Artykuły

Innego końca świata nie będzie

To spektakl nie tylko o braku odpowiedzi, lecz także o niemożności zadawania właściwych pytań - o "Braciach i siostrach" w reż. Mai Kleczewskiej w Teatrze Im. Kochanowskiego w Opolu pisze Michał Centkowski z Nowej Siły Krytycznej.

Świat, do którego zaprasza nas w swym najnowszym spektaklu Maja Kleczewska, fascynuje i niepokoi. Znajdujemy się w jakimś przedziwnym postindustrialnym podziemiu: "kryształowy pałac" został zastąpiony przez betonowy sarkofag. Wokół sterty śmieci. Może to wysypisko gdzieś na tyłach rzeczywistości jest poczekalnią, jakimś dantejskim czyśćcem? Scenografia Marcina Chlanda przywodzi na myśl najlepsze obrazy amerykańskiego kina lat z 70. i 80., przypomina "Mad Maxa". Czy to świat u progu katastrofy? Czy może ona już się wydarzyła? Czy gdzieś "tam" potworny świat przypomina już "jałową ziemię", którą w swej "Drodze" opisał McArthy? Czy ziemię opanowały hordy dzikich zwierząt i jeszcze dzikszych ludzi, a ta pełna betonu i metalu piwnica jest "ostatnim brzegiem", gdzie schronili się ocaleni? Trzeba zachować milczenie - ostrzega jeden z mieszkańców podziemnego świata - by nie zdradzić swojego cichego bytowania tu na dole.

Nagle z nor wypełzają mieszkańcy tego dziwnego świata. Zza stert śmieci, ze starych materacy, z każdego kąta. Pojawiają się pensjonariuszki i pensjonariusze foucaultowskiego zakładu dla obłąkanych.

***

Zaraz, zaraz. Przypominam sobie "Lot nad kukułczym gniazdem" Formana... Tak! Jest i Indianin. A gdzie medyczny personel?

***

Nieważne, gdzie jesteśmy, nieważne kiedy: jesteśmy poza czasem i światem, poza geografią, topografią, poza historią.

Będziemy się przyglądać jakiejś przedziwnej społeczności wyrzutków, szalonych proroków i wizjonerów. Wszystko wydarza się w nich i pomiędzy nimi, to oni stwarzają ów świat. Zajrzymy w otchłań ich samotności, w bezmiar cierpienia człowieka, a otchłań zaglądać będzie w nas.

Czy oni to my, reprezentatywna socjologicznie metafora naszego dziś?

Są młodzi i starzy, kobiety i mężczyźni, zdrowi i kalecy. Są tu bracia Karamazowie, jest Bóg-Ojciec-Karamazow, są siostry Prozorow i brat ich Andriej, są ich niedoszli kochankowie i wyśnieni mężowie. Wszystkie te postaci zaludniają ów bezczas, snują się niczym samotne atomy, poruszają się i zderzają. Aktorzy kolejno przywdziewają tożsamości bohaterów nie tylko z Dostojewskiego i Czechowa. Powtarzają gesty z "Cafe Muller" Piny Baush, czerpią z inspiracji filmowych.

Jest matka, której dziecko umarło, przejmująco sportretowana przez Sylwię Zmitrowicz. Kobieta w nieskończoność zaklina rzeczywistość tą samą opowieścią: "Dziś rano powiedziałam do niego", "a on się uśmiechnął". Trzyma w rękach plastikową lalkę, której w dodatku w pewnym momencie odpada nóżka. A jeśli nie było żadnego dziecka?

Jest staruszka (fenomenalna Zofia Bielewicz), najmłodsza z sióstr Prozorov, w nieskończoność rozpamiętująca swą niemożność spełnienia w miłości. W scenie gdy wraz z siostrą na szpitalnym łóżko jedzą galaretkę, marząc o "wyśnionych miłościach", objawia się cały tragizm ich losu, kształtowanego i wyrażanego przez tę sentymentalną narrację.

Każda z postaci "Braci i sióstr" niesie z sobą ciężar indywidualnej traumy; każda jest ofiarą zawiedzionych nadziei, samotności, uwikłania w płeć, własnych oczekiwań; każda opłakuje jakąś stratę.

Wszyscy oni są uwięzieni, zaś narzędziem zniewolenia jest język. Słowa, komunikaty, konwencje, które miast wyjaśniać świat, czy przepracowywać cierpienie, niczym zaklęcia magiczne zakłamują świat, konserwują pancerz odgradzający bohaterów spektaklu od rzeczywistości, oddzielający od drugiego człowieka. Bohaterowie miotają się, wyczekując że coś się wydarzy, bo przecież coś musi się wydarzyć?!

Spektakl Mai Kleczewskiej jest jednak nie tylko o braku odpowiedzi, lecz także o niemożności zadawania właściwych pytań. "Bracia i siostry" ukazują zatem przede wszystkim bankructwo opowieści. Zarówno bowiem bezsensownymi jawią się dylematy ontologiczne roztrząsane przez Karamazowów, jak i gnuśna melancholia sióstr Pozorov. Bowiem wszystkie te opowieści w istocie oddalają bohaterów od esencji bycia. Podobnie jak od właściwego odczytania opowieści oddala nas nieustanna myśl o katastrofie. Innego końca świata nie będzie, apokalipsa spełnia się nieustannie, świat załamuje się permanentnie. Bydlęce wagony, tramwajowe zajezdnie, szpital dla obłąkanych, więzienie i wysypisko, dantejski czyściec czy też ponowoczesny interim trwają nieustannie, w nietzscheańskim piekle powtarzalności.

Świat utracił swą oś. W scenie nawiązującej do wizji Castelucciego, Kleczewska wskazuje bezlitośnie, że Bóg (jeśli kiedykolwiek istniał) umarł. A jeśli nawet jeszcze nie umarł, jest chorym, srającym w pieluchy pacjentem jakiegoś nędznego hospicjum. Nieporadnym, groteskowo pożerającym kiełbasę.

A więc, jaka jest odpowiedz? Czy jest jakakolwiek odpowiedz, czym wypełnić tę bolesną pustkę?

Tą odpowiedzią jest człowiek. Świat nieustannie wydarzający się i ginący w nas, pomiędzy nami. I już nie jest ważne, czy znika, gdy zamykamy oczy. W tym świecie tkwimy niejako w zawieszeniu, płynnie deformując niedopasowane tożsamości. Kolejne fundamenty rozpadają się: wiek, płeć, to wszystko jedynie formy, kolejne mutacje owego krępującego autentyczne emocje gorsetu, figury tych samych wspólnie zamieszkiwanych opowieści.

Jeśli zatem "Bracia i Siostry" są, jak mówiła sama reżyserka, spektaklem o katastrofie, to jest to katastrofa epistemologiczna, w wyniku której słowa i znaczenia odrywają się od siebie. Tracą walor poznawczy, przestają służyć zbliżeniu, komunikacji, zrozumieniu, wyrażeniu siebie i swoich emocji, zaczynają zaś konstruować martwe twory, teorematy, stają się narzędziem konwencji zakłamujących świat i człowieka.

Czego zatem możemy być pewni w tym świecie? Drugiego człowieka i naszego z nim zderzenia, nierzadko bolesnego. W tym zderzeniu możemy odkryć siebie, ryzykując odtrącenie. Cierpieć i odnaleźć w tym cierpieniu sens, bądź schować się w owym pancerzu konwencji i miotać się nieustannie, jak miotają się uwięzieni w swych fantazmatach, niespełnionych oczekiwaniach, filozoficznych dyskursach bohaterowie.

Dlatego najważniejsze monologi, najwznioślejsze dylematy bohaterowie Dostojewskiego wygłaszają beznamiętnie, jakby w próżnię, mechanicznie i niemal bezmyślnie. Tak samo bełkotliwie i sztucznie wybrzmiewają najsłynniejsze kwestie z "Trzech sióstr".

Kleczewska ukazuje zatem nie tylko bankructwo tych wielkich opowieści, jakimi są w istocie zarówno religia, jak i nauka, czy też filozofia. Także owe indywidualne narracje kolejnych postaci konserwują wszak formy zastane.

Dlatego Prawda rozbłyskuje na moment jedynie gdzieś pomiędzy najwspanialszymi frazami literatury. W ruchu, w tańcu. Lecz nie w tym zaczerpniętym z filmów Wong Kar Waia, pięknym i zmysłowym, jaki obserwujemy w głębi planu, na wąskiej rampie, na tle białych kafelek. Nawet tam w wystudiowanych pozach czuć bowiem jakiś fałsz, jakieś kłamstwo. Szczery jest spontaniczny, choć może już nieporadny taniec sióstr Prozorov z Karamazowem. I jest coś prawdziwego w scenie kalekiego "spaceru" Dawida Ogrodnika wcielającego się w rolę "odkupiciela" oraz dziewczyny na wózku, przejmująco sportretowanej przez Martę Nieradkiewicz.

Odkryć w sobie coś pierwotnego, instynktownego, wyzwolić uczucia spod tyranii myśli, intelektu? Wszak nie ma już odwrotu, nie sposób wyzwolić się z uwikłania.

Największą siłą tej olśniewającej, pięknie montowanej, pełnej doskonale skomponowanych kadrów opowieści jest to, że udaje się Kleczewskiej - choć ociera się nieraz o kicz, o banał - powiedzieć nam o nas coś istotnego, coś szalenie zajmującego i odważnego. "Mów sercem, przecież masz serce" wykrzykuje w finałowej scenie jakiejś niezgrabnej, szamotaniny młody chłopak grany przez Ogrodnika. Proste? Pozornie. Banalne? Nigdy.

W chwilę później scenę zalewa deszcz. I już nieważne, czy pada on z nieba, czy z przeciwpożarowej instalacji... Oczyszczający rytuał narodzin.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji