem wyjścia do stworzenia prawdziwego polskiego teatru narodowego, który by wypracował styl grania arcydzieł polskiej literatury. Oczywiście, nie do przecenienia byłartystyczny, intelektualny i ideowy wkład Karola Wojtyły w powstawanie i działalność teatru. Pracowaliśmy też nad "Hymnami' 'Kasprowicza, utworami Norwida, ,fanem Tadeuszem ", "Samuelem Zborowskim " Słowackiego. Karol był wybitnie utalentowany i pełen młodzieńczego entuzjazmu. Nasze dyskusje o teatrze przenosiły się także poza próby. Często między spotkaniami jechał do pracy, na nocną zmianę do Solvayu, toteż w tramwaju toczyliśmy niedokończone dysputy. Poezja i sztuka były żywiołem Karola. Osterwa upatrywał w nim nadzieję polskiego teatru. O tych i późniejszych czasach, kiedy Karol Wojtyła został biskupem, starał się wspierać Teatr Rapsodyczny i walczył o jego przetrwanie, piszę w mojej książce pamięć nie zawsze święta".

Teatr Rapsodyczny wyszedł z podziemia pod koniec 19451. W 1953, jako szkodliwy ideologicznie, został zlikwidowany, a - jak wspomina aktorka - "ukochany i wychowany przez Kotlarczyka i jednocześnie zastraszany przez władzę zespół wyrzekł się rapsodyzmu, opowiadając się po stronie teatru realistycznego".

Ona jedna wyraziła sprzeciw. Od następcy Kotlarczyka, Ignacego Hennera, dostała wypowiedzenie z zakazem wstępu do teatru. Na życie zarabiała znów jako maszynistka, przepisując zaprzyjaźnionemu poecie jego utwory, prowadziła kółko recytatorskie i amatorski zespół teatralny. Wreszcie przyszła tzw. odwilż i w 1955 r. zaangażowano ją do Starego Teatru.

- Owszem, zagrałam tam kilka ról. Potem przyszedł "polski Październik" i w 1957 roku ponownie, ku mojej wielkiej radości, restytuowano Teatr Rapsodyczny. Niestety, zaistniał konflikt między mną a dyrektorem i po czterech latach dostałam wypowiedzenie, tym razem od Kotlarczyka. To był trudny dla mnie czas, ale w moim życiu wszystkie złe sytuacje obracały się dla mnie na dobre. Gdyby nie strata pracy, na pewno nie powstałby mój Teatr Jednego Aktora. Powstał z konieczności, bo wszyscy ówcześni dyrektorzy krakowskich teatrów odmówili mi angażu. Pierwsza moja premiera, "Bramy raju "Andrzejewskiego, znalazła gościnę w Piwnicy pod Baranami. Jednocześnie od rektora PWST Tadeusza Burnatowicza dostałam propozycję prowadzenia zajęć. Byłam uszczęśliwiona, gdyż ta praca, zgodna z moimi zainteresowaniami, gwarantowała mi minimum socjalne. Po wielu latach, w czasie solidarnościowej "rewolucji", zostałam rektorem tej uczelni.

Kiedy pytam aktorkę, które chwile były w jej życiu artystycznym najszczęśliwsze, mówi bez wahania, że z wielkim sentymentem wspomina czasy rapsodyków na scenie przy ul. Warszawskiej. Wspomina, że to tam właśnie zaczęło się prawdziwe życie artystyczne. To była sala, którą zaadaptował i jako pierwszą swą scenę zbudował Kotlarczyk, dzięki pomocy finansowej prymasa Augusta Hlonda.

Teatr Rapsodyczny funkcjonował po sąsiedzku z siostrami miłosierdzia, stołówką dla ubogich, skąd często dochodziły kapuściane zapachy albo kwiki nielegalnie hodowanego prosiaka. W takich warunkach powstały m.in. spektakle "Rapsody" Wyspiańskiego, "Dialogi miłości" i "Eugeniusz Oniegin" z legendarną już dziś rolą Danuty Michałowskiej jako Tatiany, zagraną 482 razy. Fascynacje teatralne Pani Profesor opisał prof. Jacek Popiel w wydanej przed rokiem książce "Teatr Danuty Michałowskiej. Od Króla-Ducha do Tryptyku rzymskiego". "Danuta Michałowska jest dla mnie jedną z największych osobowości, które dane mi było spotkać w środowisku artystycznym" - pisze wybitny polonista i znawca teatru.

I dla wielu kolegów - aktorów, dla wychowanków - studentów, jest wciąż niezastąpioną mistrzynią słowa.

Nisko się kłaniamy, Pani Profesor, dziękując za wszystkie doznania artystyczne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji